Kiedy umiera Kot...

Kocie pogawędki

Moderatorzy: Estraven, Moderatorzy

Post » Sob sie 18, 2012 20:53 Re: Kiedy umiera Kot...

Kolega z kkm'u ładnie ujął to, co sama czuję
Czas nie leczy ran, przyzwyczaja do bólu...

To już cztery lata, jak Stefanka nie ma.(Nadal mam jednego Stefankowego wibryska ukrytego w worku strunowym, którego zgubił podczas mojego pobytu w domu, na dwa tygodnie przed odejściem :cry: )

wiora

Avatar użytkownika
 
Posty: 6012
Od: Czw sty 24, 2008 0:19
Lokalizacja: leszno:) /Baile Atha Cliath/Malta-Ibi patria, ubi bene

Post » Sob sie 18, 2012 20:56 Re: Kiedy umiera Kot...

Beliowen pisze:A potem... potem wspominam życie, nie śmierć
nie płaczę nad stratą, tylko uśmiecham się do wspomnień
kiedyś się znów spotkamy po tamtej stronie - cokolwiek i gdziekolwiek to jest
wierzę w to.

Chciałabym tak móc ... ale nie potrafię ...Dla mnie najgorsza jest świadomość tego, że już nigdy ... Nigdy nie usłyszę jak woła to swoje "maaaama" ...., nie wymiętolę wywalonego do głaskania brzuszka ... nie poczuję zapachu jej futerka ...
Obrazek

katarzyna1207

 
Posty: 5571
Od: Pt lip 03, 2009 21:58
Lokalizacja: Lublin

Post » Sob sie 18, 2012 20:58 Re: Kiedy umiera Kot...

To dobre miejsce, żeby upamiętnić pewną młodziutką kicię, dla której pomoc przyszła za późno.
Była piękna, mimo zabiedzenia, chudości, zaawansowanej martwej ciąży. Cała czarna, z przepięknymi zielonymi oczami.
W myślach nazywam ją Pumą i nie mogę się otrząsnąć z tego, że nie udało mi się jej pomóc.
Znałam ją bardzo krótko, ale do końca życia nie zapomnę.
Przepraszam Pumko.
Pływanie pod prąd wyrabia mięśnie.
Obrazek Obrazek Obrazek

lucjaa

Avatar użytkownika
 
Posty: 15287
Od: Czw mar 22, 2007 12:20
Lokalizacja: Poznań

Post » Sob sie 18, 2012 20:59 Re: Kiedy umiera Kot...

Beliowen pisze:...
kiedyś się znów spotkamy po tamtej stronie - cokolwiek i gdziekolwiek to jest
wierzę w to.


Ja też.
Po odejściu Marysi, a później Maćka przestałam tak się bać własnej śmierci -ja wierzę, ze gdzieś tam moje kochane zwierzaczki czekają i że kiedyś się z nimi spotkam.
Ale i tak tu i teraz jest smutno, że już ich nie ma przy mnie...

Hania66

 
Posty: 4591
Od: Pt mar 10, 2006 17:20
Lokalizacja: Warszawa

Post » Sob sie 18, 2012 21:05 Re: Kiedy umiera Kot...

Myź odszedł dokładnie miesiąc temu. Czy sobie radzę...? Jakoś. Mam naprawdę duże zdolności do nakładania filtrów na rzeczywistość. Odkąd tylko trzeba było, robiłam tak, by coś stłumić, zamaskować, a jak to w życiu - trochę takich sytuacji było. I takie nakładanie to całkiem fajna sprawa. Od stycznia nie umiem tego robić jak kiedyś. Od miesiąca rzecz jest rozpaczliwa.
Myzrael leży w ogródku, ma "kopiec" z kamyczków i kwiaty, i rodzina go odwiedza. Byłam tam dzisiaj, popłakałam się, pogadałam sobie do kamieni i Myśka, który przecież już nie żyje, ale wirtualnie jest ciągle ze mną. Poza tym pierwsze zdanie z posta Beliowen to tak jak u mnie.

liszyca

 
Posty: 1063
Od: Pon maja 16, 2011 15:10
Lokalizacja: lubelskie

Post » Śro sie 22, 2012 22:52 Re: Kiedy umiera Kot...

