Pysia jest od kilku dni zaglutowana mętnym glutem. Prawie nie kicha, zachowuje się normalnie, wygląda zdrowo, ale co jakiś czas albo wystaje jej glutek z noska albo próbuje go wydmuchnąć, bo jej przeszkadza. Dziś poszłam z nią na badanie krwi, lekarz stwierdził, że na pewno jest nosicielem kociego kataru, dał jej zastrzyk i na 10 dni kapsułki na podniesienie odporności dla niej i Maćka i dla Pysi dopyszczny antybiotyk. Dostałam na meila wyniki ale poza tym że widać co jest w normie a co poza nią nie mam pojęcia co to oznacza. Nie wiem jak wstawić pdf, więc wstawiam zrzut z ekranu
Pysia była u lekarza bardzo dzielna, tylko trochę protestowała, ale prawie się nie wyrywała, grzecznie pozwoliła się obejrzeć, posłuchać serduszka, ogolić łapkę, pobrać krew, zrobić zastrzyk. Nie było żadnego drapania, gryzienia, nawet gubienia futra (co jej się zdarza przy obcinaniu pazurków). Gorzej jest z podawaniem leków. Ale i to jakoś dało się przeżyć. Pod tym względem Maciek jest łatwiejszy w obsłudze.
P.S.Oprócz wyniku była taka zwięzła notatka lekarza:
W morfologii jest neutropenia (objaw infekcji wirusowej). Pozostałe parametry są dobre.Jakoś wcześniej tego nie zauważyłam.