KRÓLIŚ ZE ZŁAMANĄ MIEDNICĄ-zostaje w cudownym dt na zawsze:)

Wczoraj dostałam telefon od starszej Pani dokarmiającej koty w okolicznej piwnicy.Mówiła,że 2 dni wcześniej widziała w niej rudego kota, który "powłóczył nogami"
. Nigdy wcześniej go tam nie było. Jakiś nowy. "Pewnie go ktoś podrzucił, bo chory", "Ludzie wiedzą,że tu są koty i podrzucają". Pani się spieszyła do swoich spraw, a jak ponownie wróciła kota nie było.
Mam chwilowo serdecznie dość kotów. I wszelkich kolejnych kocich tragedii. Jestem wykończona chorobą swojej białaczkowej kotki,od 2m-cy nie robię niczego innego prócz biegania po lecznicach,wyszukiwania info w necie o wszelakich chorobach białaczkopochodnych, wszystkie pieniądze poszły na leczenie, nawet debet się kończy... Pomyślałam,że jak kota widziano tyle dni temu, to pewnie już nie żyje,wczołgał się do czyjejś piwnicy i teraz odnajdą go jak zacznie się rozkładać
.I będą mieli za swoje,skoro szybko nie zareagowali.
Zaraz potem przyszły inne myśli: a może ktoś inny się nim zajął? Na pewno znalazła się jakaś dobra dusza.W końcu to taki wielki blok! Nigdzie nie idę. Muszę odpocząć,nie daję rady,potrzebuję snu (wstaję kilka razy w nocy do kotki,podaję leki,zastrzyki,nasłuchuję,zrywam się jak tylko ona się ruszy),a rano do pracy.
Położyłam się. Ale gonitwa myśli mało mnie nie zabiła. Po 10 minutach biegłam już z transporterem,latarką i papierosem w ręku do tej cholernej piwnicy.
Przeszukałam całą,nigdzie śladu. Bryznęły mi po nogach inne koty. Zaglądałam do każdego boksu przez każde drzwi, jak złodziej. Kićkałam. Może się odezwie? Nic. Cisza.Zrezygnowana miałam wychodzić, tylko jeszcze zobaczę ostatnie miejsce,ostatni błysk latarki i... JEST!
Rudy,przerażony,dość młody kot siedział na wycieraczce w jednym z zaułków. Tylna łapa odstawała bezwładnie. Gdy próbowałam się zbliżyć zaczął uciekać. Mimo niedowładu tyłu. Zatrzymałam się. Nie dam rady go złapać.Nie mam sprzętu, podbieraka. Mam jedynie polara,którego mogę próbować zarzucić na kota,ale co jeśli zwieje? Jak wlezie do czyjegoś boksu,za Chiny go nie wyciągnę. A piwnica zaniedbana,jak znajdę właścicieli? Kiedy? Nie ma czasu!Boże! Jak stąd odejdę,kot śmignie.Pomocy!
I pomoc nadjechała. Niemalże na sygnale, w ekspresowym tempie.Zdążyłam zapalić 2 papierosy,a kot zrobić dwie sraczki.
Delfinka
Anioł nie człowiek. Nigdy mnie nie zawiodła. Zawsze powtarza,że wszystkie koty "nasze są". Aż wstyd,ze ciągle zawracam Jej głowę jak sytuacja jest awaryjna (i nie tylko
).Dziękuję Delfinko
I przepraszam
Oczywiście pełen profesjonalizm. Sprzęt,umiejętności,doświadczenie,znajomość kociej psychiki,podejście. Jeden ruch i kot nakryty podbierakiem,zaraz potem do kontenera i do kliniki. Na sygnale.
Kocurek ma ok.1,5r. Jest wykastrowany. Waży tylko 2,8kg
Wczoraj miał podwyższoną temp.39,3st. Zrobiono rtg w trzech pozycjach i... MA ZŁAMANĄ MIEDNICĘ
Powłóczy zwłaszcza prawą tylną łapką, ale chyba ma czucie (szczypany przez weta miałknął). W plecach miał COŚ wbite. Jak to wydłubała wetka wyglądało na ząb,pazur,albo odłamek kości. Po wyciągnięciu została dziura. Nogi mi się ugięły
Wetka twierdzi,że to nie odłamek kości- ja nie jestem przekonana. Dostał antybiotyk,przeciwbólowo Metacam,kroplówkę z glukozą.
Kocio został w klinice. Był przerażony.
Dziś dzwoniłam. Biegunka nadal się utrzymuje. Kocurek nic nie je
Dostał kroplówkę z wit.,glukozą. Poprosiłam,by dostał Duphalyte (ale czy dali? proszę od rana,a do 20.00 napewno nie dostał
). Podobno wygląda dobrze,jest przytomny,siedzi,nie leży bezwładnie,próbuje uciekać jak się zbliżają do niego. Ale nie je...!
Złamania miednicy nie leczy się operacyjnie. Kocurek będzie musiał ok.6tyg. być w klatce, żeby nie obciążać tyłu chodzeniem,skakaniem. Trzeba czekać,aż samo się zrośnie. Nie będzie już pełnosprawny,ale będzie chodził. Po swojemu. Jak to będzie ostatecznie wyglądało czas pokaże. Ale on i teraz chodzi,mimo bólu i tak poważnego złamania,próbuje nawet uciekać przed kroplówą
. I mruczy głaskany. Napewno kiedyś miał dom. A jak uległ wypadkowi? Wypadł z okna/balkonu? Potrącił go samochód? Pogryzł pies? Trudno ocenić.
Nie wiem co z nim będzie dalej? Czy zacznie jeść? I CO Z NIM DALEJ ZROBIĆ? W klinice może zostać jeszcze kilka dni.TYLKO. Nie wiem kto za to zapłaci? Gmina pewnie nie będzie chciała,nie znajdzie pieniędzy itd. Ja naprawdę nie mam już kasy. Co robić? Gdzie go umieścić? Do siebie nie wezmę,bo ZABIJĘ SWOJĄ KOTKĘ, KTÓRA MA ZEROWĄ ODPORNOŚĆ (1,3 leukocyty, norma 6-10!!!) + mam niewyadoptowane 2 tymczasy i psa na 30m. Delfinka ma zawirusowane kocięta,jeszcze nie szczepione+problemy pęcherzowe u tymczasów -póki co nie ma absolutnie mowy o kolejnym kocie.
Proszę pomóżcie. POTRZEBNY PILNY DT/DS. Inaczej będę musiała go zawieźć na Paluch
i pęknie mi serce. A czy go tam nie uśpią?
Zdjęcia wkrótce.

