Czy każdy kot tak ma... Z życia Perełki.

Witam wszystkich forumowiczów! 4 dni temu (w sobotę) adoptowałem ok. 4 letnią kotkę ze schroniska w Poznaniu.
Trochę o kotce i o mnie(zjedź niżej, aby przeczytać sedno tematu)...
(o mnie)
Na przełomie maja i czerwca zacząłem intensywnie interesować się kotami, bo od niedawna mieszkam w okolicy pełnej tych stworzeń (w co drugim domu w okolicy mieszka kot, a sąsiad ma fajnego, czarnego miziaka przybłędę (będę miał go pod opieką, gdy jego ludzie wyjadą na 2 tyg. wakacje). Zaczęło się od wolno żyjącej kotki (jakoś instynktownie mogę rozpoznać płeć bez patrzenia pod ogon
, aczkolwiek nie zawsze uda mi się trafić, zwłaszcza przy osobnikach młodszych niż 1 rok
) pewnych właścicieli, kiedy mijałem ją, podczas spacerku do roboty, na przystanek PKP. Zatrzymałem się przy niej na chwilę, aby popatrzeć, a ta podbiegła, miaucząc, i zaczęła prosić o głaskanie. Nie odmówiłem, ale zrobiłem to z lekkim strachem, bo pierwszy raz w życiu dotknąłem kota! Uczucie fascynujące, ale zarazem "nic nowego". To owe "deja vu" wzięło się stąd, że podświadomie od dziecka bardziej wolałem mieć kontakt z kotami, niż psami. Z resztą moja osobowość też pasuje do posiadania kota. Przez miesiąc dowiadywałem się o kotach wszystkiego, co napisali w sieci. Byłem też u hodowców. Oczywiście chciałem mieć rasowego kota, ale ceny powalają, niestety
(wymarzona rasa to rosyjski niebieski pod względem charakteru i wyglądu). Nie omieszkałem też pomyśleć o dobrym uczynku i dokocić się za pomocą adopcji. Długo szło mi też namawianie domowników, ale gdy zacząłem skupywać sprzęty, to z trudem machnęli ręką. Teraz, jak im mówiłem, nie mogą się nacieszyć 
(moment adopcji)
Adopcję kota bardzo przemyślałem. Chciałem wziąć kota, który:
Siedzi tam długo, jest bojaźliwy lub ma problemy z zachowaniem, dorosły, mógł być okaleczony, wybierze mnie.
Gdy wszedłem do kociarni, przykleiły się od razu dwie kotki - czarna i biała w plamki. Czarna miała charakterek i syczała na wszystkie inne koty, które się do mnie zbliżyły. Nawet wlazła mi na barki, ażeby tylko odstraszyć innych delikwentów. Zachowałem spokój, czarna dała się pogłaskać, ale wiedziałem już co nieco o mowie ciała tych zwierząt, więc nie ucierpiałem. Biała również wskoczyła na mnie (kucnąłem i weszła na kolana, chciała powąchać moją twarz). Był jeszcze trzeci kot (nie określiłem płci), ale widać było wyraźnie, że jest mocno zestresowany (miał syndrom "falującej skóry"), jednak ze spokojnym podejściem też dał się niechętnie pogłaskać, bacznie obserwując mnie i otoczenie. Pozostałe zwierzaki w kociarni zachowały dystans.
Trzy koty mnie niejako wybrały, ale którego wziąć? - zadałem sobie pytanie.
Do kociarni wszedłem sam, ale wybrałem się do schroniska z rodziną, bo chcieli przy tym być. To zniszczyło wszystkie moje priorytety wyboru (może jednak dobrze się stało, że tak wyszło, bo mógłbym nie podołać trudniejszemu przypadkowi jako nowicjusz pomimo zdobytej wiedzy). Ostatecznie wybór padł na białą kotkę. Wracam do biura i mówię, że wybrałem kota. Następnie chwila konsultacji z weterynarzem (nie miałem zastrzeżeń co do jakości opieki, ale i tak niedługo wizyta u weta, poleconego przez sąsiada z miziakiem, z powodu odrobaczania, plus ogólne oględziny), wydanie książecki zdrowia, umowa, pyk w transporterek i w drogę.
(pierwsze chwile razem)
Na adopcję chciałem wybrać się sam, ale rodzice wzięli górę. Dodatkowo chcieli potem jeszcze zrobić zakupy, co wydało mi się bezsensowne (zrobiłbym wszystko, aby podróż odbyła się z jak najmniejszym stresem). Dość niechętnie na to przystałem.
Jednak, ku mojemu zaskoczeniu, kotka była spokojna, czasem dyszała i miauczała głośno jednocześnie, co mnie zmartwiło i jeszcze szybciej chciałem zabrać ją do domu. Dyszenie uznałem za reakcję na gorące i parne powietrze, a miauczenie za stres.
