zosia&ziemowit pisze:AGA-cka w piątek byli ludzie w lecznicy. Mówili, że dzień wcześniej (6 maja 2004) byli w schronisku i nie było żadnego kociaka. Akurat w łódzkim schronisku jest ta rotacja ogromna i los kociaków jest koszmarny.
Ja tylko przekopiowałam info z grupy dyskusyjnej - nie byłam, nie widziałam, ale uznałam, że warto taką informację umieścić na forum.
Sama w schronisku byłam w marcu - małych kociaków nie było w ogóle, za to cała masa dużych i strasznie było mi ich szkoda...
Pani weterynarz mówiła wtedy, że sezon na kociaki zacznie się lada moment i że w zeszłym roku mieli cały boks małych kotków
Podczas tej marcowej wizyty na mnie największe wrażenie zrobiły dwie historie: jeden boks zajmowała gromada kotów zabrana jakiemuś facetowi. Kotów nie karmił, nie zajmował się nimi do tego stopnia, że te z głodu zaczęły zjadać się nawzajem

. Sama widziałam jednego kota z tej gromadki z ewidentnie obgryzionym ogonem...
W małej klatce siedziała kicia w ramach kwarantanny. Kilka dni wcześniej znalazła dom, ale tymczasowy pseudo-właściciel oddał ją z powrotem, bo nie chciała nic jeść i nic nie robiła do kuwety

Kurczę, ja to bym z takim kotem powędrowała do weterynarza, a nie z powrotem do schroniska!
W takich chwilach czuję się strasznie i żałuję, że nie mogę tym wszytskim kotom jakoś pomóc...
Jedynym pocieszeniem jest dla mnie, że chociaż przygarniając moje koty jakoś ograniczyłam to kocie nieszczęście, bo Bańdzioch to znajda z ulicy, a Szelma co prawda wzięta z domu, ale nie wiem jak skończyłaby, gdybyśmy jej z moim TŻ nie wzięli.
Ehhh
