Coraz więcej wolnożyjących kotów jest wyganianych z miejsc, gdzie dotąd spokojnie mieszkały... Są zabijane, męczone, przeganiane. Coraz więcej ludzi prosi schronisko o przyjęcie takich biedaków. My nie mamy na to warunków - te koty u nas umrą ze stresu (są zupełnie dzikie), nie damy rady się nimi zaopiekować.
Gdybyście wiedzieli o jakimkolwiek miejscu gdzie można by jednego lub kilka takich kotów przesiedlić...
To może byc otwarta piwnica w domku jednorodzinnym, pomieszczenie gospodarcze, stodoła na wsi. Cokolwiek, co daje schronienie. Byle tylko ktoś tam zobowiązał się do karmienia tych biedaków.
Koty zostałyby przed oddaniem wysterylizowane (niektóre już są po zabiegu), 5 z nich ma także zapewnione wyżywienie i pokrycie kosztow wet. do końca życia - zobowiązała się do tego jedna z karmicielek.
Dziś byłyśmy z koleżanką na takim podwórku, gdzie koty są regularnie zabijane, bo "przeszkadzają" lokatorom. Dwa z nich (parkę) za godzinę zawiozę do kastracji. Są śliczne - wyglądają jak miniaturki kotów syberyjskich - są drobniutkie, ale mają półdługą sierść, pędzelki w uszach, puchate ogonki.
Nie mają dokąd wrócić...
Nie mają dokąd wrócić.