BYŁO: 7 kociąt JEST: Została Oretka - str. 33 :)

Tragedia po prostu.... Właśnie się przekonałam, że walka z bezdomnością zwierząt na takiej zabitej dechami "wsi" jak nasza, to walka z wiatrakami.
Dopiero co odchuchałam i wysterylizowałam moje kotki "śmietnikowe", a tu pojawiła się półdzika kocica, która niemal na moich oczach urodziła młode. Widywałam już ją kilkakrotnie wcześniej, wydawało mi się, że ma duży brzuch, ale zawsze była nieufna, nie przychodziła na karmienie jak stałam przy miskach.
W sobotę, ku mojej rozpaczy, odkryłam, że kryje się w pudle pozostawionym przy śmietniku (w ruchliwym miejscu pełnym ludzi i psów), a w środku kłębi się i szóstka maleństw. Matka jeszcze miała ogon mokry od wód płodowych.... Nie wiem, czemu w akcie desperacji urodziła w tak ruchliwym i odkrytym miejscu, nie znalazła lepszego gniazda, czy co, nie mam pojęcia!
Niewiele mysląc przeniosłam ją i kociaki do mnie do piwnicy. Dałam jej kocyk, miseczki z jedzeniem, postawiłam kuwetę, zostawiłam otwarte okienko piwniczne.
Kotka zaszyła się gdzieś za półkami, ale potem się uspokoiła, wyszła i nawet się najadła, dziećmi się zajmuje, nie wyniosła ich nigdzie. I dobrze, bo tego dnia, co je zabrałam z dworu, było oberwanie chmury i spadek temperatury do 5 stopni... Z pewnością młode by się potopiły albo zbytnio wyziębiły.
Kocięta są bure, same tygryski, jedne ciemniejsze, prawie czarne z wyraźnymi paskami, inne takie delikatniejsze, niektóre z białym. No ale bure to bure, wiadomo, że szanse na znalezienie domów są zerowe...
Zapytałabym Was ,co robić w tej sytuacji, ale odpowiedź sama mi się ciśnie na usta... Serce podpowiada coś innego i się buntuje, ale.... Chyba będe musiała dać je uśpić, póki są ślepe. Niestety. Może, podkreślam, _może_, uda mi się uratować życie jednego czy dwóch - ja bym mogła jednego przygarnąć, moi rodzice może by wzięli drugiego... Pytam po znajomych jeszcze, czy ktoś chciałby małego kotka, bo po prostu serce mi się na ich widok kraje... Dzisiaj dzwonię do weterynarza dowiedzieć się o usypianie ślepych miotów. Jak rozumiem, to należy do zadań gminy w związku z programem walki z bezdomnością? Tylko program jedno, a gminne środki finansowe to drugie - koty musiałam sterylizowac za własne pieniądze; w ogóle powinni prowadzić ewidencję zwierząt wolnożyjących i bezdomnych, ale nikt ode mnie nie chciał w urzędzie ani deklaracji ilości zwierząt pod opieką, ani nie mogłam się zarejestrować jako opiekun. W związku z tym właściwie gmina mi w niczym nie pomogła.
Przy okazji, jak by ktoś chciał przejrzeć wielce rozbudowany program naszej gminy: http://bip.kornik.pl/kornikm/zasoby/fil ... acznik.pdf
Jestem po prostu zrozpaczona. To mnie przerasta, cierpię na depresję i chyba będę miała teraz nawrót...... Dajcie chociaż kilka słów otuchy, powiedzcie, jak uczynic, aby wyszło dla wszystkich jak najlepiej, przede wszystkim dla dobra zwierząt... Może jakaś poznańska fundacja mogłaby pomóc? Może jednak kotów nie usypiać, może jak by trafiły pod skrzydła fundacji, to by znalazły domy....?
Strasznie cienko przedę z finansami, mam kilkumiesięczne niemowlę w domu, a mleko ostatnio strasznie podrożało, poza tym dzieci to inne koszmarne wydatki.
Chciałabym, aby może jakaś fundacja pomogła mi chociaż w sterylizacji tej kotki-matki. Mam jeszcze jedną kocicę do sterylki, na razie nie udało mi się jej złapać (młodziutka jest, 9 miesięcy).
Pocieszcie mnie
Chcę zrobić co tylko w mojej mocy....
