» Wto paź 23, 2012 15:18
Re: Nim6..byłam Kluseczką..jest DT u Ivarovej...ale rak...
przesłałam wyniki i wypis z wczorajszej wizyty do ruru - może znajdzie chwilkę by je wstawić. wieczorem pewnie podeślę też jakieś fotki-nie mam aparatu i jego właściciel musi wrócić do mieszkania. badanie krwi rzeczywiście jest bardzo ładne - mam nadzieję, że stłuszczenie powoli staje się przeszłością i od teraz Maluch będzie czuł się tylko lepiej. jeżeli rzeczywiście tak będzie to za dwa tygodnie wizyta u dr jagielskiego. powtórzymy badanie usg oraz prawdopodobnie badanie krwi (może będzie potrzebne rtg ?) by na tej podstawie oraz ogólnego stanu zdrowia Maluszka podjąć decyzję czy są wskazania do zrobienia operacji czy też nie. gdyby rzeczywiście kotka zdrowiała, do tego zaczęła by przypominać kota a nie takiego małego wypłosza jak teraz to jak najbardziej można byłoby chirurgicznie usunąć kawałek wątroby i guz.nie pytałam jeszcze czy możliwy jest powrót do całkowitego zdrowia tj. bez konieczności jedzenia karmy dla wątrobowców i brania leków do końca życia. chociaż wiadomo, że to nie jest jakiś gigantyczny problem. inną sprawą jest fakt, że RC hepatic czy Hills są absolutnie trujące zadaniem Kluseczki i jedzenie tego jest poniżej godności kota.
cały czas więc ważą się w pewnym stopniu losy kiciuni - czy zechce jeść, czy guz nie zacznie się zezłośliwiać, czy nie objawią się przerzuty...mam oczywiście nadzieje, że nic takiego nie będzie miało miejsca, ale sam dr jagielski podkreślił, że to dopiero początek drogi.
byłoby cudownie gdyby Malutka przybierała powoli na wadze tzn. żeby mięśnie zaczęły się odbudowywać. jeśli one będą mocniejsze to pewnie będzie miała więcej ochoty do spacerów a jak wiadomo ruch jest niezbędny dla zdrowia. coraz bardziej skłaniam się ku przekonaniu, że Klusia była kotem starszej osoby. nie bardzo wie co to zabawki, nie umie się nimi bawić. nie ciekawi jej świat zewnętrzny w takim sensie, że nawet wyjście na balkon czy na klatkę schodową jest dla niej nie do pomyślenia - siedzi sobie tylko przed takimi otwartymi drzwiami i łypie ślepkami co się dzieje, ale nie podchodzi. nie wiem czy świat zewnętrzny ją tak przeraża, czy po doświadczeniach z "wolności" ma go na razie dość.
to kotek niezwykle spokojny - większość dnia z chęcią przesypia czy po prostu leży odpoczywając.tak jakby nikt się nią wcześniej nie zajmował, jakby była pozostawiona samej sobie i nauczyła się być kotem niewidzialnym. czasem wyczuwam w mniej jakiś wielki smutek...może tęskni za dawnymi właścicielami?
zdecydowanie bardziej ożywia się wieczorem - wtedy więcej chodzi, odpowiada pacaniem łapką na moje zaczepki piórkami. oczywiście nie jest to jeszcze spontaniczna zabawa, ale mam nadzieję, że uda mi się pokazać Maluchowi jak fajnie być małym tygrysem. chcę ją przekonać, że życie to coś więcej niż tylko leżenie na poduszce czy na kolanach i "nieistnienie". bardzo chciałabym obudzić w niej radość i ciekawość życia - oczywiście nie każdy kot taki jest i nie każdy potrzebuje różnych bodźców, ale chcę sprawdzić czy ona jest świadoma z czego rezygnuje.
malutki postęp jest - wczoraj położyła się przy mnie i wystawiła brzuszek do głaskania. aż się boję dotykać tego łysego placuszka żeby nie podrażnić guza - ale on jest po prostu stworzony do całowania.a do tego ładnie zaczyna się zaokrąglać.
pewnie z powodu zjadani takich ilości gerbera delikany indyk - to jest zdecydowanie faworyt Kluseczki. wczoraj zjadła prawie 4 słoiki a do tego jeszcze chrupy RC dla kociąt. z jednej storny dr jagielski mówi, żeby jadała cokolwiek byleby jadła, a z drugiej chciałabym by zaczęła jeść to co odżywi ją a nie guza. czyli max białka zero węglowodanów, a taki gerber niby nie ma złych proporcji, ale wiadomo - to jedzenie dla ludzi. i nie wiem czy próbować kombinować i tego gerbera powoli wycofywać czy zostawić jak jest i cieszyć się, że je...sugestie?
problemy brzuszkowe powoli mijają - dziś znalazłam w kuwecie co trzeba. dostałam też receptę na specyfik o nazwie lactulosum, który ma zapobiegać takim problemom w przyszłości. niestety jest to syrop o smaku pomarańczowym - jest co prawda słodki a nie kwaśny, ale mam duże obawy co do tego czy Klusia nie będzie po nim wymiotować. dopóki więc nie pojawią się znów jakieś problemy to może nie będę go stosować - jak widać parafina na razie dała radę.
widzę, że wyszedł jakiś długaśny post więc dodam tylko, że dziś kroplówka i zastrzyki były już w domu - poszło bardzo dobrze. Maluch konsumował swego gerbera a ja niestety wbijałam igły - tylko trochę protestowała, ale poszło błyskawicznie. mogliby tylko robić bardziej przystępne te "gumki" we wlewnikach w które wbija się igłę by podać jakiś lek do płynu - to wbijanie jakoś opornie mi idzie i jedna igła nawet się trochę wykrzywiła. i coś robię nie do końca dobrze, bo mimo rozkręcenia wlewnika na maksa to płyn nie leciał strumykiem tylko bardzo szybko ciurkał kroplami. podanie 120 ml zajęło kilka minut - może 4, ale nie wiem czy czegoś źle nie robię.
może ktoś ma jakąś instrukcję, gdzie jak krowie na rowie jest wyłożone co po kolei i jak robić?
i bardzo, bardzo wielkie dziękuję kieruję do Broszki i Funduszu Onkologicznego za wsparcie finansowe i pokrycie większości kosztów jednej z faktur - naprawdę dziękuję w imieniu swoim i Kluseczki.
Sie warten auf mich am Ende der Nacht...Don Vito - 25.10.2010r.; Helmucik - 05.10.2011r.; Stefan - 28.09.2012r.; Fryc Frycunio - 05.10.2015 r.....