Mam dwa koty:
Ania - kot dzikus w wieku 1 r. i 3 miesiące. Pierwsza zaadoptowana. 2 tygodnie siedziała za pralką i nie dała się dotknąć, prychając i wyjąc przeraźliwie, teraz jest z niej przylepa i gaduła. Co prawda tylko w stosunku do zaufanych, bo do reszty nadal dzikus.

Dyzio - 1 r. i 1 miesiąc. Kwestia nazwania Dyzia kotem jest bardzo kontrowersyjna - większość jego cech przemawia za tym, że jest psem, ale jednak wygląda jak kot, więc nadal nazywamy go kotem. W dodatku to kot traktor! Ciekawski, przytulaśny, chodzi za mną krok w krok, nie odpuści nigdy pogłaskania i przy okazji "nosków" (co jest zabójcze da nosów ludzkich, bo Dyziowi niewiarygodnie wręcz jedzie z paszczy). Jak mruczy, to cały dom się trzęsie.

Wydawać by się mogło, że połączenie tej dwójki w jednym mieszkaniu to nie problem. Niestety tak nie jest. Niby wszystko ok, niby się lubią i mogą się do siebie przytulać i być w jednym pokoju, tylko że Dyzio dość często wpada na "genialny" pomysł, żeby się z Anią pobawić. I tu zaczyna się prawdziwa katastrofa. Nie wiem, czy on nie ma żadnego wyczucia, ale ona płacze w niebogłosy, jak tylko on ją chwyci za kark lub za gardło. I w tym momencie wcale nie wyolbrzymiam, ona po prostu wyje z bólu. Dopóki Dyziek nie potrafił wskakiwać na szafki, to od niego uciekała najwyżej jak się dało. Ale niestety - nauczył się i teraz nie ma ucieczki.
Dodam jeszcze, że nie faworyzuję żadnego, oba bardzo kocham i dałabym się za nie pokroić. W mieszkaniu w Warszawie sytuacja jest tak straszna, że gryzie ją prawie cały czas. Na wakacje z kolei pojechaliśmy do mojego domu rodzinnego (las, podwórko, więc koty mają co robić), który jest dość duży, więc kotka zawsze może gdzieś czmychnąć. Tu jest dość spokojnie, spotykają się zwykle na jedzenie i spanie w swoim fotelu. Ale i wtedy mu coś strzeli do głowy i znowu gryzie. A ona znowu w płacz.
Próbowałam go oduczyć - może trochę barbarzyński sposób, ale naprawdę serce się kroi, jak słyszałam jej reakcję i jak miałam gdzieś spryskiwacz pod ręką, to go prysnęłam (na "mgiełce", nie strzelałam strugą wody, żeby nie wyszło, że się znęcam nad zwierzętami

Ania jest wysterylizowana, Dyzio wykastrowany. Dziwne jest, że ona mu ustępuje we wszystkim, skoro jak dostają jeść, to najpierw je ona, a dopiero potem on.
To jest tak okropne, że już nawet myślałam, że któregoś powinnam tu zostawić - w końcu warunki rewelacyjne. Ale jakbym miała wybierać, którego się pozbyć, to przecież jakiś koszmar

Co robić? Pomocy!