» Wto sty 29, 2013 18:13
Re: Kiedy umiera Kot...
Ja sobie z tęsknotą za Conchitą (chłoniak, musieliśmy jej pomóc odejść i moim zdaniem o kilka dni za późno, zbyt cierpiała, a my czekaliśmy na cud) poradziłam, biorąc Melisę, a dwa miesiące później - Maniusię.
To znaczy, nadal za nią tęsknię, a minęło ponad dwa lata. Zawsze będę za nią tęsknić, była dla mnie kotem niezwykłym, wyjątkowym, ukochanym.
Ale maluchy pomogły nam przejść przez najgorsze. Pamiętam, że już wtedy patrzyliśmy jak Melka się bawi i wnosi radość do domu i gratulowaliśmy sobie decyzji.
Zresztą, to właśnie choroba Conchity przyprowadziła mnie na miau (jak wiele innych osób). I tu odkryłam ile kotów potrzebuje domów. Więc dałam im dom, a one oddały mi swoją miłość i pomogły przejść przez najgorszy ból.
Conchita załatwiła naszym kotom jeszcze jedną rzecz - spanie w łóżku. TŻ zgodził się na to dopiero, gdy była chora (tzn. wyniosłam się do innego pokoju, oświadczając, że będę teraz sypiać z kotem, który mnie potrzebuje, poprosił więc, żebyśmy wróciły obie). Teraz wszystkie koty śpią z nami i w ogóle nie ma z tym dyskusji.