VVu pisze:Patrysza pisze:(...)
Powstrzymywać rozród kotów poprzez sterylki, tak. Aborcje - nie. Narodzonego kociaka ratować, ale tego przed porodem zabić, bo według Pań to jest "lepsze". Dobre. Według mnie to ostra hipokryzja, jeśli nie jakiś dysonans psychiczny?! Naprawdę mi się to w głowie nie mieści. Dla mnie jest to okrutne i nie dające się niczym wytłumaczyć. Ktoś u góry miejmy nadzieję, że to osądzi.
Ktoś u góry odmawia duszy zwierzętom - bez rozróżniania na narodzone czy nienarodzone - i precyzyjnie zaleca, jak mordować zwierzęta, które mają mu być składane w ofierze, więc ten argument lepiej sobie odpuścić.
O ile nie toleruję nieuprzejmości i krzywdzenia zwierząt - jakiekolwiek by one nie były, od najmniejszych chomików, przez psy aż do zwierząt gospodarskich, ze szczególnym uwzględnieniem tych, które od człowieka są zależne i z jego powodu muszą się dostosowywać i zmieniać - to, TROCHĘ rozumiem sprawę z pozwoleniem przychodzenia na świat.
Obok mojego domu żyją koty "półdzikie" bezdomne krzyżujące się z wolnożyjącymi. Mam do nich rękę o tyle, że z największych dzikusów potrafię wydobyć normalnego kota - oczywiście tych starszych nie oswajam na siłe, głownie młodsze, bo jest szansa, że ktoś przygarnie je. Płeć trudno na oko rozróżnić - to nie wypasione, domowe koty, większość to takie o, chudzielce. Silne dzikusy same polują, słabsze przezwyciężają się i przychodzą po karmę. Kotów jest różnie od 8-9 do nawet 20 (prócz kociąt). W każdym razie od lutego zaczyna się wysyp. Koty dzikie, maja cykl nastawiony na 2x ruja w roku. I zaczynają wcześnie. (Najwcześniej chyba były w lutym kocięta). Jeśli kotka zaufa, urodzi w pobliżu domu, przyniesie, czasami układając się z kociętami na progu domu, prosząc o schronienie... szykuje się pudełko z białym ręczniczkiem, pakuje te 2-3 maluszki i wiezie do weta. Tam zastrzyk, wet coś robi, coś myje, nie patrzy... i pytanie "mogą państwo sprawdzić czy kociaki..." pytanie zawisa w powietrzu, rodzina patrząca wszędzie tylko nie na kotki, ja podchodzę i sprawdzam czy oddychają. Jeśli widzę że tak, czekamy i sprawdzam po chwili. Jeśli wydaje mi się że to już koniec, wet się upewnia i osłuchuje... Później już nawet nie pada pytanie co z kociakami. (Bo lecznica przyjmuje, owszem, ale cena prawie taka sama, jak zastrzyk dla kotki za 4 tygodnie, by chociaż przez ten rok rujki nie miała już). Wracamy do domu, biorę pudelko, łopatę, papierowe ręczniki i do ogrodu. Ręczniki, bo nie potrafię wrzucić tych małych kulek ot tak do ziemi. Szmatki nie, bo przeszkodzą w naturalnym rozkładzie... Nie oznaczam miejsc. Po prostu pamiętam gdzie ostatnio kopałam, i robię to 30-40cm dalej. W małym zakątku ogrodu to już drugi rządek.
Podczas trzeciego miotu w danej porze roku, rodzicielka ryczy. Może źle robimy? Może zostawić trzeba było?
Ale kotków jest jeszcze kilka, niektóre kocice nie ufają, młode przyprowadzają do jadłodajni dopiero jak te wyrosną... te kotki szukają domów i nie zawsze znajdują. Bywa, że za którymś razem już się nie może przejść tego cyklu i człowiek chciałby być Bogiem.. i staje się nim. Chociaż kochamy kotki, chociaż to kotki są milsze i cudowniejsze od kocurów, żadna nie może zostać. Oglądamy kocurki. Czarny zostanie czy szary? A ile obecnie do wydania czarnych? Ile szarych? Ktoś może dzwonił i pytał o czarne a były tylko szare, a może na odwrót? Który większy, lepiej poradzi sobie?
Jeśli jest kociak rudy, na pewno zostanie. Rude są w cenie. W okolicy są koty szare, czarne, czarne w rude ciapki, i burokolorowe, rudych prawie wcale. A rude to fajny wabik - ktoś dzwoni "czy jest jeszcze ten rudy kotek, którego ogłoszenie widziałem w sklepie X?" Co piąta osoba, dzwoniąca po rudzielca zapyta albo "a są jakieś inne" albo na "ale mamy jeszcze czarne i szare" jest też nimi zainteresowana. Mimo, że dzwoniła po rudego...
