» Nie wrz 09, 2012 18:04
Re: Kiedy umiera Kot...
Pamiętam o każdym kocie, który mi umarł. W głowie mam już sporej wielkości cmentarz. Pamiętam te, które adoptowaliśmy z Jarkiem i umarły. Pamiętam o tych, które adoptowaliśmy tylko w myślach, kiedy już umierały i było wiadomo, że innego domu już nie zdążą mieć. O tych, które były pod moją opieką w schronisku albo w lecznicy. Za każde z nich czułam się odpowiedzialna. Pamiętam o tym, jak umierały. Czasem to bardzo bolesne wspomnienia. Pamiętam bardzo wyraźnie nawet te sprzed dziesięciu lat, każdą decyzję o eutanazji w schronisku, każde niepowodzenie, nawet, jeśli los zetknął mnie z kotem na króciutką chwilę. Ciężar każdej ze swoich i nie swoich decyzji czuję bardzo wyraźnie. Każdy dotyk pyszczka w dłoniach. Ich ból, cierpienie. Każdy z tych kotów ma specjalne miejsce w mojej pamięci, tylko dla siebie. Czasem niemal głaszczę je w myślach, wspomnienia się nie zatarły.
Myślę, że jednak sobie radzę. Musiałam nauczyć się tego, by pomagać kolejnym i kolejnym. Czasem nie można sobie pozwolić na zbyt długie zatrzymywanie się w miejscu. Narzuciłam sobie dyscyplinę emocjonalną - to służy mi i tym, którzy żyją. To nie znaczy, że coś nie boli albo, że się zapomina. To znaczy, że radzę sobie z pamięcią o tym bólu i zostawiam go w pamięci, a więc tam, gdzie jest jego miejsce.
Pamiętam także o tych kotach, które oddałam, ale są to wspomnienia dotyczące tylko ich życia. Ktoś inny je pokochał. To sprawia, że ciężar ich śmierci nie jest już mój, nawet, jeśli jest mi bardzo smutno, kiedy odchodzą.