Nowonarodzone kocięta w piwnicy. Co robić ???

Witajcie,
Miłość do kotów mam w genach, ale zarejestrowałam się tu z powodu niespodzianki na jaką natknęłam się we własnej piwnicy w bloku. Okociła się tam podwórkowa,dzika kotka. Kocięta mają maksymalnie 3 dni, są mikroskopijne, mają 10-12 cm długości, chyba wszystkie żyją. Sama mam w domu dwie kocice, z czego jedna jest tak temperamentna i charakterna, że ewentualne zabranie choćby jednego nowego zwierza byłoby dla wszystkich stron zbyt męczące psychicznie, a co dopiero wzięcie całej kociej rodzinki. Pytanie samo się nasuwa: co z tymi kociakami zrobić? Oczywiście dokarmiam matkę i postaram się, jak tylko się da, zadbać o całą gromadkę, ALE.
Napisałam do Kotkowa z tym samym pytaniem. Odpowiedziano mi, że najlepszym dla całej kociej populacji byłoby uśpienie tych maluchów. Poważam ich zdanie, bo są to osoby, które na co dzień mają do czynienia ze światem bezdomnych, podwórkowych kotów, ale SERCE MNIE TAK BOLI na myśl, że mam zabrać je matce i zanieść na śmierć.. Kotki byłyby w czerwcu do oddania, o ile matka nie przeniesie ich gdzieś, gdzie w ogóle nie będę miała nad nimi jakiegokolwiek nadzoru. Kiedy już mozna byłoby je oddać zaczynają się urlopy, jest wysyp takich maluchów, podobno znalezienie im domu graniczyłoby z cudem... Sama wiem, że ci z moich znajomych , którzy kochają zwierzaki już mają swoich pupili. A pozostawienie tych maluchów samych sobie w bezlitosnym świecie będzie skazaniem je na długotrwałe cierpienie, co jest gorsze niż "humanitarne" uspienie (jesli w ogóle mogę to tak nazwać).
Właściwie nie wiem po co do Was pisze, szukam pomocy, bo nie wiem co zrobić. lub raczej wzbraniam się jak mogę przed decyzją o ich uśpieniu, a czas leci...
Co zrobilibyście na moim miejscu... ?
Miłość do kotów mam w genach, ale zarejestrowałam się tu z powodu niespodzianki na jaką natknęłam się we własnej piwnicy w bloku. Okociła się tam podwórkowa,dzika kotka. Kocięta mają maksymalnie 3 dni, są mikroskopijne, mają 10-12 cm długości, chyba wszystkie żyją. Sama mam w domu dwie kocice, z czego jedna jest tak temperamentna i charakterna, że ewentualne zabranie choćby jednego nowego zwierza byłoby dla wszystkich stron zbyt męczące psychicznie, a co dopiero wzięcie całej kociej rodzinki. Pytanie samo się nasuwa: co z tymi kociakami zrobić? Oczywiście dokarmiam matkę i postaram się, jak tylko się da, zadbać o całą gromadkę, ALE.
Napisałam do Kotkowa z tym samym pytaniem. Odpowiedziano mi, że najlepszym dla całej kociej populacji byłoby uśpienie tych maluchów. Poważam ich zdanie, bo są to osoby, które na co dzień mają do czynienia ze światem bezdomnych, podwórkowych kotów, ale SERCE MNIE TAK BOLI na myśl, że mam zabrać je matce i zanieść na śmierć.. Kotki byłyby w czerwcu do oddania, o ile matka nie przeniesie ich gdzieś, gdzie w ogóle nie będę miała nad nimi jakiegokolwiek nadzoru. Kiedy już mozna byłoby je oddać zaczynają się urlopy, jest wysyp takich maluchów, podobno znalezienie im domu graniczyłoby z cudem... Sama wiem, że ci z moich znajomych , którzy kochają zwierzaki już mają swoich pupili. A pozostawienie tych maluchów samych sobie w bezlitosnym świecie będzie skazaniem je na długotrwałe cierpienie, co jest gorsze niż "humanitarne" uspienie (jesli w ogóle mogę to tak nazwać).
Właściwie nie wiem po co do Was pisze, szukam pomocy, bo nie wiem co zrobić. lub raczej wzbraniam się jak mogę przed decyzją o ich uśpieniu, a czas leci...
Co zrobilibyście na moim miejscu... ?