jak spacyfikować kociego focha?

Witam wszystkich. Jestem nowa na forum, chociaż podczytuję je, odkąd adoptowałam swojego kota. To już ponad 4 miesiące. Jestem dumną współlokatorką nie-do-końca-czarnego pięcioletniego "persa", którego wzięłam z domu tymczasowego. Kić jest super. A przynajmniej był super, bo po dwóch miesiącach nieustannego tulenia się do mnie i bezgranicznej miłości, zaczął wychodzić z niego charakterek
Teraz to już nie słodki bezbronny kociak, tylko prawdziwy, pewny siebie Pan Kot, który wcale nie zawsze ma ochotę na przytulanki i spanie w łóżku (okazuje się, że jego ukochany transporter jest dużo wygodniejszy
)
Ale ja nie o tym. Drodzy forumowicze, powiedzcie mi proszę, czy macie jakiś opracowany patent na poskromienie kociego focha. Parę dni temu przeprowadzałam skomplikowaną operację czesania kota. Na szczęście ten "pers" prawie się nie kołtuni, więc wyczesywanie go raz na 3-4 dni zupełnie wystarczy. Tym razem okazało się jednak, że zrobił mu się kołtun na szyi, którego z trudem udało mi się usunąć. Niestety, jak się możecie domyśleć, kot nie był zachwycony, zwłaszcza że parę razy musiało go to trochę zaboleć. No i klops, wygląda na to, że Pan Kot obraził się na mnie śmiertelnie. Rano mizia się z moim TŻ-em, a nie ze mną, unika mojego dotyku, a wokół moich nóg okręca się tylko jak chce jeść
Nie żebym robiła z tego powodu panikę, bo wiem, że prędzej czy później mu przejdzie (kiedyś obraził się na prawie dwa tygodnie za dużo większą zbrodnię - zawiezienie go na badania krwi i przytrzymywanie go podczas tej tortury). Ale może wiecie, jak skutecznie "odbrazić" kota? Będę wdzięczna za wszelkie sugestie.


Ale ja nie o tym. Drodzy forumowicze, powiedzcie mi proszę, czy macie jakiś opracowany patent na poskromienie kociego focha. Parę dni temu przeprowadzałam skomplikowaną operację czesania kota. Na szczęście ten "pers" prawie się nie kołtuni, więc wyczesywanie go raz na 3-4 dni zupełnie wystarczy. Tym razem okazało się jednak, że zrobił mu się kołtun na szyi, którego z trudem udało mi się usunąć. Niestety, jak się możecie domyśleć, kot nie był zachwycony, zwłaszcza że parę razy musiało go to trochę zaboleć. No i klops, wygląda na to, że Pan Kot obraził się na mnie śmiertelnie. Rano mizia się z moim TŻ-em, a nie ze mną, unika mojego dotyku, a wokół moich nóg okręca się tylko jak chce jeść

Nie żebym robiła z tego powodu panikę, bo wiem, że prędzej czy później mu przejdzie (kiedyś obraził się na prawie dwa tygodnie za dużo większą zbrodnię - zawiezienie go na badania krwi i przytrzymywanie go podczas tej tortury). Ale może wiecie, jak skutecznie "odbrazić" kota? Będę wdzięczna za wszelkie sugestie.