» Wto lip 31, 2012 21:33
Re: Help, Warszawa, Bluszczańska !
Jestem uparta, barania ryba, koniec ryby, tuż przed baranem. Walenie głową w ściane, to moja specjalność.
Dzisiaj o 21 kiciam już po prawej stronie Bluszczańskiej i jedzenie stawiam za bramą budowy. Po paru minutach jest Michelle. Maluteńka. Biegnie brzuchem po ziemi do miski mięso w paszczę i gdzieś w odbiega. Zupełnie jak kotka porywająca kąski dla maluchów. Ale Michelle jest po sterylce, co to znaczy? Po chwili wróciła, zmiotła mięso i małego Gourmeta. Znowu chapnęła i pobiegła w głąb budowy. Ale zaraz wyhamowała przed rudym kotem, który jej zagrodził drogę. Coś z Schillera Rękawiczki było w kociej scenie. Rudy ją zastopował, ona przypadła do ziemi, zrobiła się długa i łasicowata (Michelle jest łasicowata) i zaczeła się cofać w tej dziwacznej pozycje, ale rudas chyba ją trzepnąl albo tylko się zamachnął. Michelle przeleciala nad nim i pobiegła w głąb budowy, rudy za nią z ogonem do góry. Ja za kratą bramy...
Cimno, komary, jeszcze dołożyłam resztkę z puszeczki i zjawiła się. Musiała uciec rudemu, zatoczyć koło. Odrobinę zjadła i znowu chapnęła dla kogoś i pognała na sąsiednią, przylegającą budowę.
Przyszedł pan pilnujący, pierwszy raz go widziałam, mówi że karmi tym co dają o tu pod samochodem. Rzeczywiście tuż za bramą stoi auto. Pytam czy jak przyjdziemy z klatkami to nas wpuści. Trochę się waha, ale wpuści. Obiecuję premię, jak się kota złapie...Ciemno, wracam autobusem...
P.S.
Może lepiej z moją sunią, bo wtedy Rudy nie goni Michelle, boi się suni, a Michelle nie. To koleżanki. Rudy mieszka w willi obok, ale chyba jest jedynym lokatorem okazałego gmaszyska. Żywego ducha nie uświadczysz tam...
Jestem kotem
Soseki Natsume