Rusłanek. Do zobaczenia mój cudowny koteczku.

Kocie pogawędki

Moderatorzy: Estraven, Moderatorzy

Post » Pt lis 07, 2014 2:42 Re: Rusłanek. Do zobaczenia mój cudowny koteczku.

też się wypowiem w tym odnowionym wątku... są schorzenia z dobrymi rokowaniami które należy leczyć niezależnie od kosztów, ale są też schorzenia takie jak np. chłoniak śródpiersia, które są nieuleczalne i decyzja o podaniu chemii to powolne wykańczanie organizmu zwierzątka. powtórzę jeszcze raz to co napisała Falka (chyba) a pod czym sam się podpisuję: "gdybym miał taką wiedzę i doświadczenia przed rozpoczęciem chemii, jakie mam teraz, nie zdecydowałbym się na leczenie" - krótko mówiąc... pozwólcie odejść nieuleczalnie choremu przyjacielowi, w spokoju, bez stresu i bez bólu... nie wiem czy są jakieś realne statystyki (nie te podręcznikowe, z usa) ale ciekaw jestem ile leczonych na białobrzeskiej zwierząt uzyskało długą remisję i przeżyło dłużej niż 2-3 miesiące... a to są 2-3 miesiące prawdziwej męczarni i dla kota i dla właściciela, a nie żadne polepszenie komfortu życia kota. a przy okazji oczywisty drenaż portfela.

czasem po prostu trzeba podjąć humanitarną decyzję...
minęło tyle czasu a ten okres (leczenie i odejście w męczarniach Lesia) w moim życiu to nadal istny koszmar.
co do metodyki dr J... opisałem w innych wątkach co o tym myślę, być może gdyby ktoś był bardziej wnikliwy, Lesio odszedłby w mniej drastycznych okolicznościach.
kot też człowiek...
04.06.2018 Myszunia [*]
13.08.2013 Lesio [*]

color1

Avatar użytkownika
 
Posty: 1592
Od: Czw cze 27, 2013 11:52
Lokalizacja: wawa

Post » Pt lis 07, 2014 13:09 Re: Rusłanek. Do zobaczenia mój cudowny koteczku.

Chciałabym się wypowiedzieć w temacie, ze względu na mój własny, toczący się dramat.
Mam kota z chłoniakiem nerek. Dowiedzieliśmy się o tym 10 tygodni temu, i wtedy też podjeliśmy decyzje o chemioterapii. Nasza onkolog jest dr Ingarden.

Ami ma 5,5 roku, jest rodowodowym neva masquerade. Jest chodzącą oazą spokoju, najwspanialszym, najkochanszym kotem na świecie.
Jak tylko dowiedziałam się o tej diagnozie, przeczytałam m.in wątek Falki, wątek o Lesiu. My poszliśmy trochę innym protokołem, bo UW-Madison.

Jednak dla nas chemia to nie był koszmar. Ami bardzo spokojnie znosił nasze 2 godzinne podróze do Krakowa, pobieranie krwi, kroplowki, nie ma problemu z codziennym podawaniem mu sterydów. Remisji u nas co prawda nie ma, tzn trwa ona 5 dni i chłoniak wraca, po każdym podaniu cytostatyku.
Ale z tych 10 tygodni, moze 2 byly gorsze. Zawsze po podaniu chemii u nas 2 pierwsze dni sa z gorszym apetytem i apatia, ale potem robi się lepiej. Mimo choroby Amiemu zdarza sie bawic, rozrabiac, awanturowac o jedzenie, robic te wszystkie rzeczy, ktore robil poki byl zdrowy.

Z cała powaga i przekonaniem twierdze, ze się nie meczy, nic go nie boli - stracilam juz kota na bialaczke, wiem jak wyglada brak chęci do zycia.

Zgodze się za to, ze koszta są.... ogromne. W naszej klinice akurat podejscie jest inne niz z tego co czytam na białobrzeskiej.
Badani krwi robione byly ZAWSZE, i biochemia i morgfologia gdyz klinika posiada maszyne ktora robi te badania w godzine. Zawsze wyniki byly brane pod uwage przed podaniem chemii. Mielismy zrobiona biopsje, wielkrotnie robione usg nerek, i echo serca za kazdym razem przed podaniem doksorubicyny. Takze ja słowa złego nie powiem, bo pomimo kosztów opieka zawsze byla wzorowa, kontakt mailowy ok.

