Pakowałaś się nie jedna, nie dwie, tylko całą ekipą. Każda miała co najmniej dwa kontenerki, a w każdym kilka kociaków. Świergoliłyście, jak stado wróbli, stąd znałam doskonale wasze nicki. Najczęściej byłaś ty, Mysza, Uschi i tanita
Jak otwierałam drzwi do lecznicy i widziałam, że już jesteście, ogarniała mnie czarna rozpacz i łzy stawały mi w oczach, bo zwierz był w takim stanie (głównie Kastor wtedy), że nie było opcji:
to przyjdę kiedy indziej...Wychodziłam grubo po północy zazwyczaj
Dzięki dziewczyny za chęć podwózki, ale jakbym tak przyjechała z siedemnastką, to chyba nikt by tego nie przeżył. Chętnie skorzystam z pomocy transportowej, bo komunikacja do lecznicy jest trudna dosyć, ale jednak z mniejszą liczbą zwierza na raz.
W poniedziałek jadą maluchy. Nie zapomnij, tajdzi
Tymczasem wczoraj był taki kocioł w lecznicy, że wracałam z chłopakami już nocnymi. Bodzinek przez cały czas był bardzo dzielny, w drodze powrotnej wymiękł. Zaprotestował wielokrotnie wszelkimi otworami. Na szczęście o tej czarnej godzinie autobusy już były prawie puste, więc skuliliśmy się w kątku i udawaliśmy, że nas nie ma. Po wyjęciu w domu z transportera Bodzio nadawał się wyłącznie do gruntownego prania.
Stado powitało mnie grupowo w kuchni, wygłodzone niemal do śmiertelnego zejścia
Słodziaki dostały mocno spóźnioną insulinę, chorutki - spóźnione antybiotyki
Wszyscy spóźnioną kolację
Soser coś kiepsko się czuje ostatnio. Jest jakiś taki trochę nieobecny
Cukier, jak na niego, po ostatnim wybryku jest w miarę. Waha się, ale nie bardziej niż zwykle. Zmęczony jest chyba tym wszystkim już trochę