A my sobie nie radzimy..Ani z odejściem Gucia,ani Antosia,ani Mela,ani Majuni..Nie radzimy sobie z odejściem Sokratesa choć od tamtej tragedii minęło 35 lat..Do wspomnień nie umiemy się uśmiechać,bo one bolą,bo są tylko wspomnieniem nie chwilą obecną..Dlaczego to minęło?Dlaczego one odeszły,a myśmy zostali?Po co?Moja żona chciała umrzeć gdy Gucio odszedł...Jesteśmy nadal choć nas nie ma..
Co byśmy dali żeby Gucio wrócił..Oddałbym dwa lata z życia jakie mi zostały żeby raz jeszcze był obok na kanapie z tym swoim mądrym,doświadczonym spojrzeniem..Spojrzeniem,które mówiło mojej płaczącej małżonce,,nie płacz wszystko minie..
Jakże chciałbym go spotkać...Nie wierzymy w spotkanie i jest jeszcze ciężej..Zacytuję słowa niezapomnianej Wandy Monnee narzeczonej wielkiego Artura Grottgera,,Bóg nam odda ukochanie nasze i wtedy dopiero godnie zdołamy go chwalić i wielbić,kiedy duchy nasze nasycą się po wielkiej życia tęsknocie,po głodzie serca i bólu rozstania,,
Oby to była prawda.I myśle,że to dotyczy każdej śmierci,każdego pożegnania choć z innej strony to wydaje mi sie,że z Guciem nie umiem sie pożegnać.Wraz z nim umarł kawałek mnie choć żyje nadal.
Chciałbym by gdzieś na mnie czekał choć nie wierzę,ale gdyby było cos w perspektywie-byłoby na co czekać
Waldek
Elżbieta
 

Post » Pt sie 24, 2012 21:40 Re: Kiedy umiera Kot...

A ja niestety sobie zupełnie nie radzę,od śmierci Sajgutka minął rok i trzy miesiące,i dalej boli a serce krwawi jak go wspominam.Nie wiem jak to się dzieje,ale prędzej pogodziłam się z wyjazdem starszego syna za granicę(mieszka tam na stałe)może jestem wyrodną matką ale taka jest prawda,że Sajgonka opłakuję przez cały ten czas,bo to był naprawdę wyjątkowo mądry kot...no i znowu ryczę :cry:
Obrazek
24.05.2011 [*]

Tess 1610

 
Posty: 760
Od: Nie mar 19, 2006 1:19
Lokalizacja: Gdańsk

Post » Nie wrz 09, 2012 17:08 Re: Kiedy umiera Kot...

Kropeczka odeszła wczoraj...
choć była ze mną bardzo krótko-zupełnie sobie nie radzę...
to była miłość od pierwszego spojrzenia...
Iskierka i Lady są cudowne, kocham je nad życie, ale to Kropcia miała w sobie to "coś" ...
jak z tym dalej żyć... ?
Śmierć nie jest wystarczającym powodem,żeby przestać Kogoś kochać (Krystyna Janda)...

Ladyś [*] TM:30.11.2015r. - Kochanie, tak bardzo mi Ciebie brak ...
Kropeczka [*] TM:8.09.2012r.

Aga&Iskierka&Lady

 
Posty: 491
Od: Pt lip 04, 2008 21:59
Lokalizacja: Piaseczno

Post » Nie wrz 09, 2012 17:32 Re: Kiedy umiera Kot...

Pytasz-jak z tym żyć..Pozwolisz,że odpowiem..Będziesz żyć- i my żyjemy..Znajdą się ludzie,którzy chcąc pocieszyć Ciebie powiedzą,,czas leczy rany,,..Życzymy Tobie aby tak właśnie było..Naszych ran czas nie uleczył,a bólu serca nic nie złagodzi..Zostają bowiem piłki,kuweta,posłanie,karma,obroża,smycz-tylko w naszym przypadku psa-w Twoim przypadku kota nie ma...I to jest właśnie niepojęte..Bo jak jest właściwie?Kochane stworzenie odeszło,a człowiek żyje,został..Kochane stworzenie poszło samo w tę ostatnią drogę,a my nie możemy mu towarzyszyć.?.Ja Tobie życzę byś odnalazła spokój czyli to czego mimo upływu czasy myśmy nie odnależli.
Życzę najszczerzej spokoju..A wiesz co jest najbardziej smutne?To właśnie to,że świat toczy się dalej i nikt nie zauważył,że naszych najukochańszych już nie ma i nigdy nie będzie..Człowiek jest sam ze swoim bólem choć tylu ludzi jest wokół..
Waldek
Elżbieta
 

Post » Nie wrz 09, 2012 18:04 Re: Kiedy umiera Kot...

