OCALMY KOTY ZE STAREJ DRUKARNI!!!

Stara drukarnia od zawsze była miejscem bytowania bezdomnych kotów. W jej ruinach mieszkały całe kocie rodziny, troskliwie opiekując się małymi, które wieczorami radośnie baraszkowały, nie wiedząc, że ranek dla nich już nigdy nie nadejdzie... W wybitych, starych okiennicach wylegiwała się matka-kotka, leniwie mrużąc swe złote oczy...Tych kotów były dziesiątki, a pozostały tylko wspomnienia. Te koty są po prostu wyjątkowe, cudowne... Mam do nich sentyment, mój ocalony, najukochańszy Puszek urodził się na starej drukarni we wrześniu 2006r. Był okrutnie zmaltretowany, miał wydłubane nożem prawe oczko... Dwa lata temu przy próbie ratowania kociaka z dachu, pewien chłopak pokazał mi stardzewiały - prawdopodobnie narzędzie, którym okaleczono mojego Pusia... Pamiętam, że w ub. roku 7 małych kotów ok. 4tyg. siedziało rządkiem obok siebie - takie niewinne, ciekawe świata, wtulone w siebie.. Na drugi dzień nie było po nich śladu, nigdy sie już nie pojawiły. Jeszcze kilka miesięcy temu było tu 13 kotów, a teraz już tylko 9. Pamiętam wszystkie, nigdy o nich nie zapomnę... Umarły 4 roczne koty: 2 Szare, a tydzień temu Bengal i Gnojek. Prawdopodobnie otrute, innej opcji nie ma. Zawsze jak tam przychodzę, to mają apetyt, każdy je. Tamte też jadły, nie widziałam nic niepokojącego. Nagle nie przyszły pierwszy dzień, drugi - myślałam, że to przez te deszcze nie wychodzą się przywitać, nigdy nie myślę o najgorszym. Ale w środę dowiedziałam się, że te 2 umarły. Nie było ich kilka dni, a potem przyszły na ogródki, kilka ostatnich dechów i odeszły za TM... Bardzo mi było przykro, że nie dało się nic zrobić, że nic o tym nie wiedziałam, że leżą gdzieś chore. Dlatego obiecałam sobie, że nie pozwolę, by odeszły kolejne koty. Chcę znaleźć im dom stały, tymczasowy lub nawet tymczasowy DT. Jako że jest ich 9 , to szukam domu dla 4 - reszta jest zbyt nieufną do ludzi, a nawet bym powiedziała, że dzika - zresztą nie pojawiają się regularnie, coś tam zjedzą i idą swoją drogą.