Strzelanie do kotow z wiatrowki - Gdynia i okolice
Witam,
ostatnio w Gdyni jest duzo przypadkow postrzelonych z wiatrowki zwierzat, szczegolnie kotow. Ja mieszkam na obrzezach Gdyni i na moim osiedlu tez jakis zwyrodnialec strzela do kotow. Swoich kotow nie wypuszczam samopas, ale opiekuje sie wolnozyjacymi kotami (dziczkami), dokarmiam je, w razie potrzeby lapie i lecze. Na poczatku grudnia zawiozlam do weterynarza kota, bo kulal i caly czas lezal w budce u mnie w ogrodzie. Pozyczylam klatke-lapke i go zlapalam. Tak podejrzewalam, ze chyba jest postrzelony i niestety moje przypuszczenia sie sprawdzily. RTG to potwierdzil. Srut uszkodzil kosc piszczelowa. Szczescie w nieszczesciu, ze "tylko" na tym sie skonczylo. Kot przeszedl operacje i zostal wypuszczony na wolnosc.
Wiem, ze kotka sasiadki tez zostala postrzelona. Bardzo kuleje i juz dosc dlugi czas jest leczona.
Jeden kotek, ktorego dokarmiam stracil oko - najprawdopodobniej tez z powodu postrzalu (nad okiem widac slad).
Inna koteczka, ktora rowniez do mnie przychodzi miala ostatnio cale zakrwawione oczko i dziurke nad tym okiem. Oko sie szybko zagoilo, wiec juz jej nie stresowalam lapaniem, ale jestem wiecej niz pewna, ze ma w sobie srut. Jesli zajdzie taka potrzeba, to ja zlapie i zrobie RTG.
W ostatnim czasie wiele kotow na naszym osiedlu zaginelo bez sladu i byly to koty, ktore regularnie przychodzily na jedzenie. I nagle zniknely. Wsrod tych zaginionych byl rowniez kot sasiadki, ktory nigdzie daleko nie odchodzil, jedynie na sasiednia posesje.
Ja sama mam w domu kota, ktory ma w sobie az 5 postrzalow (w ok. kregoslupa i mostku). Przygarnelam go w zeszlym roku. Byl bardzo chory. Wyleczylam i zostal juz z nami. Po zrobieniu RTG okazalo sie, ze jest nafaszerowany srutem. Wczesniej blakal sie po osiedlu przez ok.3 lata.
Nie mam zadnego podejrzenia kto moze strzelac. Pytalam sasiadow. Tez nikt nic nie wie (albo nie chce wiedziec).
Zglosilam sprawe Soltysowi i informacja na ten temat pojawila sie w gminnym biuletynie.
Weterynarz, ktora operowala postrzelonego kota (o ktorym wspomnialam na poczatku) chyba zglosila sprawe na Policje w Gdyni, bo wczoraj skontaktowal sie ze mna tel. policjant.
Wiem, ze w calej Gdyni dochodzi do okaleczania i zabijania kotow za pomoca wiatrowki (i nie tylko
). Pojawilo sie juz wiele artykulow na ten temat. Raczej watpliwe, zeby byl jeden sprawca tego wszystkiego. A moze jezdzi i np. z samochodu strzela?
Ja osobiscie sprawe zamierzam zglosic na Policje w Kosakowie, bo przynaleze do gminy Kosakowo. Ponoc nic nikt im nie zglaszal. Sasiedzi obiecuja, ze zglosza, a jak co do czego przychodzi, to umywaja rece.
Na pewno nie mozna tego tak zostawic. Ale obawiam sie, ze Policja nie potraktuje sprawy powaznie.
Jak to w ogole wyglada? Czy na komisariacie trzeba zjawic sie osobiscie? Czy wystarczy zlozyc zeznanie o popelnieniu przestepstwa telefonicznie? Czy trzeba pokazac/miec dowody? Ja mam zdjecia RTG, mam srut, ktory wet wyjal kotu z nogi, mam tez zaswiadczenie od wetreynarza. Ale sasiadka stwierdzila, ze ona nie moze zglosic sprawy na policje, bo ona nie jest w posiadaniu zadnych fizycznych dowodow itd... Natomiast policjanci z Gdyni apeluja, zeby ludzie (ktorzy cokolwiek wiedza) kontaktowali sie w tej sprawie z najblizszym komisariatem lub chociazby pod nr 112. Twierdza, ze maja za malo zgloszen
Bede wdzieczna za jakiekolwiek rady. Z gory dzieki.