Jesteśmy w domu. Zaryglowałem się w swoim pokoju, według wcześniej ustalonego harmonogramu aklimatyzacji, który kotka obaliła
Cała wyprawka gotowa, odstępy między kuwetą, miskami, etc. zachowane, więc zaczynamy... Otwieram transporter i się oddalam. Kotka z wielką ciekawością wychodzi, beż żadnego strachu, lekko zaniepokojona. Rozgląda się, obwąchuje. Wszystko na spokojnie (mowa ciała sugerowała normalny nastrój z nastawieniem obronnym). Po kilkunastu minutach się jej znudziło i chciała sprawdzić, co to za hałasy za drzwiami. Ale harmonogram już ustalony, kota nie można popędzać ani dawkować mu zbyt dużo nowych wrażeń. Jednak kotka sobie nic nie robiła z nowego miejsca, widziałem lekkie znudzenie, to otworzyłem drzwi. Wyglądało to mniej więcej tak:
"Pozwiedzam trochę... O, fajna chata! Tyle miejsca." I zrobiła sobie krajoznawczą wycieczkę. Jak reagowała na nowe dźwięki? Chwila skupienia, rozejrzenie się, "Eee tam, zwiedzam dalej
". Ogólnie stan taki, jakby była z nami od zawsze, ale zaraz po przeprowadzce. Dała sobie też (oczywiście w trakcie drzemki) obciąć aż zbyt długie pazury (haczyły o każdy materiał), cały komplecik za jednym zamachem (przyciąłem tylko końcówki, bo pierwszy raz to robię).
Niestety nie wszystko było takie różowe, a mianowicie sprawa z qpkaniem i siku. Na początku myślałem, że miejsce za głośne, potem, że to wina żwirku. Ale przecież nie wiedziałem, jak i gdzie załatwiała się w schronisku. To zdjąłem pokrywę z kuwety (mam krytą). Nadal nic. Wsadzam ją, a ona błyskawicznie zwiewa
. Kombinowałem parę razy z kuwetą odkrytą, krytą, przestawiałem. Żadnego postępu. Rozglądałem się po domu, czy gdzieś nie narobiła. Bez śladów.
Mija 13 godzin (4 rano, całą noc nie spałem, pilnując futerka; kotka "płakała" i budziła się często, ale uspokajałem ją delikatnym głaskaniem i wracała do spania). Puszczają mi nerwy. Lecę szybko w śpiochach na dwór i biorę trochę piachu w miskę (kociarnia w schronisku miała piaszczysty wybieg). Przynoszę, kładę, pokazuję kotce, ale ona uparcie nie chce zrobić siku! O poranku (już 18 godzin bez wydalania) prawie chciałem jechać do weta, ale mama zadzwoniła do koleżanki(okoconej) i ta poradziła, aby na chwilę przytrzymać kotkę w kuwecie. Skoro nic nie pomagało, spróbowałem. Jaka to była radocha z walniętego kupala i siku
Ja zrozumiałem całą sytuację tak, jakby ona nie wiedziała, gdzie ma zrobić, ale nie chciała też nikogo zdenerwować niespodzianką. Cały czas biedna to trzymała w sobie. Nawet brzusio wymacałem i wyczułem gulę wielkości pomarańczy w miejscu pęcherza.
(o kotce)
Ogólnie to typ bardzo kontaktowej kotki, jednak nieco ceniącej niezależność (a który kot tak nie ma
). Jak coś się jej nie podobało, to odchodziła i nie dała się namówić na przeprosiny. Aż byłem w szoku, że charakter ma podobny do rasy rosyjski niebieski, której to przedstawiciela chcę mieć. Po dwóch dniach od adopcji qpka i sika aż miło, pije dużo wody (na oko 200ml, waży jakieś 3,5kg), jest w trakcie szybkiego (3 dni kolejno: 25% nowej, 50% nowej, 75% nowej) przestawiania karmy z Whiskshit na Purinę After Care. W**** je, ale widać, że o wiele bardziej smakuje jej Purina. Jest bystra (nauczyła się korzystać z kuwety krytej z drzwiczkami, co mnie ucieszyło, bo kuwetka stoi u mnie w pokoju - jest tu zawsze względna cisza). Obecnie uczy się reagowania na imię "Perełka". Idzie trochę topornie, ale sukcesywnie (co ja sobie myślałem, to jedna z trudniejszych komend
). Mimo szybkiej akceptacji otoczenia, jeszcze zdarzy jej się wystraszyć na niektóre dźwięki, ale tylko staje się bardzo czujna, a nawet zainteresowana. Jest też bardzo delikatna, udeptując nie używa pazurków, ale łapki pracują co nie miara. Chyba bardzo mnie polubiła, ale jeszcze musimy znaleźć wspólny język, bo słysząc pomruk czy stanowcze "miau" nie wiem, o co jej chodzi. Po drugiej stronie podobnie. Poniżej zdjęcia kotki nazajutrz po adopcji.