Biorac pod uwage jak chloniak u nas przebiega, jak czuje sie moj kot - chemia byla dla nas dobrym rozwiazaniem. Dostalam (poki co) dwa i pol miesiaca na pogodzenie sie z sytuacja, a Ami przezyl ten czas w calkiem dobrym komforcie, samodzielnie korzystajac z zycia, choc koniec nadchodzi powoli.
U nas koniec zwiastuje ciagle spadajaca masa ciala mimo niezlego apetytu wiec zdecydowalam sie juz odpuscic mu chemie, bo to juz po prostu ten czas.

Z chłoniakiem się nie wygra, i szanuje decyzje tych, którzy postanowili nie walczyc. Ja podejmowalam decyzje w oparciu o to co dla mojego kota bylo najlepsze, a ze moj jest "bezstrespwy" to zdecydowalismy sie na leczenie. Gdybym miala podjac ta decyzje ponownie, to w przypadku Amiego podjelabym tę sama. Natomiast w przypadku naszej drugiej koty - nie, gdyż dla niej wiekszym cierpieniem byloby samo podawanie lekow i wizyty w klinice - i to tez warto zawsze wziac pod uwage.

ennante

 
Posty: 114
Od: Pt sie 08, 2008 12:59

Post » Wto lis 18, 2014 19:10 Re: Rusłanek. Do zobaczenia mój cudowny koteczku.

Ana, jak piszesz, dr przedstawil plusy i minusy chemioterapii - no to dobrze, na tym wlasnie polega konsultacja. To jest wiedza, ktora nalezy przekazac, zeby opiekun mogl podjac najlepsza decyzje. Tak powinien postapic kazdy lekarz na pierwszej wizycie, taka powinna byc normalna praktyka. Ale w naszym przypadku tak nie bylo. Uslyszalam, ze chloniak wielopostaciowy z komorek typu T jest nieuleczalny, nieoperacyjny. Decyzja nalezala do mnie, dr nie nalegal, przedstawil opcje - albo 6-8 tygodni gdy zostawie zwierzatko bez pomocy, albo 10-12 miesiecy zycia po wdrozeniu chemioterapii. Potem bylo o kosztach i o przyjetym schemacie leczenia . Oczywiscie, o jakosci i komforcie dalszego zycia - takze. Jednoczesnie dr podkreslal, zeby nie robic sobie nadziei, ten rodzaj raka nie jest do wyleczenia i jesli po 2 podaniach chemii chloniak sie nie cofnie, chemioterapia bedzie wstrzymana. Dr nauk med. D.J. na portalu http://www.onkologiaweterynaryjna.pl pisze: "bardzo często pierwsza wizyta nie jest dobrym czasem na wymaganie od niego (wlasciciela) podjęcia decyzji. Właścicielowi zwierzęcia należy pozostawić czas na przemyślenie przekazanych przez lekarza informacji. Jeśli ilość informacji jest duża, są one dla właściciela ‘oszałamiające’. Pomocne jest zanotowanie najistotniejszych punktów spotkania i przekazanie notatek opiekunowi zwierzęcia".
Wiem, ze np. w Krakowie po pierwszej konsultacji pozostawia sie opiekunowi 24-48 godzin na przemyslenie decyzji. Na Bialobrzeskiej bylam w szoku - poprzedniego dnia pojechalismy na SGGW zrobic usg jamy brzusznej (szukano przyczyn zlego samopoczucia) diagnoza - guz sledziony. Od razu udalo sie zrobic biopsje, wynik po 2 godzinach. Zwierzak duzo pil, duzo sikal, czasami nie mial apetytu - ale nigdy nie spodziewalabym sie smiertelnej choroby. I to ze zostalo 6 tygodni.... Moze gdybym uslyszala, ze wymioty, biegunki, sterydy, weflony, nawadnianie podskorne, zanik apetytu, proszki na to, proszki na tamto - moja decyzja bylaby inna... Nie zdawalam sobie sprawy, jak bardzo chemia wyniszcza caly organizm, oslabia odpornosc, truje nerki i watrobe. Jak wazne jest monitorowanie stanu ogolnego organizmu, regularne badania zwlaszcza czynnosci watroby, bo tam metabolizuje sie trucizna (chemia). O tym dr nie mowil. Opowiedzial, ze leczenie bedzie trwalo przez 25 tygodni - z przerwa 2 tygodniowa co 4 tygodnie, a potem skierowal nas na badanie krwi, zeby sprawdzic, czy nadajemy sie na chemie. "Bo nie ma na co czekac". I tak na pierwszej konsultacji rozpoczelismy chemioterapie.
Byc moze byla to pilna sytuacja. Byc moze gdybym dostala pelna informacje , zwlaszcza o minusach chemii - podjelabym taka sama decyzje. Chociaz trudno teraz powiedziec, bo te obiecywane 10-12 mcy, to pol roku chemii - jesli wszystko bedzie szlo zgodnie z planem. Ile mialoby zostac w miare spokojnych dni, zanim chloniak wroci? Czy warto meczyc zwierzatko, skoro i tak przy tym rodzaju chloniaka nie ma zadnych szans na wyleczenie?
Dr nie mowil, ze badania krwi pod katem profilu nerkowego i watroby nie sa robione na miejscu. Krew wysylana jest do innego laboratorium a wyniki sa znane po kilku godzinach. Nie mowil, ze sa to wazne badania (mocznik, kreatynina, bilirubina, enzymy watrobowe). Opiekun powinien otrzymac taka wiedze i sam zdecydowac na jakie ryzyko naraza swoje zwierzatko, jesli nie zadba o regularne monitorowanie jego stanu zdrowia. Dlaczego takich praktyk nie przestrzega sie na Bialobrzeskiej?

