Gdańsk.Stocznia Rem. Nasz stoczniowy żłobek-szpitalik.

Od kilku lat próbuję pomóc kotom w Gdańskiej Stoczni Remontowej.
Jak będę miała trochę czasu założę o tym wątek, narazie w skrócie powiem tylko, że musiałam robić to w ukryciu, a od zimy nie mogłam w ogóle wejść na teren stoczni. Obecnie otrzymałam stałą przepustkę, dostałam niewielkie pomieszczenie na swoje potrzeby, ale jest to cośkolwiek zbyt późno.
Prawie wszystkie kotki wykocone, oczywiście staram się wyadoptować kociaki, kilkanaście już w nowych domach, następne kilka czeka w naszym lokalu na adopcje (bardzo chorowały), niestety zaczęły się wakacje i narazie małe szanse na dom dla nich.
Kociąt w stoczni jest mnóstwo, siedzą w domkach, biegają po parkingach, pod kołami samochodów, siedzą poukrywane na halach, wychodzą z każdego kątka, spod kamiennych płyt, gdzie przesiadują na rurach.
Problemem jest to, że zaczęły chorować. One rodzą się z matek, które same są w złej kondycji, gdy matka przestaje je karmić, czy też karmi niewystarczająco, kociaki praktycznie głodują. Staram się je oczywiście dokarmiać, ale jak wiecie nasza Fundacja jest bardzo mała, nie mamy żadnych dotacji, tak więc robimy wszystko za własne fundusze, a mamy pod naszą opieką również inne koty w Gdańsku.
Obecnie zostało mi kilka puszek i niecałe 5 kilko karmy, nie mamy już środków aby zakupić jedzenie dla kotów, mamy do zapłacenia rachunki, w lecznicach robimy wszystko na kredyt, ale kredyty też trzeba spłacać.
Obecnie mamy w tym pomieszczeniu 4 kociaki w najgorszym stanie, a wczoraj znalazłyśmy kolejnego w tak złym stanie, że nie wiadomo czy przeżyje, zapalenie płuc z wysiękiem, zachudzony szkielecik, tak odwodniony, że brak słów.
Dziś musimy zabrać dwa kolejne, które już dopadł kk i oczko jednego jest już w złym stanie. Codziennie jeżdzimy z maluchami do weta, niektóre dostają kroplówki, muszą być karmione na siłę.
Każdy dzień przynosi kolejne chore kociaki, jeśli przestaniemy karmić pozostałe koty, zaczniemy zbierać nie chore a martwe kociaki.
Jeśli ktoś może wspomóc karmą lub datkiem stoczniowe kocięta bardzo, bardzo prosimy. Te jeszcze zdrowe jedzą każdą karmę, jedzą wszystko.
Adres i konto na które można wpłacać datki z dopiskiem : stocznia, podam na pw.
Nie mam dobrych zdjęć, bo aparat się zbiesił, telefon też zepsuł i robiłam jakimś starym gratem, ale nie wiem jak je zgrać.
Tu zdjęcia karmionych kotów i maluch z zapaleniem płuc, który jest u mnie w domu.

EDIT. Nasz stoczniowy żłobek.
Biało-szary Orzeszek, który jest bardzo chory, ale staramy się wyciągnąć go z Lap choróbska.

Białoczarna Fasolka i szary z rudymi refleksami Groszek, są w już w domu tymczasowym u Marzenki.

Czarny z białymi znaczeniami Strzałek.

Prawie cała czarna Czarka, też bardzo chora.

Dzieci stoczniowej Kredki, rudasek i marmurek.

Jedna maleńka koteczka i chłopczyk znajdują się w domu tymczasowym u pani Elżbiety.
Zdjęć jeszcze nie dostałam.
Balbinka, Ptyś i Jacek w moim domu tymczasowym oczekują na dom. Też chorowały.
Tutaj kociaki razem jeszcze z Jeżykiem.

Odeszły od nas:
Synek mieszańca Abisyńczyka o imieniu Zbój, kociak przepiękny Jeżyk.

Franek, który bardzo walczył o życie.

