tragedia... (dlugie)

Wybaczcie, że to piszę, ale muszę to z siebie wyrzucić.
Czegoś takiego w zyciu nie przezylam i nie widzialam i nie sądziłam, że mnie i mojej kotce cos sie takiego przytrafi. Jestem w szoku, wróciliśmy z majowego weekendu, kicia była ledwo przytomna, osowiała i wątła. Myśleliśmy, że tęskniła, chociaż to dziwne, bo tylko parę godzin była sama, przez weekend opiekowała się nią moja mama. Wróciliśmy w poniedziałek ok. 23 wieczorem, o północy już bylismy u lekarza w klinice, ktory rozpoznal zapalenie krtani i gardła i dal Zuzie antybiotyk i lek przeciwzapalny i przeciwbólowy. Kazał stawić się w czwartek, nawet nie zmierzył jej temperatury... Jakoś przeżyliśmy noc. Koło poludnia Zuza sie ożywiła i nawet zjadła trochę, myśleliśmy, że już bedzie lepiej, ale niestety było coraz gorzej. Oddychała szybko i płytko. Uparłam się, zeby jeszcze raz pojechac do kliniki. Pojechaliśmy, byl inny lekarz. Zlecił prześwietlenie klatki piersiowej (nic nie wykryło), ale zaniepokoiło go to, ze Zuza ma blade podniebienie i jezyczek. Juz wtedy powiedzial, ze moze to byc anemia. Pobral krew. Ok. 19 zadzwonilismy po wyniki, okazalo sie, ze to ciezka anemia, miala bardzo malo czerwonych krwinek i plytek krwi, kazano nam natychmiast przyjechac, bo będzie robiona transfuzja krwi. Czekalismy chyba z godzinę na krew. W miedzyczasie dwa razy ustala praca serca i oddychanie
(((( dwa razy ją reanimowano... potem jakos udalo sie przetoczyc jej krew, chociaz zylki miala bardzo słabe. Nawet sie wybudzila, ale slabo kontaktowala, odruchy wróciły, nie wiadomo jednak, czy ten brak tlenu podczas zatrzymania serca nie uszkodzil jej jakiejs czesci mozgu... Jestesmy w szoku, jak to sie moglo stac? kot nie wychodzi, wyprowadzalismy ją tylko na smyczy, nie miala kontaktu z innymi kotami. Lekarze mowią, ze to przez jakies cięzkie zatrucie, ale gdzie? i kiedy? Dwa dni temu to byl jeszcze zdrowy kot. Przy mamie tez zachowywala sie normalnie. Noc minęła, dzwonilam do kliniki. Jest w ciężkim stanie, zyje, ale oddycha ciezko, ma wysoki poziom cukru. Szok, po prostu szok... Wczoraj skonczyla roczek. To jakies fatum chyba... Boli jak sie patrzy na prawie martwego kota, ktory jeszcze niedawno byl pelen zycia, skakał, biegal i uwielbial pieszczoty...
przepraszam za ten caly list, musialam sie wygadac...
pozdrawiam i zycze zdrowia Waszym kotkom
a.
Czegoś takiego w zyciu nie przezylam i nie widzialam i nie sądziłam, że mnie i mojej kotce cos sie takiego przytrafi. Jestem w szoku, wróciliśmy z majowego weekendu, kicia była ledwo przytomna, osowiała i wątła. Myśleliśmy, że tęskniła, chociaż to dziwne, bo tylko parę godzin była sama, przez weekend opiekowała się nią moja mama. Wróciliśmy w poniedziałek ok. 23 wieczorem, o północy już bylismy u lekarza w klinice, ktory rozpoznal zapalenie krtani i gardła i dal Zuzie antybiotyk i lek przeciwzapalny i przeciwbólowy. Kazał stawić się w czwartek, nawet nie zmierzył jej temperatury... Jakoś przeżyliśmy noc. Koło poludnia Zuza sie ożywiła i nawet zjadła trochę, myśleliśmy, że już bedzie lepiej, ale niestety było coraz gorzej. Oddychała szybko i płytko. Uparłam się, zeby jeszcze raz pojechac do kliniki. Pojechaliśmy, byl inny lekarz. Zlecił prześwietlenie klatki piersiowej (nic nie wykryło), ale zaniepokoiło go to, ze Zuza ma blade podniebienie i jezyczek. Juz wtedy powiedzial, ze moze to byc anemia. Pobral krew. Ok. 19 zadzwonilismy po wyniki, okazalo sie, ze to ciezka anemia, miala bardzo malo czerwonych krwinek i plytek krwi, kazano nam natychmiast przyjechac, bo będzie robiona transfuzja krwi. Czekalismy chyba z godzinę na krew. W miedzyczasie dwa razy ustala praca serca i oddychanie

przepraszam za ten caly list, musialam sie wygadac...
pozdrawiam i zycze zdrowia Waszym kotkom
a.