No to stało się. Moje roczne maleństwo, koci dachowiec, zrobił sobie wakacje . Kociczka wyskoczyła z drugiego pietra ( podczas mojej nieuwagi przez co pluje sobie w brodę) i teraz szweda się gdzieś po osiedlu. Od wczorajszego popołudnia poczułam ,ze nie mam już sil. To mój pierwszy kociak i bardzo się przywiązałam ,przez co każda myśl o tym,ze może się już nie odnaleźć przyprawia mnie o ataki wycia i darcia się wniebogłosy. A nóż usłyszy i wróci z wiecznie wystawionym języczkiem.
W tym poście chodzi mi głownie o to , jak poradzić sobie z taka sytuacja. Jestem stosunkowo młoda i nieopierzona istota wiec histeryzuje zamiast działać logicznie chociaż slupy poobklejałam i poinformowałam,ze nowa kicia może pałętać się z reszta podwórkowej bandy.
Błagam o wsparcie i cenne rady !