Pamiętam o każdym kocie, który mi umarł. W głowie mam już sporej wielkości cmentarz. Pamiętam te, które adoptowaliśmy z Jarkiem i umarły. Pamiętam o tych, które adoptowaliśmy tylko w myślach, kiedy już umierały i było wiadomo, że innego domu już nie zdążą mieć. O tych, które były pod moją opieką w schronisku albo w lecznicy. Za każde z nich czułam się odpowiedzialna. Pamiętam o tym, jak umierały. Czasem to bardzo bolesne wspomnienia. Pamiętam bardzo wyraźnie nawet te sprzed dziesięciu lat, każdą decyzję o eutanazji w schronisku, każde niepowodzenie, nawet, jeśli los zetknął mnie z kotem na króciutką chwilę. Ciężar każdej ze swoich i nie swoich decyzji czuję bardzo wyraźnie. Każdy dotyk pyszczka w dłoniach. Ich ból, cierpienie. Każdy z tych kotów ma specjalne miejsce w mojej pamięci, tylko dla siebie. Czasem niemal głaszczę je w myślach, wspomnienia się nie zatarły.
Myślę, że jednak sobie radzę. Musiałam nauczyć się tego, by pomagać kolejnym i kolejnym. Czasem nie można sobie pozwolić na zbyt długie zatrzymywanie się w miejscu. Narzuciłam sobie dyscyplinę emocjonalną - to służy mi i tym, którzy żyją. To nie znaczy, że coś nie boli albo, że się zapomina. To znaczy, że radzę sobie z pamięcią o tym bólu i zostawiam go w pamięci, a więc tam, gdzie jest jego miejsce.

Pamiętam także o tych kotach, które oddałam, ale są to wspomnienia dotyczące tylko ich życia. Ktoś inny je pokochał. To sprawia, że ciężar ich śmierci nie jest już mój, nawet, jeśli jest mi bardzo smutno, kiedy odchodzą.
Obrazek

ryśka

Avatar użytkownika
 
Posty: 33138
Od: Sob wrz 07, 2002 11:34
Lokalizacja: Bielsko-Biała

Post » Nie wrz 09, 2012 18:28 Re: Kiedy umiera Kot...

Kropeczka była pierwszym kotkiem zabranym właściwie prosto z ulicy... pierwszy, którego nie tylko ja wybrałam... Kropeczka także wybrała mnie... zabrałam Ją,żeby Ją uratować...dać miłość, ciepło rodzinnego kochającego domu, zawsze pełny brzuszek...
to pierwszy Kotek, o którego tak walczyłam... pierwszy, który umierał na moich rękach... nigdy Jej nie zapomnę... nie chcę zapomnieć... tak bardzo Ją kocham...
Śmierć nie jest wystarczającym powodem,żeby przestać Kogoś kochać (Krystyna Janda)...

Ladyś [*] TM:30.11.2015r. - Kochanie, tak bardzo mi Ciebie brak ...
Kropeczka [*] TM:8.09.2012r.

Aga&Iskierka&Lady

 
Posty: 491
Od: Pt lip 04, 2008 21:59
Lokalizacja: Piaseczno

Post » Nie wrz 09, 2012 18:30 Re: Kiedy umiera Kot...

22 sierpnia odszedł Żuk.Kot co to od razu był skazany na śmierć. Trafił do nas 26 września 2011 roku jako 4 tygodniowy dzieciak. Mimo,że wiedziałam ,że jest "skazany" zawalczyliśmy o niego .On tak chciał żyć.Tak bardzo walczył i chciał żyć. To,że wiedziałam ,że umrze nie ułatwiało i nie ułatwia nam rozstania z nim.
Boli jak cholera i tyle.

Gdy Żuk odszedł

Na dnie mojego oka
połyskliwa łza wezbrała
wyrwała się na wolność
po policzku spływała
niecierpliwie ręką
zetrzeć ją chciałam
lecz w połowie gestu
palce swe wstrzymałam

Pierwsza łza
to koralik smutku mojego
co ciągle zadaje pytanie
dlaczego, dlaczego?
dlaczego mnie to spotkało
ten ból i cierpienie
dlaczego dając miłość
niczego nie zmienię

Druga łza
co ręce moje zmoczyła
przypomina o winie
bo winna byłam
ręce moje głaskały
dając ukojenie
ale i ból zadawały…
już tego nie zmienię

Trzecia łza,
czwarta, piąta…
kolejna z oczu się toczy
jak wilgotny różaniec
jak paciorki zdziwienia
bo zmierzch znów nastaje
bo dzień znów się obudził
a Jego już ze mną

nie ma

ASK@


Jak odeszła Lala, kocie dziecko co swoich braci uratowała, myślałam że serce już będę mieć zamknięte.Wierzę,że to Lala przysłała nam Żuka. Pamiętam i opłakuję każde nasze stworzenie jakie przyszło do nas po ratunek ,godną śmierć czy przyzwoity pochówek...Boli zawsze i będzie.