Mam chwilowo serdecznie dość kotów. I wszelkich kolejnych kocich tragedii. Jestem wykończona chorobą swojej białaczkowej kotki,od 2m-cy nie robię niczego innego prócz biegania po lecznicach,wyszukiwania info w necie o wszelakich chorobach białaczkopochodnych, wszystkie pieniądze poszły na leczenie, nawet debet się kończy... Pomyślałam,że jak kota widziano tyle dni temu, to pewnie już nie żyje,wczołgał się do czyjejś piwnicy i teraz odnajdą go jak zacznie się rozkładać

Zaraz potem przyszły inne myśli: a może ktoś inny się nim zajął? Na pewno znalazła się jakaś dobra dusza.W końcu to taki wielki blok! Nigdzie nie idę. Muszę odpocząć,nie daję rady,potrzebuję snu (wstaję kilka razy w nocy do kotki,podaję leki,zastrzyki,nasłuchuję,zrywam się jak tylko ona się ruszy),a rano do pracy.
Położyłam się. Ale gonitwa myśli mało mnie nie zabiła. Po 10 minutach biegłam już z transporterem,latarką i papierosem w ręku do tej cholernej piwnicy.
Przeszukałam całą,nigdzie śladu. Bryznęły mi po nogach inne koty. Zaglądałam do każdego boksu przez każde drzwi, jak złodziej. Kićkałam. Może się odezwie? Nic. Cisza.Zrezygnowana miałam wychodzić, tylko jeszcze zobaczę ostatnie miejsce,ostatni błysk latarki i... JEST!
Rudy,przerażony,dość młody kot siedział na wycieraczce w jednym z zaułków. Tylna łapa odstawała bezwładnie. Gdy próbowałam się zbliżyć zaczął uciekać. Mimo niedowładu tyłu. Zatrzymałam się. Nie dam rady go złapać.Nie mam sprzętu, podbieraka. Mam jedynie polara,którego mogę próbować zarzucić na kota,ale co jeśli zwieje? Jak wlezie do czyjegoś boksu,za Chiny go nie wyciągnę. A piwnica zaniedbana,jak znajdę właścicieli? Kiedy? Nie ma czasu!Boże! Jak stąd odejdę,kot śmignie.Pomocy!
I pomoc nadjechała. Niemalże na sygnale, w ekspresowym tempie.Zdążyłam zapalić 2 papierosy,a kot zrobić dwie sraczki.
Delfinka






Oczywiście pełen profesjonalizm. Sprzęt,umiejętności,doświadczenie,znajomość kociej psychiki,podejście. Jeden ruch i kot nakryty podbierakiem,zaraz potem do kontenera i do kliniki. Na sygnale.
Kocurek ma ok.1,5r. Jest wykastrowany. Waży tylko 2,8kg





Kocio został w klinice. Był przerażony.
Dziś dzwoniłam. Biegunka nadal się utrzymuje. Kocurek nic nie je




Nie wiem co z nim będzie dalej? Czy zacznie jeść? I CO Z NIM DALEJ ZROBIĆ? W klinice może zostać jeszcze kilka dni.TYLKO. Nie wiem kto za to zapłaci? Gmina pewnie nie będzie chciała,nie znajdzie pieniędzy itd. Ja naprawdę nie mam już kasy. Co robić? Gdzie go umieścić? Do siebie nie wezmę,bo ZABIJĘ SWOJĄ KOTKĘ, KTÓRA MA ZEROWĄ ODPORNOŚĆ (1,3 leukocyty, norma 6-10!!!) + mam niewyadoptowane 2 tymczasy i psa na 30m. Delfinka ma zawirusowane kocięta,jeszcze nie szczepione+problemy pęcherzowe u tymczasów -póki co nie ma absolutnie mowy o kolejnym kocie.
Proszę pomóżcie. POTRZEBNY PILNY DT/DS. Inaczej będę musiała go zawieźć na Paluch

Zdjęcia wkrótce.