To teraz moja spowiedź:
- Kastracja ok, ale raczej dla własnej wygody niż dla zdrowia kota, szkoda tylko że tyją
kocur wiadomo że tak bo znaczy, kotka - też bo drze japę i rujkuje, ale jakby się rodzice zgodzili czy miałabym kotkę która by wychodziła to może raz pozwoliłabym się jej rozmnożyć, bo "małe kociaczki są takie słitaśne" - nie zdawałam sobie sprawy z ogromu kociej bezdomności, z ropomacicza i innych chorób i że mogła by porodu nie przeżyć
- Posiadanie kota to niedrogi interes, w końcu karmy zaczynające się na W i K są takie tanie (tanie za ilość tak, ale jaka wydajność
) no i jak takie popularne to muszą być dobre
- zabezpieczenie okna/balkonu? A po co, wielu znajomych sąsiadów ma koty i nie zabezpieczali niczego, koty sobie chodzą po poręczy (
) i nawet jak kiedyś wypadły to nic im nie było (
)... O, nieświadomości i braku wyobraźni...
- Rodowód? Papier dla snobów, zawsze jeśli chciałam mieć kota to dachowca, więc rasowymi niekoniecznie się interesowałam więc nie zgłębiałam tematu...
- lepiej jak kot wychodzi, nie więziłabym go w domu, bo chodzi własnymi drogami, trawka, ptaszki, myszki, wolność i te sprawy...
- sąsiadów koty z bloku wychodziły, na dużym, ponad 30 tys. osiedlu przy ruchliwej ulicy
- kot to samotnik i 1 wystarczy
(jak adoptowałam Balbiśkę nadal tak myślałam... do czasu
)
- nie wiedziałam nic o domach tymczasowych, umowach adopcyjnych
- nie wiedziałam że koty mogą mieć tyle różnych chorób, w tym przewlekłych...
- po co pomagać kotu na ulicy (nie widziałam nigdy wcześniej kota w złym stanie), pewnie czyjś i "sobie poradzi"
Trochę tego myślenia wyniosłam z domu, przed Balbiną i Sezamem była tylko Pusia, przygarnięta przez moją mamę gdy ja miałam ok. 4 lat. Wiedza o kotach była niewielka, karmy kocie dopiero wchodziły na rynek, w Krakowie jedna lecznica, gdzie kotkę chcieli ciachnąć po zapłodnieniu (razem z aborcją) - matka się przeraziła że jak tak można, a w miedzyczasie rodzicom się kotka znudziła
Ja jako dziecko nie miałam za wiele do powiedzenia i rodzice oddali ją na wieś do ciotki, tam się rozmnażała (
) jej dzieci też (
) a ja myślałam że "jak jej tam dobrze" (
). W końcu przepadła bez wieści
Przez paręnaście lat nie mogłam sobie (może na szczęście) pozwolić na żadne zwierzę, ale po przeprowadzce pomyślałam że może by się tak zakocić. Była okazja, pod koniec grudnia '09 kolega mamy dokarmiał młodego kocurka pod domem, zadeklarowałam się że go wezmę. Przed planowanym zakoceniem stwierdziłam słusznie zresztą, że internet będzie najlepszym źródłem wiedzy o kotach. Chłonęłam wiedzę z coraz większym zdziwieniem, co to ja myślałam przez te wszystkie lata ("to kotu mleka nie wolno? przecież we wszystkich bajkach/filmach/książkach koty piją mleko!"). Kot ów do mnie nie trafił, chyba w końcu okazało się że jest czyjś. Dopiero w kwietniu '10 trafiła do mnie Balbinka, a ja ciągle edukowałam się i cały czas edukuję się dowiadując się wielu nowych rzeczy, m.in. że dwa koty są lepsze niż jeden, i prawie rok później dołączył Sezam.
Jak dobrze, że istnieje miau i tym podobne strony!
Szkoda jednak że nie wszyscy właściciele kotów tu zaglądają. Ale czasem zajrzy ktoś nowy, więc nie najeżdżajmy też na nowych użytkowników, wiele z nich na początku myśli tak jak my kiedyś. Trzeba uświadamiać, a nie zniechęcać do forum.