I modlę się

Panie Boże co jesteś w Niebiesiech
Przyjmij proszę kocie ,bezbronne dziecię
Poszły do Ciebie drepcząc pośpiesznie
Tu zostawiając płaczące serce

Panie Boże co patrzysz z wysoka
Przytul proszę do serca zmarłego Kota
Otwórz szeroko bramę, śmietanki nalej
Pokaż Mu jak w Niebie będzie wspaniale

Panie Boże co serce masz wielkie
Wybacz proszę tym wszystkim
Co skazali bezbronne istoty na poniewierkę
Wybacz proszę Ty, bo ja już nie mogę...

Panie Boże wiem,żem Nieba nie godna
Proszę jednak, pozwól mnie grzesznej
W ostatniej chwili ,w świadomości zaniku
Zobaczyć moje Koty na Twym trawniku

ASK@


Jeśli nie spotkam Ich na Jego trawniku to nieba nie ma.
Obrazek

Dla naszych Słoneczek [*] Kochamy i tęsknimy.

ASK@

Avatar użytkownika
 
Posty: 55372
Od: Czw gru 04, 2008 12:45
Lokalizacja: Otwock


Adopcje: 11 >>

Post » Nie wrz 09, 2012 19:38 Re: Kiedy umiera Kot...

Jutro minie tydzień od tego strasznego dnia. Kiedy odszedł Woolfi. Ten weekend był poświęcony tylko niemu. Mogłam do woli wypłakać się i wygadać do przyjaciółki. Żałuje tylko przeraźliwie jednej rzeczy. Ja zostawiłam Woolfiego w klinice. Nie byłam na to przygotowana, nie wiedziałam co mam robić. Wet powiedział, że rozlicza się z ampułek. Jest mi tym bardziej źle.
Zdjęć nie moge jeszcze oglądać, mąż nie rozumie, że płaczę "tylko" za kotem. Ale ja go kocham i tęsknię do chwil gdy przechylał łepek do tyłu i patrzył mi prosto w oczy.
Ja chcę by on wrócił !!!

agateria

 
Posty: 24
Od: Pt sie 10, 2012 6:56

Post » Nie wrz 09, 2012 19:57 Re: Kiedy umiera Kot...

Miesiąc temu straciłam moją kotkę. Bardzo boli... Zwłaszcza, że to była moja pierwsza, wyczekiwana, ukochana... Miała FIP. Bardzo mi źle, często o niej myślę, a jak myślę to płaczę... Była ze mną tak krótko, zaledwie dwa miesiące i niewyobrażalne jest to, jak bardzo skradła moje serce.
Teraz czekam na kolejną dziewczynkę, za miesiąc pewnie już u nas będzie. Mam nadzieję, że choć troszkę pozwoli mi zapomnieć...

Milena_MK

Avatar użytkownika
 
Posty: 10040
Od: Sob lip 21, 2012 17:20
Lokalizacja: Kraków

Post » Nie wrz 09, 2012 20:22 Re: Kiedy umiera Kot...

agateria pisze:Żałuje tylko przeraźliwie jednej rzeczy. Ja zostawiłam Woolfiego w klinice. Nie byłam na to przygotowana, nie wiedziałam co mam robić. Wet powiedział, że rozlicza się z ampułek. Jest mi tym bardziej źle.

Jeśli nie masz ogrodu lub nie planowałaś pogrzebania go na cmentarzu dla zwierząt, nie żałuj. Ja pochowałam swojego pierwszego psa w lesie i bardzo żałowałam, że nie zostawiłam ciała w lecznicy, jednak.
A Woolfiego nie zostawiłaś - towarzyszyłaś mu, dopóki był tutaj. Zostawiłaś wyłącznie jego ciałko.
Obrazek

ryśka

Avatar użytkownika
 
Posty: 33138
Od: Sob wrz 07, 2002 11:34
Lokalizacja: Bielsko-Biała

[poprzednia][następna]



Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Silverblue i 522 gości