Tragedia 34 kotów - getto w domu /okolice Inowrocławia/

Od ponad roku próbowaliśmy. W końcu się udało. Ale to dopiero początek.
Miejscowość niedaleko Inowrocławia. Starsza pani, kociara. Wszyscy wiedzą, że kocha koty, kto znalazł jakiegoś, przynosił do niej, ona brała. Chyba mało kto potem interesował się losem tych kotów.
Po jakimś czasie zaczął ludziom przeszkadzać smród w mieszkaniu. Wydobywał się daleko poza drzwi. Nikt jednak nie myślał o ludziach, o kotach - każdy za wszelką cenę chciał się pozbyć smrodu. Otrzymaliśmy zgłoszenie.
Blisko rok trwały próby podejścia i uzyskania możliwości za zgodą tej pani wejścia do mieszkania. Nie chcieliśmy tego robić drogą oficjalną, bo wiedzieliśmy, że może to się obrócić przeciwko kotom. Nie wiedzieliśmy ile jest tam zwierząt i ile będziemy mogli przejąć. Pomagaliśmy, jak się dało, ale wejść nie mogliśmy do mieszkania. Zawsze pod drzwiami.
W końcu się udało. 25 lutego weszliśmy tam pierwszy raz.
W mieszkaniu amoniak od moczu gryzie w oczy. Naliczyliśmy 26 kotów (tyle my naliczyliśmy, starsza pani nie wie dokładnie). Chyba wszystkie na coś chore. Jedne bardziej, inne mniej. Grzybica na każdym chyba kocie. Do tego zapalenie oczu, dziąseł, świerzb, zapalenia górnych, a może i dolnych dróg oddechowych. Koty wygłodniałe. Cześć wychudzona. Nie mają misek - jedzenie jest sypane na podłogę. Kuwetami są dwie plastikowe półeczki, w których jest odrobina drewnianego peletu na dnie. Koty sikają wszędzie - parapet, meble, ściany, podłoga. Pani twierdzi, że na jedyne łóżko nie sikają, ale nie wierzymy. Podejrzewamy, że na co dzień wygląda tam o wiele gorzej, ale byliśmy umówieni już trzy razy i trzy razy starsza pani przekładała spotkanie. Podejrzewamy, że sprzątała.
Starsza pani jest chora, ma nowotwór. Do tego, wg nas, chronicznie kłamie. Podobno dwie najmłodsze kotki trafiły do niej dnia poprzedniego. Jednak zaprzyjaźnione leżały z innymi kotami na łóżku. Koty za jedyna zabawkę mają drewniany patyczek. Podobno, jeśli jednak starsza pani je, patyczkiem odgania koty od swojego jedzenia. Bo koty do niedawna jadły tylko kaszke mannę i kilka porcji rosołowych.
Wielokrotne przekładanie spotkań. Pani w międzyczasie miała zawał i tydzień była w szpitalu. Mąż nie chciał nas do kotów wpuszczać - koszmar po prostu. Udało nam się z domu do weta zabrać dwa koty w najcięższym stanie - Ami i Dixi.
W końcu pani wróciła ze szpitala, zaczęła współpracować. Przyjechał wet. Jak przypuszczaliśmy - grzybica, świerzbowie, większośc kotów chorych.
W końcu zliczyliśmy i ponazywaliśmy koty. W domu zostało jednak 29 kotów (plus dwa zabrane to 31), są dwa psy, kawka i gołąb. Mieszkanie ma dwa pokoje i kuchnię, tj. pewnie jakieś 40 metrów.
Zaczęliśmy opisywać całą sprawę na FB i tu jest chronologicznie, jak w kolejności zdobywaliśmy informacje http://www.facebook.com/events/173554379460238/
Do tej pory udało nam się wyczyśćić i odkazic jeden pokój. Dziś trochę odkupiliśmy kuchnię. Odkupiliśmy, bo na szafach zalegała wartsta kup. Za szafami też, ale są przyklejeone kupami i bez współpracy ze starszym panem, nie da rady tego ruszyć. On zaś nie chce tego ruszać, bo po świętach będzie remont i mają od kogoś używane meble, któe tam wstawią.
Podawanie leków szystkim kotom zajmuje ok. 2,5 godziny. W interwencji czynnie uczestniczą dwie osoby, bo nikomu innemu pani nie zaufa. Te osoby oczywiście pracują zawodowo, fundacja nie zatrudnia pracowników, jej członkowie działają charytatywnie. Doba jest jaka jest no i brakuje sił.
To tragedia kotów i człowieka, który zagubił się w miłości do zwierząt. Przed nami dużo pracy, wydatków. W domu potrzebne jest dosłownie wszystko dla kotów, ale i dla tej pani. Ona ma jeden komplet ubrania na lato i na zimę. Tę tragedię trzeba zakończyć.