http://img831.imageshack.us/slideshow/webplayer.php?id=sam0854l.jpg
Słowo wyjaśnienia:
koteczka miała złamane obie przednie łapy. Jedna się zrosła sama, niestety drugą składali. Zostawili jej płytkę. Jest też niedawno po sterylce (zabieg 29 czerwca), stąd łysy placek na brzuszku. Może składana łapka trochę krzywa, porusza się normalnie, ale wybiera drogę możliwie najłatwiejszą, aby się zbytnio nie obciążać.
(sedno tematu)
Kotka, z mojego punktu widzenia, zdaje się nigdy nie bawiła z ludźmi za pomocą zabawek. Nie wiem, z braku doświadczenia, czy kotka preferuje tylko żywe stworzenia (owady) oraz światełko (próbowałem latarką, latała jak szalona, ale szybko się gubiła, bo światło padało jako duże koło, często rozmazane). Słabiej reaguje na piórka i piłeczki, szeleszczące przedmioty również nie są zbyt ciekawe. Najbardziej stymuluje ją, gdy merdam piórkiem po jej ciele, wtedy jest "wkurzona" i chce dopaść to coś
. Ale bez powodu czasem zrywa się z ogonem wskazującym na strach i pozycję obronną. Bryka też jak kociak, co zapewne jest dobrym znakiem, mimo wieku. Dodam, że to taka spryciula, że do ruchu zmusza także mnie
Muszę jej rzucać piłeczką i latać za nią, ona wtedy baaaaardzo pobudzona próbuje ją upolować. Jak nie złapie, to muszę podejść do miejsca, w którym się zaczaiła (pomyka tak szybko, że czasem nie wiem, gdzie zwiała
) i zmotywować, ponownie podrzucając. Jak się ją pokula - tylko się popatrzy na mnie i oczkami mówi "Żartujesz sobie?" 
Tu rodzą się pytania:
1. Czy to normalne, że kot bryka z ogonem uniesionym u nasady, opuszczony w dół i uniesioną końcówką (będę się bronił)?
2. Czy kotka z charakteru słabo interesuje się piórkami, piłeczkami? A może jeszcze zbyt wcześnie na takie stwierdzenie, ze względu na krótki czas adaptacji do otoczenia?
3. Moja kotka może drapnie raz na dzień, parę sekund. Jeszcze nie umie korzystać z drapaka, ale już raz się przyłożyła, z moją pomocą. Czy to zależne od charakteru, czy powinna robić to częściej/rzadziej?
4. W domu jest, wg mnie, trochę za głośno. Kotka cały dzień śpi, często zmieniając miejsce spania, jakby poszukując cichego zakamarka, ale się nie da, bo słabo wygłuszone drzwi. Czy mam przycisnąć domowników, aby nie robili tyle hałasu? A może jej się nudzi, bo z zabawek, które mam żadna jej nie zajmuje na dłużej niż minutę? Na paluszki też nie reaguje, choć już naprawdę podirytowana dała do zrozumienia (delikatnie ząbkami), że nie lubi.
5. Ostatnio było tak gorąco, że próbowałem schłodzić ją zwilżając trochę futro wodą. Czy postąpiłem niesłusznie (była trochę gorąca, jak zaraz po intensywnej zabawie, ale cały czas leżała)?
6. Kotka podchodząc do michy z jedzeniem jakby odkopuje, je, zakopuje (macha łapą po podłodze, wokół miski). Czy komuś kot też tak robi?
Napiszę to jeszcze raz, będzie miała wizytę u wetka gdzieś za niecałe dwa tygodnie, z powodu odrobaczania, plus oględziny uszu, kufy, oczów (gdzieś muszę się nauczyć spostrzegać nieprawidłowości).
Bardzo proszę o porady, w takich drobnostkowych sprawach, bo ponoć pierwsze dni są najważniejsze. A ja chcę zrobić to tak, aby kotka czuła się komfortowo
P.S. Czy takie wylewne wypowiedzi są tu mile widziane? Zapewne elokwencja i najdrobniejsze szczegóły są wskazane przy diagnozach, dolegliwościach, historii, ale nie będzie to zbytnią przesadą przy wyrażaniu emocji, poglądów, itp.?
Trochę o kotce i o mnie(zjedź niżej, aby przeczytać sedno tematu)...
(o mnie)
Na przełomie maja i czerwca zacząłem intensywnie interesować się kotami, bo od niedawna mieszkam w okolicy pełnej tych stworzeń (w co drugim domu w okolicy mieszka kot, a sąsiad ma fajnego, czarnego miziaka przybłędę (będę miał go pod opieką, gdy jego ludzie wyjadą na 2 tyg. wakacje). Zaczęło się od wolno żyjącej kotki (jakoś instynktownie mogę rozpoznać płeć bez patrzenia pod ogon