Przepraszam za chaotyczny post, ale ja już drugą noc z rzędu nie spałam, ciągle mysląc o tych kociakach...
Dopiero co odchuchałam i wysterylizowałam moje kotki "śmietnikowe", a tu pojawiła się półdzika kocica, która niemal na moich oczach urodziła młode. Widywałam już ją kilkakrotnie wcześniej, wydawało mi się, że ma duży brzuch, ale zawsze była nieufna, nie przychodziła na karmienie jak stałam przy miskach.
W sobotę, ku mojej rozpaczy, odkryłam, że kryje się w pudle pozostawionym przy śmietniku (w ruchliwym miejscu pełnym ludzi i psów), a w środku kłębi się i szóstka maleństw. Matka jeszcze miała ogon mokry od wód płodowych.... Nie wiem, czemu w akcie desperacji urodziła w tak ruchliwym i odkrytym miejscu, nie znalazła lepszego gniazda, czy co, nie mam pojęcia!
Niewiele mysląc przeniosłam ją i kociaki do mnie do piwnicy. Dałam jej kocyk, miseczki z jedzeniem, postawiłam kuwetę, zostawiłam otwarte okienko piwniczne.
Kotka zaszyła się gdzieś za półkami, ale potem się uspokoiła, wyszła i nawet się najadła, dziećmi się zajmuje, nie wyniosła ich nigdzie. I dobrze, bo tego dnia, co je zabrałam z dworu, było oberwanie chmury i spadek temperatury do 5 stopni... Z pewnością młode by się potopiły albo zbytnio wyziębiły.
Kocięta są bure, same tygryski, jedne ciemniejsze, prawie czarne z wyraźnymi paskami, inne takie delikatniejsze, niektóre z białym. No ale bure to bure, wiadomo, że szanse na znalezienie domów są zerowe...
Zapytałabym Was ,co robić w tej sytuacji, ale odpowiedź sama mi się ciśnie na usta... Serce podpowiada coś innego i się buntuje, ale.... Chyba będe musiała dać je uśpić, póki są ślepe. Niestety. Może, podkreślam, _może_, uda mi się uratować życie jednego czy dwóch - ja bym mogła jednego przygarnąć, moi rodzice może by wzięli drugiego... Pytam po znajomych jeszcze, czy ktoś chciałby małego kotka, bo po prostu serce mi się na ich widok kraje... Dzisiaj dzwonię do weterynarza dowiedzieć się o usypianie ślepych miotów. Jak rozumiem, to należy do zadań gminy w związku z programem walki z bezdomnością? Tylko program jedno, a gminne środki finansowe to drugie - koty musiałam sterylizowac za własne pieniądze; w ogóle powinni prowadzić ewidencję zwierząt wolnożyjących i bezdomnych, ale nikt ode mnie nie chciał w urzędzie ani deklaracji ilości zwierząt pod opieką, ani nie mogłam się zarejestrować jako opiekun. W związku z tym właściwie gmina mi w niczym nie pomogła.
Przy okazji, jak by ktoś chciał przejrzeć wielce rozbudowany program naszej gminy: http://bip.kornik.pl/kornikm/zasoby/fil ... acznik.pdf
Jestem po prostu zrozpaczona. To mnie przerasta, cierpię na depresję i chyba będę miała teraz nawrót...... Dajcie chociaż kilka słów otuchy, powiedzcie, jak uczynic, aby wyszło dla wszystkich jak najlepiej, przede wszystkim dla dobra zwierząt... Może jakaś poznańska fundacja mogłaby pomóc? Może jednak kotów nie usypiać, może jak by trafiły pod skrzydła fundacji, to by znalazły domy....?
Strasznie cienko przedę z finansami, mam kilkumiesięczne niemowlę w domu, a mleko ostatnio strasznie podrożało, poza tym dzieci to inne koszmarne wydatki.
Chciałabym, aby może jakaś fundacja pomogła mi chociaż w sterylizacji tej kotki-matki. Mam jeszcze jedną kocicę do sterylki, na razie nie udało mi się jej złapać (młodziutka jest, 9 miesięcy).
Pocieszcie mnie

Przepraszam za chaotyczny post, ale ja już drugą noc z rzędu nie spałam, ciągle mysląc o tych kociakach...