UMIERA NA NASZYCH OCZACH - ZAGŁODZI SIĘ Z TĘSKNOTY! POMOCY!!

Kolejny raz błagam na forum o pilną pomoc - dla kota, który odchodzi na naszych oczach!!!
W zaprzyjaźnionej lecznicy, która leczy nasze kociaki, pojawiło się znowu kilka bezdomniaków, dla których muszę pomóc poszukać domu. Ale jeden z nich to przypadek mega, dramatycznie pilny!
Dwa tygodnie temu trafiło do lecznicy rodzeństwo - dwuletnie koty, kocurek i koteczka. Zmarła ich pani, syn zmarłej wyrzucił przez okno najstarszą kotkę matki (mamę tego rodzeństwa zresztą). Wyrzucił z parteru - ale kotka, do tej pory nigdy nie wychodząca, uciekła w szoku i przerażeniu. Sąsiadki zabrały pozostałe dwa koty i przyniosły do lecznicy...
Dziewczynka jakoś się otrząsnęła z początkowego strachu i oszołomienia - je i funkcjonuje w miarę normalnie. Nie potrzebuje do szczęścia nawet towarzystwa brata - te kociaki nie są ze sobą specjalnie zżyte.
Natomiast chłopak - Miki (imię ma w dodatku takie, jak mój aktualny tymczas) - poddał się totalnie. Kompletnie nie je - zaszył się w kartoniku w klatce i postanowił odejść. Tylko wówczas, gdy ktoś znajdzie czas i usiądzie przy klatce na kilkadziesiąt minut, Miki powolutku wychodzi z kartonika i zaczyna żyć - mruczy, ociera się, włazi na człowieka - i wówczas je, po kilka chrupek, głaskany, przytulany i namawiany. Za to potem, gdy człowiek odejdzie, strasznie płacze...
Wyobrażacie sobie zapewne, jak często personel mega zarobionej lecznicy ma czas, żeby posiedzieć godzinę przy jednym kocie w odosobnieniu...
Więc Miki umiera... Funkcjonuje w tej chwili praktycznie na kroplówkach, ale wyraźnie stracił nadzieję.
Gdy trafił do lecznicy ważył ok. 5 kg (na tych zdjęciach jest już parę dni po oddaniu - ze stresu dostał infekcji oczka i stąd ten brzydki wyciek):





Teraz Miki waży 2600 g....... W tym tempie to nie potrwa długo...





Sytuację komplikuje fakt, że Miki wymaga w tej chwili człowieka praktycznie na wyłączność - trzeba mu poświęcić bardzo dużo czasu, żeby ponownie zaufał, poczuł się bezpiecznie i nabrał chęci do życia. Żeby postanowił wrócić...
Więc praktycznie pewnie odpadają niestety domy forumowe - zakocone i zarobione najczęściej
.
Błagam więc o pomoc w umieszczeniu Mikiego na facebooku - ja nie mam tam konta, a myślę, że to ostatnia szansa dla kocurka. Może tam znajdzie się ktoś, kto zlituje się nad biedakiem i da mu szansę!!! Czy ktoś z Was mógłby zrobić Mikiemu wydarzenie i popilotować je na bieżąco??? Bardzo, bardzo proszę!!!
Miki jak widać jest zwykłym biało-burym dachowcem. Ma trochę ponad dwa lata, jest wykastrowany i odrobaczony.
I straszliwie wręcz proludzki! Tylko już nie ma swojego człowieka do kochania...
W zaprzyjaźnionej lecznicy, która leczy nasze kociaki, pojawiło się znowu kilka bezdomniaków, dla których muszę pomóc poszukać domu. Ale jeden z nich to przypadek mega, dramatycznie pilny!
Dwa tygodnie temu trafiło do lecznicy rodzeństwo - dwuletnie koty, kocurek i koteczka. Zmarła ich pani, syn zmarłej wyrzucił przez okno najstarszą kotkę matki (mamę tego rodzeństwa zresztą). Wyrzucił z parteru - ale kotka, do tej pory nigdy nie wychodząca, uciekła w szoku i przerażeniu. Sąsiadki zabrały pozostałe dwa koty i przyniosły do lecznicy...
Dziewczynka jakoś się otrząsnęła z początkowego strachu i oszołomienia - je i funkcjonuje w miarę normalnie. Nie potrzebuje do szczęścia nawet towarzystwa brata - te kociaki nie są ze sobą specjalnie zżyte.
Natomiast chłopak - Miki (imię ma w dodatku takie, jak mój aktualny tymczas) - poddał się totalnie. Kompletnie nie je - zaszył się w kartoniku w klatce i postanowił odejść. Tylko wówczas, gdy ktoś znajdzie czas i usiądzie przy klatce na kilkadziesiąt minut, Miki powolutku wychodzi z kartonika i zaczyna żyć - mruczy, ociera się, włazi na człowieka - i wówczas je, po kilka chrupek, głaskany, przytulany i namawiany. Za to potem, gdy człowiek odejdzie, strasznie płacze...

Wyobrażacie sobie zapewne, jak często personel mega zarobionej lecznicy ma czas, żeby posiedzieć godzinę przy jednym kocie w odosobnieniu...

Gdy trafił do lecznicy ważył ok. 5 kg (na tych zdjęciach jest już parę dni po oddaniu - ze stresu dostał infekcji oczka i stąd ten brzydki wyciek):





Teraz Miki waży 2600 g....... W tym tempie to nie potrwa długo...






Sytuację komplikuje fakt, że Miki wymaga w tej chwili człowieka praktycznie na wyłączność - trzeba mu poświęcić bardzo dużo czasu, żeby ponownie zaufał, poczuł się bezpiecznie i nabrał chęci do życia. Żeby postanowił wrócić...
Więc praktycznie pewnie odpadają niestety domy forumowe - zakocone i zarobione najczęściej

Błagam więc o pomoc w umieszczeniu Mikiego na facebooku - ja nie mam tam konta, a myślę, że to ostatnia szansa dla kocurka. Może tam znajdzie się ktoś, kto zlituje się nad biedakiem i da mu szansę!!! Czy ktoś z Was mógłby zrobić Mikiemu wydarzenie i popilotować je na bieżąco??? Bardzo, bardzo proszę!!!

Miki jak widać jest zwykłym biało-burym dachowcem. Ma trochę ponad dwa lata, jest wykastrowany i odrobaczony.
I straszliwie wręcz proludzki! Tylko już nie ma swojego człowieka do kochania...