Policzyliśmy średnie miesięczne wydatki na utrzymanie. W miesiącu koty zjadają ok. 120 kg jedzenia i 240 kg żwirku. To daje średnio 1000 zł na miesąc. Teraz do tego trzeba doliczyć leczenie. Część leków kupiliśmy już w aptece - poszło 100 zł na sam Unidox i Crotamiton. Orungal dostaliśmy, Erytromycynę mieliśmy. Trzeba będzie zapłacic jeszcze wetowi za antybiotyki do iniekcji i za przyjazd.
Przed nami ogrom pracy. W fundacji mamy ok. 40 kotów, w miarę zdrowych, a i tak było nam ciężko. Teraz z dnia na dzień doszłą nam druga fundacji. Chętnych do pracy nie ma nowych, doby nikt nie dołożył, obowiązkó pozafundacyjnych nie zabrał. Brakuje nam funduszy, brakuje sił. Ale jak nie my, to kto? Mamy icj zostawić? I co z nimi będzie?
Oto potrzeby:
Potrzeby:
- fundusze na leki, karmę, żwir
- posłania dla kotów (mogą być stare poduszki, koce, ubrania, pościele, ręczniki)
- kuwety
- drapak, zabawki
- środki czystości do sprzątania mieszkania (płyny do podłóg, proszki do szorowania)
- narzędzi do sprzątania mieszkania (szczotki, ścierki, rękawice gumowe)
- środki higieniczne dla kotów (płatki kosmetyczne lub waciki, patyczki do uszu, ręczniki papierowe)
- ubrania dla starszej kobiety rozmiar M, buty 39
- meble (jakiekolwiek), łóżko, fotel
- lekarstwa (na pewno gentamycyna, tobrex/tobradex, unidox, oxykort A/erytromycyna, coś na wzmocnienie odporności, coś na grzybicę)
- domy dla kotów
Jeśli ktoś zechce wesprzeć groszem, którego potrzeba do ogarnięcia tego wszystkiego bardzo dużo, podajemy konto:
Credit Agricole Bank Polska SA
47 1940 1076 3018 9272 0000 0000
z dopiskiem: kociara
Jakby ktoś chciał przesłać jakąś przesyłkę, można na adres Fundacji:
ul. Jaworskiej 14/27
88-100 Inowrocław
Prosimy o nie rozpoczynanie dyskusji na temat moralności starszej pani itp. Nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem. Teraz jest czas na niesienie pomocy i po to powstało ten wątek.
------------
A oto banerek, jeśli ktoś chciałby promować wątek

Miejscowość niedaleko Inowrocławia. Starsza pani, kociara. Wszyscy wiedzą, że kocha koty, kto znalazł jakiegoś, przynosił do niej, ona brała. Chyba mało kto potem interesował się losem tych kotów.
Po jakimś czasie zaczął ludziom przeszkadzać smród w mieszkaniu. Wydobywał się daleko poza drzwi. Nikt jednak nie myślał o ludziach, o kotach - każdy za wszelką cenę chciał się pozbyć smrodu. Otrzymaliśmy zgłoszenie.
Blisko rok trwały próby podejścia i uzyskania możliwości za zgodą tej pani wejścia do mieszkania. Nie chcieliśmy tego robić drogą oficjalną, bo wiedzieliśmy, że może to się obrócić przeciwko kotom. Nie wiedzieliśmy ile jest tam zwierząt i ile będziemy mogli przejąć. Pomagaliśmy, jak się dało, ale wejść nie mogliśmy do mieszkania. Zawsze pod drzwiami.
W końcu się udało. 25 lutego weszliśmy tam pierwszy raz.
W mieszkaniu amoniak od moczu gryzie w oczy. Naliczyliśmy 26 kotów (tyle my naliczyliśmy, starsza pani nie wie dokładnie). Chyba wszystkie na coś chore. Jedne bardziej, inne mniej. Grzybica na każdym chyba kocie. Do tego zapalenie oczu, dziąseł, świerzb, zapalenia górnych, a może i dolnych dróg oddechowych. Koty wygłodniałe. Cześć wychudzona. Nie mają misek - jedzenie jest sypane na podłogę. Kuwetami są dwie plastikowe półeczki, w których jest odrobina drewnianego peletu na dnie. Koty sikają wszędzie - parapet, meble, ściany, podłoga. Pani twierdzi, że na jedyne łóżko nie sikają, ale nie wierzymy. Podejrzewamy, że na co dzień wygląda tam o wiele gorzej, ale byliśmy umówieni już trzy razy i trzy razy starsza pani przekładała spotkanie. Podejrzewamy, że sprzątała.
