Mój wątek przez dłuuugą zimę hibernował, co nie znaczy, że na kocim "zimowisku" nic się nie działo.
W końcu jednak przyszła (chyba?) wiosna, więc pora opisać pokrótce sytuację. Post będzie dłuższy.
DOIGRAŁAM SIĘ
Ten dodatkowy miesiąc zimowli spowodował, że działkowce oswoiły się nieco za bardzo.
Same z siebie.
Najpierw chowały się, gdy wchodziłam do piwnicy (to co piszę, nie dotyczy "wyrodnego" Bodzia
).
Dość szybko jednak przestały zwracać uwagę na obsługę, wszyscy więc zachowywaliśmy się spokojnie, rzeczowo,
bez poufałości, i obu stronom to odpowiadało. Nie gadałam do nich, nie próbowałam głaskać. Pamiętałam: "Nie oswajaj ich".
Koty jadły, wydalały, rosły (chociaż nie będą z nich jakieś okazałe kocury, są raczej drobnej budowy).
Planowałam im powrót na działki w marcu, gdy się ociepli. Jak w tym roku było, wiadomo...
"Nie oswajaj ich"... W marcu właśnie ociepliło się, ale nie tam, gdzie trzeba
Może zadziałał też przykład Bodzia... Pewnego dnia, gdy przysiadłam na chwilę, Bodzio oczywiście hyc na kolana,
a pozostałe przycupnęły wokół całkiem blisko, rozmruczane patrzyły w oczy, jeden z nich wzruszająco nieudolnie
zaczepiał mnie łapką... (widocznie oswojenie kotów, zwłaszcza młodych, jest tylko kwestią czasu).
Od tego czasu wszystkie mnie witają, mruczą, wykonują ósemki wokół nóg, cichutko pomiaukują.
Prawie-domowe koty
Później u jednego z kotków pojawiła się krew w kale. Wpadłam w lekką panikę, bo chociaż kot zachowywał się normalnie,
to naczytałam się tu na forum różności... Oczywiście do weta, kotka nazwałam szybko Antkiem,
krew do badania, kot przez 2 dni izolowany w łazience. I wtedy stał się mega-miziakiem
Morfologia na szczęście była w normie, wyniki nerkowo-wątrobowe też. Kot dostał coś na wzmocnienie, coś przeciwko krwawieniu,
antybiotyk i wszystko wróciło do normy, a futro do piwnicy.
No, ale teraz mam 2 koty, których nie mogę wywalić na działkę
Tym bardziej, że Antoś stał się przylepą niemożliwym, odstawiany na ziemię momentalnie wywala brzuszek do głaskania,
jest bardzo delikatny, nie używa pazurków, wtula się – takie kurczątko
A jeśli znowu będzie krew w kale? Nie zauważyłabym wtedy przecież
Już prędzej Bodzio by sobie na działkach poradził – wesoły, odważny chłopaczek, niestrudzony eksplorator
(kilka razy zwiał mi na korytarz, ale to były wyprawy badawcze, a nie paniczna ucieczka, więc zawsze grzecznie
pozwalał zgarnąć się z powrotem
).
Nie mam wyjścia – muszę ustanowić się DT dla 2 kotów
Będzie ciasno
Ale dla nich dobrze – w dwójkę będzie im raźniej.
A później zacznę ogłaszać chłopaków, bez większej wiary w powodzenie. Widzę, jakie świetne koty miesiącami,
a bodaj i dłużej, czekają na domy
Te pozostałe dwa (Fred i najmniejszy Kajko; wszystkie okazały się kocurkami, Freda odjajczyłam tydzień temu)
wywożę w sobotę na działki (przy odpowiedniej pogodzie). Dzisiaj zostały zaszczepione.
Są nieco bardziej "dzikie", ale wiem, że udomowiłyby się szybciutko. Będą dokarmiane, obserwowane,
w miarę potrzeby leczone, ale i tak czuję się, jakbym wywalała domowe koty
Nie dam rady ich upchnąć w mieszkaniu, a trzymać dalej w piwnicy przecież nie mogę, zresztą widać, że już je "nosi".
Trochę boję się tego weekendu...