(moment adopcji)
Adopcję kota bardzo przemyślałem. Chciałem wziąć kota, który:
Siedzi tam długo, jest bojaźliwy lub ma problemy z zachowaniem, dorosły, mógł być okaleczony, wybierze mnie.
Gdy wszedłem do kociarni, przykleiły się od razu dwie kotki - czarna i biała w plamki. Czarna miała charakterek i syczała na wszystkie inne koty, które się do mnie zbliżyły. Nawet wlazła mi na barki, ażeby tylko odstraszyć innych delikwentów. Zachowałem spokój, czarna dała się pogłaskać, ale wiedziałem już co nieco o mowie ciała tych zwierząt, więc nie ucierpiałem. Biała również wskoczyła na mnie (kucnąłem i weszła na kolana, chciała powąchać moją twarz). Był jeszcze trzeci kot (nie określiłem płci), ale widać było wyraźnie, że jest mocno zestresowany (miał syndrom "falującej skóry"), jednak ze spokojnym podejściem też dał się niechętnie pogłaskać, bacznie obserwując mnie i otoczenie. Pozostałe zwierzaki w kociarni zachowały dystans.
Trzy koty mnie niejako wybrały, ale którego wziąć? - zadałem sobie pytanie.
Do kociarni wszedłem sam, ale wybrałem się do schroniska z rodziną, bo chcieli przy tym być. To zniszczyło wszystkie moje priorytety wyboru (może jednak dobrze się stało, że tak wyszło, bo mógłbym nie podołać trudniejszemu przypadkowi jako nowicjusz pomimo zdobytej wiedzy). Ostatecznie wybór padł na białą kotkę. Wracam do biura i mówię, że wybrałem kota. Następnie chwila konsultacji z weterynarzem (nie miałem zastrzeżeń co do jakości opieki, ale i tak niedługo wizyta u weta, poleconego przez sąsiada z miziakiem, z powodu odrobaczania, plus ogólne oględziny), wydanie książecki zdrowia, umowa, pyk w transporterek i w drogę.
(pierwsze chwile razem)
Na adopcję chciałem wybrać się sam, ale rodzice wzięli górę. Dodatkowo chcieli potem jeszcze zrobić zakupy, co wydało mi się bezsensowne (zrobiłbym wszystko, aby podróż odbyła się z jak najmniejszym stresem). Dość niechętnie na to przystałem.
Jednak, ku mojemu zaskoczeniu, kotka była spokojna, czasem dyszała i miauczała głośno jednocześnie, co mnie zmartwiło i jeszcze szybciej chciałem zabrać ją do domu. Dyszenie uznałem za reakcję na gorące i parne powietrze, a miauczenie za stres.
Jesteśmy w domu. Zaryglowałem się w swoim pokoju, według wcześniej ustalonego harmonogramu aklimatyzacji, który kotka obaliła

