Rudy z Gdańska potrzebuje pomocy

[Anka]

Dawno tu nie byłam, tak jakoś schodzi. Ale gdy jest potrzeba, to gdzie się niby udać?
Wczoraj wieczorem zadzwonił telefon. Dzwonila pani z recepcji z mojej lecznicy. Okazuje się - dwie młodziutkie dziewczyny przyniosły rudzielca, którego dokarmiają. Rudzielec przestał jeść. Przyczyna - tragiczny stan paszczy. Pytanie - czy mogę mu załatwić dom tymczasowy. Przyznam się ze wstydem - żachnęłam się, było późno jak dla kogoś kto wstaje o 3.30 do pracy codziennie, byłam zmęczona, zła, do tego już nie raz w poczekalni ktoś radośnie mi proponował, że skoro pomagam zwierzętom, to może wezmę na tymczas kota, którego przyniósł - z dalszej rozmowy wynikało, że ta osoba miała np. dwa koty, a ja siedem. Fajnie się ratuje cudzymi rękami. No więc się żachnęłam. Ale dzisiaj nie dawało mi to spokoju i dowiedziałam się więcej. Kota przyniosły młodziutkie dziewczyny, najprawdopodobniej mieszkające jeszcze z rodzicami, i chyba bez wsparcia z ich strony w tej sprawie. Beż pieniędzy. Kot przestał jeść, zaczął chudnąć, zmartwiły się, złapały (bez trudu, kot oswojony) i zawiozły do lecznicy. Chcą mu pomóc, ale nie bardzo mają jak. Dziś mają znowu go wieczorem przynieść. Powiedziałam, żeby jak co, to z lecznicy zadzwonili to z nimi spróbuję porozmawiać, może coś im podpowiem, np nasze bazarkowo, żeby tu zaczęły na leczenie zbierać, chociaż leczyć go u nas będą na pewno zniżkowo. W każdym razie dowiem się więcej. Sama wziąć nie mogę. Z mojej piątki Orzech z powodu dzikości nadal nie szczepiony (jakąs tam odporność na pewno ma z czasów życia na podwórzu, ale jednak...), Szanejka nadal porządnie zestresowana, już czwarty miesiąc, do tego moja sunia Kajtusia coraz starsza, potrzebuje dużo spokoju. Zamknąć w mojej kawalerce nie mam gdzie. A kota żal. Rudy - ma większe szanse od innych na dom.
Jak dowiem się więcej - napiszę. Ale gdyby ktoś miał pomysł jak pomóc, miał możliwość - to polecam rudego pamięci.