ewa888

 
Posty: 20
Od: Pt paź 31, 2014 10:57

Post » Czw lis 20, 2014 22:55 Re: Rusłanek. Do zobaczenia mój cudowny koteczku.

Przepraszam Felke ze zaklocam spokoj wspomnien o Ruslanku. Nie moge wciaz dac sobie rady z tym wszystkim,co sie stalo. Tak jak color1 mam wielki zal do dr, wiem jak to jest gdy jestes gotowy zrobic wszystko , zeby pomoc a ktos gdzies zawiodl. Rutyna, pospiech... nie wiem. Moze my mielismy jakiegos potwornego pecha. Jednak gdy czytam ze inni lekarze robia wszystkie badania krwi zanim podadza chemie, kieruja na rtg, usg a przede wszystkim omawiaja wyniki i kolejne etapy leczenia, sa dostepni 24 godz na dobe - to zalewaja mnie zle emocje. A tymczasem w sieci wciaz ochy i achy jak to wspaniale lecza w TEJ przychodni. Jest watek veci polecani, moze warto zrobic tez odwrotny - ostrzegawczy. W tym miejscu chyba nie powinno sie takiej dyskusji ciagnac. Wszystkim, ktorzy sie odezwali bardzo dziekuje. Co tu jeszcze mozna powiedziec? Nasze "leczenie" skonczylo sie po 4 podaniu chemii toksycznym zapaleniem watroby. Nie otrzymalismy czasu na spokojna obecnosc, na grzanie sie w sloneczku w ostatnim miesiacu wspolnego zycia. Tak bardzo bym chciala cofnac czas, nie jezdzic na zadne kroplowki, dac wszystko co moge na wzmocnienie i zgodzic sie na przeznaczenie. Bardzo serdecznie pozdrawiam .

ewa888

 
Posty: 20
Od: Pt paź 31, 2014 10:57

Post » Pon lis 24, 2014 0:38 Re: Rusłanek. Do zobaczenia mój cudowny koteczku.