Nie chcę bronić lecznicy, bo jej nie znam. Myślę jednak, że sterylka aborcyjna to coś innego niż zwykła sterylizacja, i być moze wet nie wiedział, że MUSI ją wykonać? Raz jednak z kotek rodziła za wcześnie kocięta. Łaziłam za nią przez cały ogród, prosiłam, błagałam by dała się wziąśc do domu. Nie chciałam straci jej z oczu, nie wiedziałam czy dzwonić do weterynarza czym można zabijać młode kocięta... czy w ogóle jest sposób, by mniej cierpiały, bo to wcale nie wyglądało, by one zasypialy, o nie. Maluchy wyglądały wtedy, jak skrzyżowanie małych krokodylków z kotami, bez sierści, wyłupiaste oczy... żyły jeszcze kilka minut każdy po urodzeniu. Umierały, i kocica o tym wiedziała, nawet nie polizała żadnego... prócz jednego któremu odgryzła łapkę. Kotki zabierałam, liczyłam, liczenie łożysk. kotka po wszystkim po minucie dała się dotknąć, po kwadransie zorientowała się, że jestem człoiekiem, podrapała mnie z góry na dół i zwiała. Nie zazdroszczę komuś, kto musiał żyjące kocięta wyciągać z brzucha matki, i albo zostawić je sobie same i patrzeć jak powolutku umierają albo je usypiać, jednocześnie starając się nie dopuścić do śmierci kocicy. Można by powiedzieć, że skoro wybrał taki zawód... ale nawet jeśli to taki zawód, to ma możliwość odmówienia wykonania zabiegu (chyba, że w umowie jest zapisane, że sterylki aborcyjne też). Skoro farmaceuta może odmówić mi wydania leku, bo jest ów lek wątpliwy moralnie - służy do antykoncepcji - to nic go nie zmusi do sprowadzenia go. i tak, by dostać lekarstwo, z powodu "moralności farmaceutów" jeżdżę na drugi koniec miasta albo do sąsiedniego miasta, by dostać lek. A mogłabym im w zębach przynieść, napisane czarno na białym przez każdego lekarza, że mnie antykoncepcja nie dotyczy, bo jestem 100% bezpłodna. Mimo to, wolno im odmówić sprowadzenia/sprzedaży leku na receptę. Myślę że o wiele trudniejsze moralnie jest nie wydanie leku, ale usypianie własnoręcznie kociąt... i tych narodzonych i nie.
Czy ktoś z Forumowiczów jest w stanie w końcu sprawdzić tę umowę? Wam jest bliżej niż mi. Może ktoś w końcu sprawdzi tę mowę, przytoczy ją w całości, wskaże akapit, który mówi, że dr Okapa jest zobowiązany do aborcji? Opublikuje umowę podpisaną przez dr Okapę, w której jest zakres usług na kupony? Bo ja czytając te posty, dochodzę do wniosku, że nikt tak naprawdę tego nie wie. I to jest nie w porządku. Najpierw wiedza o faktach, potem oczernianie. Taka kolejność byłaby najlepsza. Jak można tyle czasu pisać o czymś, o czym nie ma się pojęcia? Gdzie jest ta umowa, "dzięki" której oczerniacie człowieka? Ja jej tu nie widzę.
Dlatego, warto było by dostać się do tej umowy - musi być możliwość, w końcu na talony idą pieniądze nie z konkretnej kieszeni, ale z kasy gminy prawda? To oznacza pieniądze z naszych podatków, one oznaczają nasze kieszenie, a skoro my, jako społeczeństwo płacimy, defakto jesteśmy jedną ze stron umowy...
Jeśli w umowie nie ma aneksu dotyczącego sterylek aborcyjnych - trzeba zastanowić się co z tym zrobić. Czy gmina może wymusić takie dopracowanie?
Jeśli jest, a wet tego nie robi, to zgłosić że nie wywiązuje się z umowy, i zażądać albo egzekwowania od niego tego, a gdy odmówi - przekazania części lub całości kontraktów innemu "wykonawcy".
ps. gdyby były jakieś wątpliwości, mieszkam w Jaworznie (woj. śląskie, ale rzut kamieniem od Krakowa w sumie). O tym weterynarzu nie wiem wiele, tylko tyle ile wyczytałam w czasie bezsennej nocy w tym wątku. Po prostu boli mnie trochę wieszanie psów na kimś, bez znajomości wszelkich możliwych faktów. Wszystkie dowiedzione rzeczy zaś, warto udokumentować i zachować. Choćby w przypadku, by gmina miała broń, gdyby jednak zechciała walczyć o sterylki aborcyjne, lekarz odmówił zmiany kontraktu/rezygnacji. Gadanie na forum trochę psuje opinie weta - czy słusznie to inna sprawa -ale, jeśli dokumentacja, pełna z opisem dokładnym KAŻDEGO przypadku, przejdzie przez kanały urzędowe - dopiero wtedy zdziałać coś może.
Jednak, to co polecam najbardziej, to podchodzenie BEZ AGRESJI, zwłaszcza do kwestii sterylek. Nie muszę rozumieć moralności innych ludzi, by, czasem niestety, musieć ją tolerować. Dla jednego czymś strasznym jest usypianie zdrowych zwierząt, bo podrapały/ ugryzły właściciela, dla innego bo są słabe chore lub stare i nikt ich nie weźmie już... a dla innych takim czymś może być uśpienie ślepego kociaka czy dokonanie na kotce aborcji.