Maleńka koteczka, której nawet najlepszym lekarzom nie udało się uratować.
Koteczka była prawie cała czarna i nie miała jeszcze imienia. Nie mam jej zdjęcia.
Jak będę miała trochę czasu założę o tym wątek, narazie w skrócie powiem tylko, że musiałam robić to w ukryciu, a od zimy nie mogłam w ogóle wejść na teren stoczni. Obecnie otrzymałam stałą przepustkę, dostałam niewielkie pomieszczenie na swoje potrzeby, ale jest to cośkolwiek zbyt późno.
Prawie wszystkie kotki wykocone, oczywiście staram się wyadoptować kociaki, kilkanaście już w nowych domach, następne kilka czeka w naszym lokalu na adopcje (bardzo chorowały), niestety zaczęły się wakacje i narazie małe szanse na dom dla nich.
Kociąt w stoczni jest mnóstwo, siedzą w domkach, biegają po parkingach, pod kołami samochodów, siedzą poukrywane na halach, wychodzą z każdego kątka, spod kamiennych płyt, gdzie przesiadują na rurach.
Problemem jest to, że zaczęły chorować. One rodzą się z matek, które same są w złej kondycji, gdy matka przestaje je karmić, czy też karmi niewystarczająco, kociaki praktycznie głodują. Staram się je oczywiście dokarmiać, ale jak wiecie nasza Fundacja jest bardzo mała, nie mamy żadnych dotacji, tak więc robimy wszystko za własne fundusze, a mamy pod naszą opieką również inne koty w Gdańsku.
Obecnie zostało mi kilka puszek i niecałe 5 kilko karmy, nie mamy już środków aby zakupić jedzenie dla kotów, mamy do zapłacenia rachunki, w lecznicach robimy wszystko na kredyt, ale kredyty też trzeba spłacać.
Obecnie mamy w tym pomieszczeniu 4 kociaki w najgorszym stanie, a wczoraj znalazłyśmy kolejnego w tak złym stanie, że nie wiadomo czy przeżyje, zapalenie płuc z wysiękiem, zachudzony szkielecik, tak odwodniony, że brak słów.
Dziś musimy zabrać dwa kolejne, które już dopadł kk i oczko jednego jest już w złym stanie. Codziennie jeżdzimy z maluchami do weta, niektóre dostają kroplówki, muszą być karmione na siłę.
Każdy dzień przynosi kolejne chore kociaki, jeśli przestaniemy karmić pozostałe koty, zaczniemy zbierać nie chore a martwe kociaki.
Jeśli ktoś może wspomóc karmą lub datkiem stoczniowe kocięta bardzo, bardzo prosimy. Te jeszcze zdrowe jedzą każdą karmę, jedzą wszystko.
Adres i konto na które można wpłacać datki z dopiskiem : stocznia, podam na pw.
Nie mam dobrych zdjęć, bo aparat się zbiesił, telefon też zepsuł i robiłam jakimś starym gratem, ale nie wiem jak je zgrać.
Tu zdjęcia karmionych kotów i maluch z zapaleniem płuc, który jest u mnie w domu.


EDIT. Nasz stoczniowy żłobek.
Biało-szary Orzeszek, który jest bardzo chory, ale staramy się wyciągnąć go z Lap choróbska.

Białoczarna Fasolka i szary z rudymi refleksami Groszek, są w już w domu tymczasowym u Marzenki.

Czarny z białymi znaczeniami Strzałek.

Prawie cała czarna Czarka, też bardzo chora.

Dzieci stoczniowej Kredki, rudasek i marmurek.

Jedna maleńka koteczka i chłopczyk znajdują się w domu tymczasowym u pani Elżbiety.
Zdjęć jeszcze nie dostałam.
Balbinka, Ptyś i Jacek w moim domu tymczasowym oczekują na dom. Też chorowały.
Tutaj kociaki razem jeszcze z Jeżykiem.

Odeszły od nas:
Synek mieszańca Abisyńczyka o imieniu Zbój, kociak przepiękny Jeżyk.


Franek, który bardzo walczył o życie.


Maleńka koteczka, której nawet najlepszym lekarzom nie udało się uratować.
Koteczka była prawie cała czarna i nie miała jeszcze imienia. Nie mam jej zdjęcia.