Po blisko dwóch miesiącach ciężkiej walki w ostatni piątek odeszło za Tęczowy Mostek moje Słoneczko i najukochańsza mruczanka Fredzia :cry: Strasznie mi jej brakuje i czuję wielką pustkę w moim sercu i domu... Nikt już mi nie mruczy kołysanki do snu, nie wtula się całym swoim malutkim ciałkiem, nie wita w progu, nie biega i nie czai się, żeby złapać swoją ulubioną zabawkę... Jeszcze słyszę jej chrupanie, porządki w kuwecie i drapanie starej wersalki... Chcę ją przytulić choć jeszcze przez chwilę, ale tej chwili już nie ma...ciąg dalszy już nie nastąpi...
Po poniedziałkowej wizycie u dr Jagielskiego, gdy pobrany został płyn i przyszły wyniki - pierwotny złośliwy guz płuca, mój świat znów się zawalił... Pan doktor przedstawił jasno i opisał wszelkie możliwe sposoby leczenia, nie pozostawiając jednak złudzeń, że czasu mamy dla siebie już bardzo mało... Ostatecznie sama podjęłam decyzję, że nie mogę już narażać swojego bojaźliwego Szczęścia na udręki związane z chemią i wybór padł na sterydy, które na jakiś czas pomagały. Niestety bardzo szybko i one przestały działać, a i środki przeciwbólowe też już zdawały się na nic... Z dnia na dzień Kicia zaczęła słabnąć, organizm przestał się bronić...
Na swojej drodze przez te ostatnie dwa miesiące spotkałam różnych lekarzy - i naciągaczy, i bezdusznych i niedouczonych... Ale byli też wśród nich lekarze pełni empatii, niezwykle zaangażowani i z troską podchodzący do Fredzi i jej ciężkiego przypadku, do których mogę śmiało zaliczyć i dr Jagielskiego.
Każde zwierzątko, które trafia do lekarza ma swoją historię choroby i to, w jaki sposób będzie leczone, po części sami niestety musimy podjąć decyzję...żyjemy nadzieją, że się wszystko uda, bo wiemy i czujemy, że NADZIEJA UMIERA OSTATNIA...Tak było też w moim przypadku...

Sicily

Avatar użytkownika
 
Posty: 3
Od: Nie lis 02, 2014 18:20

Post » Pon lis 24, 2014 7:26 Re: Rusłanek. Do zobaczenia mój cudowny koteczku.

wspolczuje :(
aktualny wątek viewtopic.php?f=46&t=213932
***** ***

zuza

Avatar użytkownika
 
Posty: 84857
Od: Sob lut 02, 2002 22:11
Lokalizacja: Warszawa Nowodwory

Post » Czw gru 04, 2014 17:31 Re: Rusłanek. Do zobaczenia mój cudowny koteczku.

Amiś odszedł wczoraj. 14 tygodni po rozpoczęciu chemioterapii. Chłoniak w końcu wygrał tą nierówną walkę. Strasznie będzie go nam brakować, był przecudnym kotem, moim przyjacielem. Moja oaza spokoju, moje słoneczko które w lato polowało na ćmy i znosiło je do domu a w zime awanturowało się żeby go puszczać na balkon, żeby posiedzieć w śniegu i mrozie. Moja gaduła, która w środku nocy bez ceregieli informowała na cały głos ze sie nudzi i moze by cos zjadl. Wredota, wbijająca pazurki w obrotowy fotel (zakazany) mowiac - co bedziesz pracowac, wez mnie na kolana. Dająca sie zuzie przewracac i łapoczynowac bo on do jej poziomu sie znizac nie bedzie.
Nie ma go juz, zostala dziura w sercu, która sie nigdy nie zagoi i nie wypełni.
Miał 5,5 roku i był najlepszym kotem na świecie.

Zegnaj Amisiu [*]

ennante

 
Posty: 114
Od: Pt sie 08, 2008 12:59

Post » Czw gru 04, 2014 17:40 Re: Rusłanek. Do zobaczenia mój cudowny koteczku.

ennante- bardzo, bardzo Ci współczuję :cry:
Serce pęka, gdy tak młody kot odchodzi...

Śpij Amisiu a ja zapalę choć wirtualne światełko tylko dla ciebie koteczku ["]
Gdy cię znalazłam, nie wiedziałam, co z tobą zrobić.
Dziś nie wiem, co zrobię bez ciebie...
Marcel 7.10.2007 - 26.07.2021

kwinta

Avatar użytkownika
 
Posty: 7320
Od: Śro maja 21, 2008 20:47
Lokalizacja: Wielkopolska

Post » Czw gru 04, 2014 17:47 Re: Rusłanek. Do zobaczenia mój cudowny koteczku.

To prawda Kwinta, bardzo boli jak odchodzi młody kot ... :(

Współczuję, brykaj za Tęczowym Mostem Amisiu ...
Obrazek

Avian

Avatar użytkownika
 
Posty: 27170
Od: Śro lip 05, 2006 13:15
Lokalizacja: Poznań / Luboń

Post » Czw gru 04, 2014 18:32 Re: Rusłanek. Do zobaczenia mój cudowny koteczku.