ostatnio w Gdyni jest duzo przypadkow postrzelonych z wiatrowki zwierzat, szczegolnie kotow. Ja mieszkam na obrzezach Gdyni i na moim osiedlu tez jakis zwyrodnialec strzela do kotow. Swoich kotow nie wypuszczam samopas, ale opiekuje sie wolnozyjacymi kotami (dziczkami), dokarmiam je, w razie potrzeby lapie i lecze. Na poczatku grudnia zawiozlam do weterynarza kota, bo kulal i caly czas lezal w budce u mnie w ogrodzie. Pozyczylam klatke-lapke i go zlapalam. Tak podejrzewalam, ze chyba jest postrzelony i niestety moje przypuszczenia sie sprawdzily. RTG to potwierdzil. Srut uszkodzil kosc piszczelowa. Szczescie w nieszczesciu, ze "tylko" na tym sie skonczylo. Kot przeszedl operacje i zostal wypuszczony na wolnosc.
Wiem, ze kotka sasiadki tez zostala postrzelona. Bardzo kuleje i juz dosc dlugi czas jest leczona.
Jeden kotek, ktorego dokarmiam stracil oko - najprawdopodobniej tez z powodu postrzalu (nad okiem widac slad).
Inna koteczka, ktora rowniez do mnie przychodzi miala ostatnio cale zakrwawione oczko i dziurke nad tym okiem. Oko sie szybko zagoilo, wiec juz jej nie stresowalam lapaniem, ale jestem wiecej niz pewna, ze ma w sobie srut. Jesli zajdzie taka potrzeba, to ja zlapie i zrobie RTG.
W ostatnim czasie wiele kotow na naszym osiedlu zaginelo bez sladu i byly to koty, ktore regularnie przychodzily na jedzenie. I nagle zniknely. Wsrod tych zaginionych byl rowniez kot sasiadki, ktory nigdzie daleko nie odchodzil, jedynie na sasiednia posesje.
Ja sama mam w domu kota, ktory ma w sobie az 5 postrzalow (w ok. kregoslupa i mostku). Przygarnelam go w zeszlym roku. Byl bardzo chory. Wyleczylam i zostal juz z nami. Po zrobieniu RTG okazalo sie, ze jest nafaszerowany srutem. Wczesniej blakal sie po osiedlu przez ok.3 lata.
Nie mam zadnego podejrzenia kto moze strzelac. Pytalam sasiadow. Tez nikt nic nie wie (albo nie chce wiedziec).
Zglosilam sprawe Soltysowi i informacja na ten temat pojawila sie w gminnym biuletynie.
Weterynarz, ktora operowala postrzelonego kota (o ktorym wspomnialam na poczatku) chyba zglosila sprawe na Policje w Gdyni, bo wczoraj skontaktowal sie ze mna tel. policjant.
Wiem, ze w calej Gdyni dochodzi do okaleczania i zabijania kotow za pomoca wiatrowki (i nie tylko
Ja osobiscie sprawe zamierzam zglosic na Policje w Kosakowie, bo przynaleze do gminy Kosakowo. Ponoc nic nikt im nie zglaszal. Sasiedzi obiecuja, ze zglosza, a jak co do czego przychodzi, to umywaja rece.
Na pewno nie mozna tego tak zostawic. Ale obawiam sie, ze Policja nie potraktuje sprawy powaznie.
Jak to w ogole wyglada? Czy na komisariacie trzeba zjawic sie osobiscie? Czy wystarczy zlozyc zeznanie o popelnieniu przestepstwa telefonicznie? Czy trzeba pokazac/miec dowody? Ja mam zdjecia RTG, mam srut, ktory wet wyjal kotu z nogi, mam tez zaswiadczenie od wetreynarza. Ale sasiadka stwierdzila, ze ona nie moze zglosic sprawy na policje, bo ona nie jest w posiadaniu zadnych fizycznych dowodow itd... Natomiast policjanci z Gdyni apeluja, zeby ludzie (ktorzy cokolwiek wiedza) kontaktowali sie w tej sprawie z najblizszym komisariatem lub chociazby pod nr 112. Twierdza, ze maja za malo zgloszen
Bede wdzieczna za jakiekolwiek rady. Z gory dzieki.