Starsza pani jest chora, ma nowotwór. Do tego, wg nas, chronicznie kłamie. Podobno dwie najmłodsze kotki trafiły do niej dnia poprzedniego. Jednak zaprzyjaźnione leżały z innymi kotami na łóżku. Koty za jedyna zabawkę mają drewniany patyczek. Podobno, jeśli jednak starsza pani je, patyczkiem odgania koty od swojego jedzenia. Bo koty do niedawna jadły tylko kaszke mannę i kilka porcji rosołowych.
Wielokrotne przekładanie spotkań. Pani w międzyczasie miała zawał i tydzień była w szpitalu. Mąż nie chciał nas do kotów wpuszczać - koszmar po prostu. Udało nam się z domu do weta zabrać dwa koty w najcięższym stanie - Ami i Dixi.
W końcu pani wróciła ze szpitala, zaczęła współpracować. Przyjechał wet. Jak przypuszczaliśmy - grzybica, świerzbowie, większośc kotów chorych.
W końcu zliczyliśmy i ponazywaliśmy koty. W domu zostało jednak 29 kotów (plus dwa zabrane to 31), są dwa psy, kawka i gołąb. Mieszkanie ma dwa pokoje i kuchnię, tj. pewnie jakieś 40 metrów.
Zaczęliśmy opisywać całą sprawę na FB i tu jest chronologicznie, jak w kolejności zdobywaliśmy informacje http://www.facebook.com/events/173554379460238/
Do tej pory udało nam się wyczyśćić i odkazic jeden pokój. Dziś trochę odkupiliśmy kuchnię. Odkupiliśmy, bo na szafach zalegała wartsta kup. Za szafami też, ale są przyklejeone kupami i bez współpracy ze starszym panem, nie da rady tego ruszyć. On zaś nie chce tego ruszać, bo po świętach będzie remont i mają od kogoś używane meble, któe tam wstawią.
Podawanie leków szystkim kotom zajmuje ok. 2,5 godziny. W interwencji czynnie uczestniczą dwie osoby, bo nikomu innemu pani nie zaufa. Te osoby oczywiście pracują zawodowo, fundacja nie zatrudnia pracowników, jej członkowie działają charytatywnie. Doba jest jaka jest no i brakuje sił.
To tragedia kotów i człowieka, który zagubił się w miłości do zwierząt. Przed nami dużo pracy, wydatków. W domu potrzebne jest dosłownie wszystko dla kotów, ale i dla tej pani. Ona ma jeden komplet ubrania na lato i na zimę. Tę tragedię trzeba zakończyć.
Policzyliśmy średnie miesięczne wydatki na utrzymanie. W miesiącu koty zjadają ok. 120 kg jedzenia i 240 kg żwirku. To daje średnio 1000 zł na miesąc. Teraz do tego trzeba doliczyć leczenie. Część leków kupiliśmy już w aptece - poszło 100 zł na sam Unidox i Crotamiton. Orungal dostaliśmy, Erytromycynę mieliśmy. Trzeba będzie zapłacic jeszcze wetowi za antybiotyki do iniekcji i za przyjazd.
Przed nami ogrom pracy. W fundacji mamy ok. 40 kotów, w miarę zdrowych, a i tak było nam ciężko. Teraz z dnia na dzień doszłą nam druga fundacji. Chętnych do pracy nie ma nowych, doby nikt nie dołożył, obowiązkó pozafundacyjnych nie zabrał. Brakuje nam funduszy, brakuje sił. Ale jak nie my, to kto? Mamy icj zostawić? I co z nimi będzie?
Oto potrzeby:
Potrzeby:
- fundusze na leki, karmę, żwir
- posłania dla kotów (mogą być stare poduszki, koce, ubrania, pościele, ręczniki)
- kuwety
- drapak, zabawki
- środki czystości do sprzątania mieszkania (płyny do podłóg, proszki do szorowania)
- narzędzi do sprzątania mieszkania (szczotki, ścierki, rękawice gumowe)
- środki higieniczne dla kotów (płatki kosmetyczne lub waciki, patyczki do uszu, ręczniki papierowe)
- ubrania dla starszej kobiety rozmiar M, buty 39
- meble (jakiekolwiek), łóżko, fotel
- lekarstwa (na pewno gentamycyna, tobrex/tobradex, unidox, oxykort A/erytromycyna, coś na wzmocnienie odporności, coś na grzybicę)
- domy dla kotów
Jeśli ktoś zechce wesprzeć groszem, którego potrzeba do ogarnięcia tego wszystkiego bardzo dużo, podajemy konto:
Credit Agricole Bank Polska SA
47 1940 1076 3018 9272 0000 0000
z dopiskiem: kociara
Jakby ktoś chciał przesłać jakąś przesyłkę, można na adres Fundacji:
ul. Jaworskiej 14/27
88-100 Inowrocław
Prosimy o nie rozpoczynanie dyskusji na temat moralności starszej pani itp. Nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem. Teraz jest czas na niesienie pomocy i po to powstało ten wątek.
------------
A oto banerek, jeśli ktoś chciałby promować wątek