:(
aktualny wątek viewtopic.php?f=46&t=213932
***** ***

zuza

Avatar użytkownika
 
Posty: 84857
Od: Sob lut 02, 2002 22:11
Lokalizacja: Warszawa Nowodwory

Post » Sob gru 06, 2014 22:31 Re: Rusłanek. Do zobaczenia mój cudowny koteczku.

enante, bardzo smutne wiesci. Serdecznie wspolczuje. Pozniej zycie sie toczy dalej, niby tak samo, ale juz inaczej . Nagle zapach, dzwiek, cos nieokreslonego ...... i tak bardzo chcesz przytulic...
Wczoraj w nocy minelo szesc miesiecy od czasu gdy musial odejsc moj Przyjaciel. Boli strasznie nadal.

ewa888

 
Posty: 20
Od: Pt paź 31, 2014 10:57

Post » Nie mar 08, 2015 22:21 Re: Rusłanek. Do zobaczenia mój cudowny koteczku.

Przepraszam, że tak wkradam się w wątek Rusłanka, kiedy mój Timuś jeszcze żył dokładnie czytałam ten wątek, jak i inne o nowotworach, praktycznie wszystkie kończyły się tak samo... :( Doskonale wiem co czujecie, mój kot miał 5 lat i zabił go nowotwór (mięsak), nadal mam wielką dziurę w sercu :(
To był mój koci aniołek - http://psiainwazja.blogspot.com/2015/01 ... nioek.html też był leczony chemioterapią na Białobrzeskiej, ale nie pomogła. Po śmierci Timusia przelałam myśli na bloga, raz żeby się wyżalić a dwa żeby przestrzec innych przed mięsakiem, przelanie myśli na "kartkę" trochę pomaga...
Dla naszych kocurków brykających Za Tęczowym Mostem [*]

Nati_

Avatar użytkownika
 
Posty: 4
Od: Czw mar 25, 2010 15:20

Post » Wto mar 21, 2017 0:00 Re: Rusłanek. Do zobaczenia mój cudowny koteczku.

Dawno temu pisane, a wciąż aktualne. Dziękuję dziewczyny, pomagacie mi podjąć trudną decyzję w sprawie trudnego, aczkolwiek bardzo kochanego kotka.

karolink

 
Posty: 1116
Od: Pon paź 09, 2006 20:40
Lokalizacja: Warszawa

Post » Czw lip 15, 2021 21:41 Re: Rusłanek. Do zobaczenia mój cudowny koteczku.

W poszukiwaniach odpowiedzi i nadziei w internecie, natrafilam na to forum.
Moj ukochany kot ma zdiagnozowanego chloniaka, wet zaproponowal chemioterapie lub opieke pliatywna.
Zdecydowalam sie na chemie z nadzieja ze mu pomoze i da jeszcze pare miesiecy zycia. Dzis rano dostal pierwsza dawke dozylnie. I od paru godzin jest osowialy, ledwo otwiera oczka i widze ze go cos boli. Strasznie sie boje ze to byla zla decyzja nie chce zadawac mu bolu. Czy ma ktos podobne doswiadczenia, ze na poczatku kot sie czuje gorzej ale na dniach wraca do dobrego stanu ? czy to jest normalna reakcja?

Strasznie sie o niego boje :( :( :(

Magda_VLL

 
Posty: 1
Od: Czw lip 15, 2021 21:35

Post » Czw lip 15, 2021 23:45 Re: Rusłanek. Do zobaczenia mój cudowny koteczku.

Chemioterapia tak działa, na ludzi też, ale powinna przedłużyć mu życie :ok: :ok: :ok:
Nasz wątek:
viewtopic.php?f=46&t=187577
Wątek kotów Joli Dworcowej:
viewtopic.php?f=1&t=191624
Kącik Muzyczny
viewtopic.php?f=8&t=190784
Zjawiska niewytłumaczalne, opowieści o duchach i nie tylko
viewtopic.php?f=8&t=194190

jolabuk5

 
Posty: 60210
Od: Nie paź 16, 2005 14:56
Lokalizacja: Łódź

[poprzednia][następna]



Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Abariel, Goldberg, kasiek1510 i 442 gości