6 tygodni temu bez mojej zgody pomoc z zakładu fryzjerskiego wydała do adopcji nieodpowiedzialnym ludziom kotkę którą zawiozłam na sterylizację i karmiłam 4 lata ponad. Co roku stawiałam jej nowe domki itp. Kicia kochała mnie a ja ją. Nie chciała być w domu bo coraz ją brałam i inni sąsiedzi z parteru. O tym że wydano ją do adopcji dowiedziałam się 8 tygodni temu i dwa dni przed pójściem do szpitala na operację dowiedziałam się od tej pomocy fryzjera że kotka uciekła. Stwierdziła to ze śmiechem z papierosem w zębach że pewnie wróci (40km) do Białegostoku.
Po prostu szlag mnie trafił. Przepłakałam całą noc i uprosiłam sąsiadkę dzień przed szpitalem oczywiście musiałam zapłacić i pojechałam tam. Tych ludzi znam już prawie 40 lat bo mieszkali u nas na 4 piętrze. Zawiozłam wiaderko dobrej ulubionej suchej karmy i miseczki kotki. Gospodarze fałszywi ludzie przyjęli mnie z radością i informując że pokażą mi nowego kotka. I oczywiście jaki to bogaty dom sobie wystawili. Szlag mnie trafił po raz drugi i pytam gdzie kotka. Mówili że po tygodniu wypuścili i nie wróciła. I w końcu to tylko kot, a poza tym są przypadki że koty przecież wracają ponoć nawet 500 km.
No cóż było robić pokićkałam pochodziłam. Na posesji pies wściekły jak osa ale niewielkich rozmiaróww kojcu. Prosiłam żeby wystawiali chrupki i wodę obiecali i prosiłam żeby szukali.
Przed operacją miałam wysoki puls tak że podali mi jakiś silny uspokajacz że prawie 2 doby byłam nieprzytomna.
Przez ten czas ogłaszam non stop na fb i Białystok spotted i tu na miau ale bez echa.
Wypłakałam morze łez. Wczoraj znajoma z fb zawiozła mnie tam ponownie. Międzyczasie przekazałam sąsiadce z którą się Ci przyjaźnią że przyjadę i będę szukać.
No i zajeżdżamy na podwórku gospodarz naburmuszony. Podchodzę i pytam czy jest kicia. Obruszony że śmiem w ogóle pytać że kotka już dawno nie żyje rozszarpały ją dzikie zwierzęta lis dzik jastrząb bądź stado zdziczałych psów które się szwendają po okolicy. Obeszłam całą posesję na której jest głęboki staw pokićkałam ale nic. Pan stwierdził że wypuścił następnego dnia o 22 ponieważ żadnej kuwety nie miał zamiaru kupować. I poza tym wziął ją dla zabawy bo wnusia chciała!!!!
Stwierdził kategorycznie że koniec tematu poza tym on jest bardziej chory ode mnie bo ma raka nieoperacyjnego i żona też. Ja mówię że ja już raka prawie pokonałam a on na to że to tylko rok dwa i wróci.
Po prostu zatrzęsłam się i poszłam.
Z koleżanką zajechałyśmy do 4 gospodarzy ale nikt nie widział nie słyszał. Zostawiłam numer pokazałam zdjęcia i obiecali się odezwać. Szukaliśmy też przy opuszczonym gospodarstwie. Nic. Późnym wieczorem wróciliśmy. Było wielkie gospodarstwo ale nie mieliśmy jak wjechać. Pełno wody i błota.
Przepłakałam cały wieczór i noc nie dałam rady iść nawet na rehabilitację. Co robić?
Oto kicia Tofisia