Zastanawiałam się czy pisać o tym, bo to dość przykra sprawa. Ale myslę, że tak, że takie przypadki trzeba nagłaśniać. A chodzi o podejście do zwierząt pewnej firmy zajmującej się przątaniem w mieście. Niestety czasem zwierzęta giną w wypadkach czy też umierają z różnych innych powodów i ktoś powienien się zająć usunięciem ich z ulicy.
Przypadek nr 1: wracałam kiedyś do domu i znalazłam martwego kota, więc zadzwoniłam do strazy miejskiej aby pokierowali tę sprawę do odpowiednich służb. Strażnik przyjął moje zgłoszenie i obiecał sprawę załatwić, pytając mnie wcześniej gdzie ten kot leży tzn. trawnik czy jezdnia czy też chodnik. Bo okazuje się, że od tego gdzie leży to stworzenie to przyjeżdża inna ekipa (zieleń miejska czy firma sprzatająca itd...). Na moje pytanie a kto by sie tym zajął gdyby zwierzak leżał akurat na granicy trawnika i jezdni nie umiał mi odpowiedzieć. Na całe szczęście przyjechała ekipa i zajęła się tym, ale i tak musiałam ponawiać zgłoszenie bo ponoć nie mogli tego kota znależć (???)
Przypadek nr 2: jakieś dwa miesiące temu wracałam do domu i na środku chodnika znalazłam kota w stanie agonalnym (koci katar z powikaniami). Ludzie przechodzili obok i nikt nawet nie spojrzał. Zabrałam go do weta, z myslą, że jeżeli nie można go uratować to chociaż trzeba skrócić mu cierpienia i pozwolić godnie odejść. I tak się stało, problem był natomiast co zrobić ze zwierzakiem, ponieważ nie miałam możliwości zakopania go. I znów zadzwoniliśmy z wetem do wyżej wspomnianej firmy i usyszeliśmy, że oni nie przyjadą po kota bo nikt im za to nie zapłaci i pewnie mamy zamiar ich naciągnąć. A jak chcemy żeby oni go zabrali to mamy go wynieść z lecznicy na ulicę, położyć i jeszcze raz zgłosić to do nich. Włos się jeży! Po dość długich bojach okazało się, że nikt nie może nam pomóc. Zabrałam kota i wieczorem moja mama kopała na podwórku pod krzakami dołek aby zwierzaka tak zakopać.
Mam nadzieję, że więcej coś sie takiego nie zdarzy, ale czarno widzę....