"Pozwiedzam trochę... O, fajna chata! Tyle miejsca." I zrobiła sobie krajoznawczą wycieczkę. Jak reagowała na nowe dźwięki? Chwila skupienia, rozejrzenie się, "Eee tam, zwiedzam dalej

Niestety nie wszystko było takie różowe, a mianowicie sprawa z qpkaniem i siku. Na początku myślałem, że miejsce za głośne, potem, że to wina żwirku. Ale przecież nie wiedziałem, jak i gdzie załatwiała się w schronisku. To zdjąłem pokrywę z kuwety (mam krytą). Nadal nic. Wsadzam ją, a ona błyskawicznie zwiewa

Mija 13 godzin (4 rano, całą noc nie spałem, pilnując futerka; kotka "płakała" i budziła się często, ale uspokajałem ją delikatnym głaskaniem i wracała do spania). Puszczają mi nerwy. Lecę szybko w śpiochach na dwór i biorę trochę piachu w miskę (kociarnia w schronisku miała piaszczysty wybieg). Przynoszę, kładę, pokazuję kotce, ale ona uparcie nie chce zrobić siku! O poranku (już 18 godzin bez wydalania) prawie chciałem jechać do weta, ale mama zadzwoniła do koleżanki(okoconej) i ta poradziła, aby na chwilę przytrzymać kotkę w kuwecie. Skoro nic nie pomagało, spróbowałem. Jaka to była radocha z walniętego kupala i siku

(o kotce)
Ogólnie to typ bardzo kontaktowej kotki, jednak nieco ceniącej niezależność (a który kot tak nie ma


http://img831.imageshack.us/slideshow/webplayer.php?id=sam0854l.jpg
Słowo wyjaśnienia:
koteczka miała złamane obie przednie łapy. Jedna się zrosła sama, niestety drugą składali. Zostawili jej płytkę. Jest też niedawno po sterylce (zabieg 29 czerwca), stąd łysy placek na brzuszku. Może składana łapka trochę krzywa, porusza się normalnie, ale wybiera drogę możliwie najłatwiejszą, aby się zbytnio nie obciążać.
(sedno tematu)
Kotka, z mojego punktu widzenia, zdaje się nigdy nie bawiła z ludźmi za pomocą zabawek. Nie wiem, z braku doświadczenia, czy kotka preferuje tylko żywe stworzenia (owady) oraz światełko (próbowałem latarką, latała jak szalona, ale szybko się gubiła, bo światło padało jako duże koło, często rozmazane). Słabiej reaguje na piórka i piłeczki, szeleszczące przedmioty również nie są zbyt ciekawe. Najbardziej stymuluje ją, gdy merdam piórkiem po jej ciele, wtedy jest "wkurzona" i chce dopaść to coś




Tu rodzą się pytania:
1. Czy to normalne, że kot bryka z ogonem uniesionym u nasady, opuszczony w dół i uniesioną końcówką (będę się bronił)?
2. Czy kotka z charakteru słabo interesuje się piórkami, piłeczkami? A może jeszcze zbyt wcześnie na takie stwierdzenie, ze względu na krótki czas adaptacji do otoczenia?
3. Moja kotka może drapnie raz na dzień, parę sekund. Jeszcze nie umie korzystać z drapaka, ale już raz się przyłożyła, z moją pomocą. Czy to zależne od charakteru, czy powinna robić to częściej/rzadziej?
4. W domu jest, wg mnie, trochę za głośno. Kotka cały dzień śpi, często zmieniając miejsce spania, jakby poszukując cichego zakamarka, ale się nie da, bo słabo wygłuszone drzwi. Czy mam przycisnąć domowników, aby nie robili tyle hałasu? A może jej się nudzi, bo z zabawek, które mam żadna jej nie zajmuje na dłużej niż minutę? Na paluszki też nie reaguje, choć już naprawdę podirytowana dała do zrozumienia (delikatnie ząbkami), że nie lubi.
5. Ostatnio było tak gorąco, że próbowałem schłodzić ją zwilżając trochę futro wodą. Czy postąpiłem niesłusznie (była trochę gorąca, jak zaraz po intensywnej zabawie, ale cały czas leżała)?
6. Kotka podchodząc do michy z jedzeniem jakby odkopuje, je, zakopuje (macha łapą po podłodze, wokół miski). Czy komuś kot też tak robi?
Napiszę to jeszcze raz, będzie miała wizytę u wetka gdzieś za niecałe dwa tygodnie, z powodu odrobaczania, plus oględziny uszu, kufy, oczów (gdzieś muszę się nauczyć spostrzegać nieprawidłowości).
Bardzo proszę o porady, w takich drobnostkowych sprawach, bo ponoć pierwsze dni są najważniejsze. A ja chcę zrobić to tak, aby kotka czuła się komfortowo

P.S. Czy takie wylewne wypowiedzi są tu mile widziane? Zapewne elokwencja i najdrobniejsze szczegóły są wskazane przy diagnozach, dolegliwościach, historii, ale nie będzie to zbytnią przesadą przy wyrażaniu emocji, poglądów, itp.?