
Jako osoba mało doświadczona z dzikimi i półdziki kotami potrzebuję porady/ pomocy. Ale od początku: Mieszkam na wsi i wiadomo, niestety, jak to na wsi, wszędzie pałęta się mnóstwo dzikusków, czasem jakieś zaplączą się na mój ogród (bo staram się stale dokarmiać przybłędy). W lutym zawitał u mnie czarny kocur, tłuściutki i z lśniącą sierścią, zwróciłam na niego uwagę, ponieważ bardzo głośno oddychał. Podjadł odrobinę i uciekł na mój widok. Minęło trochę czasu - i powrócił, tym razem totalnie wychudzony, wyglądał jak siedem nieszczęść (podejrzewam, że ktoś go wyrzucił?). Bał się mnie strasznie - ale później wracał już praktycznie codziennie - na początku stawiałam mu miseczkę i wycofywałam się na duuuużą odległość, a dzikusek podbiegał, wtryniał migiem i zwiewał; niedawno udało mi się zdobyć jego szczątkowe zaufanie: przychodzi pod drzwi rano i wieczorem (domagając się miauczeniem posiłków!), idzie za mną, kiedy wynoszę mu miseczkę na ogród, czasem śpi sobie na stoliku. Wciąż jednak zachowuje się jak dzikus - na każdy szelest reaguje ucieczką, kuli się i próbuje uciekać, kiedy wykonam jakiś ruch w jego stronę etc.
I do rzeczy: Kot wciąż strasznie głośno oddycha (przypomina mi to dyszenie zmęczonego człowieka) - od lutego, kiedy zobaczyłam go po raz pierwszy, aż do teraz, dyszy, wciąż jest chudziutki (robaki?), ma jakieś zadrapania po walkach z innymi zwierzętami. Aplikowałam mu kocie witaminy od weta, ale nie widać żadnej poprawy; stan od kilku miesięcy bez zmian. Co zrobić? Nigdy nie łapałam dzikich kotów, nie mam transportera (pożyczyłam koleżance i nie prędko odzyskam), a przede wszystkim boję się, że dzikusek padnie na zawał lub ucieknie, gdy spróbuję go pochwycić. A jednocześnie bardzo się z nim zżyłam i chciałabym go podleczyć... Proszę o jakieś rady, informacje, może mogę mu coś podać doustnie?