Jak pogodzić się ze stratą kota?

Kocie pogawędki

Moderatorzy: Estraven, Moderatorzy

Post » Sob wrz 09, 2017 10:21 Re: Jak pogodzić się ze stratą kota?

Dzień dobry. Mija trzeci dzień po odejściu Czarnuszka Kiciusia, nie będę pisać jak się czuję, w ogóle się "nie czuję", jakbym przestała móc oddychać, istnieć. Ale ja mam bagaż przewinień wobec kocurka poważny.

W trakcie naszego 3 letniego życia z PNN które sama pozwoliłam mu spowodować nadmierną ilością antybiotyków osłonowych, leków po tym jak naraziłam go na powroty do siebie i urazy, zawsze zastanawiałam się : w którym momencie, kiedy odstawić kroplówki, leki, czy męczyć zabiegami, badaniami nadal? Stracił wolność a ja potem, aby za wszelką cenę przedłużyć mu życie, egoistycznie, kroplówki robiłam itd.

W kwietniu odstawiłam, wyniki mocznika skoczyły; potem wznowiłam, nie byłam konsekwentna, ale pomyślałam: może się przecenia ich znaczenie terapeutyczne? może ten stres jest gorszy od tego że tej kroplówki nie dostanie.

Kiciuś już wtedy odszedł ode mnie, wyprowadził się z naszego pokoju do innego, z moją mamą, bał się mnie, gdy chciałam pogłaskać wzdrygał się czy nie chce go ukłuć... Teraz wiem, że powinnam wcześniej odstąpić od zabiegów, ciężar i świadomość tego że odszedł zrażony do mnie,
nie wiedząc że "z miłości", bo codzienne bicie się z myślami nic nie dało: zwyciężył mój EGOIZM. Szeptanie mu do uszka, wybacz Kochanie ale to dla Twojego dobra dziś wydaje mi się wręcz chorobliwe...

Pod koniec gdy zaczął jeść żwirek nie zawsze go nawet dostawał. Latem, a upalne było, słabł na słońcu więc miał zabroniony balkon aż wieczorem chłodniej, zakazy i zakazy. I bicie się z myślami...chce tam być, a może go zostawić bez względu na wszystko? wiedziałam cały czas, że każdy dzień gdy nie znajdę sił na wygłaskanie, masażyk, zabawę albo go skrócę bo padam zmęczona dniem będzie potem ciężarem
nie do udźwignięcia, i jest. Dziękuję że mogłam napisać, pomoże na godzinę, może dwie chociaż.

Czarnuszek6

 
Posty: 330
Od: Pon lip 28, 2014 8:06
Lokalizacja: Kraków

Post » Sob wrz 09, 2017 10:47 Re: Jak pogodzić się ze stratą kota?

Bo to są cholernie trudne decyzje. Gdyż NIGDY nie ma możliwości sprawdzić co by było, gdybym podjęła tę inną decyzję. Gdy podejmiesz decyzję to już kroczysz tą drogą. Jak z niej zejdziesz na chwilę też się zastanawiasz, czy dobrze robisz i... musisz podjąć kolejną decyzję. Pamiętaj, ze podejmowałaś je w innej sytuacji niż teraz jesteś. Po śmierci, ;o odejściu ukochanej istoty wiele rzeczy (jak nie wszystkie) zmieniają swoją wartość i znaczenie i stają w innym świetle. To co wtedy nazywałąś działaniami z miłości do Czarnuszka mającymi na celu uratowanie mu życia dzisiaj nazywasz swoim egoizmem.
Pamiętaj, staraj się nie oceniać decyzji z przeszłości z dzisiejszej perspektywy. Bo to nie jest prawdziwa ocena. Bardzo zastanawiaj się, czy w danym momencie (dniu, roku), gdy podejmowałaś decyzję ze będziesz coś robić/nie bedziesz czegoś robić, że podjęłaś ją najlepszą jaka WTEDY była możliwa (czyli najlepszą wg Twojej wiedzy, samopoczucia, oceny możliwości itd na TAMTEN dzień, moment, a nie na dzisiaj). To jest bardziej prawdziwa ocena.
Wiesz, ja Cię doskonale rozumiem. Ja mam nerkową kotkę, której po pół roku robienia kroplówek odmówiłą mi leczenia. Ja jej w ogóle teraz nie leczę. Ponad rok. I czasami odzywają mi się wyrzuty sumienia. straszne. I boję się, że jak będzie umierać i umrze to się wtedy zadręczę. Ale ja wiem, dlaczego podjęłam taką decyzję. Na koniec Mikę łapałam ponad dwie godziny biegania po pokoju, gryzła mnie, drapała, a i tak, nawet jak ją złapałam i zaniosłam do przedpokoju nie miałam pewności, ze zrobię kroplówkę, gdyż już mi uciekała z transportera, wcześniej do niego nasikawszy ze strachu. Nie mówiąc już o tym, zę z kota śpiącego obok mnie na poduszce, przytulającego się itp miałam kłebek strachu chowający się przede mną po kątach przez cały czas. Nie tuż przed czy godzinę a nawet dwie po kroplówce, ale całą dobę. Oceniłam, zę to jest bez sensu i dla mnie i dla niej. Jedyne co (i to nie codziennie) jej daję to famogast, w pasztecie, albo wędzonej rybie. Nawet renagelu nie je, bo wyczuwa w karmie.
i widzisz, tak to jest , nie jest łatwo. Trzymaj się i postaraj się inaczej oceniać swoje decyzje. z tej prawdziwej, realnej perspektywy, a nie z dzisiejszej...
ObrazekObrazekObrazek
"Nigdy nie wiemy, kiedy widzimy kogoś PO RAZ OSTATNI..."
"Kiedy się kogoś kocha to ten drugi ktoś nigdy nie znika"
Moja Rodzina w Niebie:Tata(*),Mika(*),Mama(*),DeeDee(*), Adas(*), Lapcio(*),Kosiniak(*),Milenka(*), Nusia (*)..Nie wierzę...

Marzenia11

 
Posty: 35323
Od: Sob lut 28, 2009 21:24

Post » Nie wrz 10, 2017 14:27 Re: Jak pogodzić się ze stratą kota?

24 marca odszedł mój ukochany kot Napoleon. Miał 16 lat , chorował . Był dorodnym kotem, który kochała jedzenie.Przed śmiercią karmiłam go odżywkami, poiłam .
Przestał jeść.Spał. Od czwartku bardzo cierpiał.Musiało go boleć...Podjęłam decyzję,żę w piątek wezwę do domu weterynarza...
W piątek o 2:30 obudził mnie jakiś hałas. To Napuś przewrócił się w łazience. Nie miał siły wyjść do kuwetki. Trzymałam go, gdy robił ostatnie siusiu.Później położyłam go obok siebie.Leżał na poduszce przytulony do mnie swym zbolałym ciałkiem. Głaskałam go i tuliłam.Około 4:00 zaczął charczeć.Położyłam go na boczku.
Kilka razy odetchnął ...
Ta strata była straszna , odszedł mój ukochany kot,ale zostały jeszcze trzy.
Los okazała się jednak okrutny.
Po śmierci Napoleona jego największy przyjaciel Kubuś zmienił się.Posmutniał, przestał się bawić. Wychodził tylko na balkon i ....lizał ścianę. Tak obsesyjnie lizał ścianę. To go uspakajało.Pytani weterynarze mówili,że brakuje mu witamin. Kubuś dostawał witaminy, ale ścianę lizał dalej.
Żeby go pocieszyć, wzięłam 4 -miesięcznego bezdomniaczka. Kubuś nie był nim zainteresowany . 16 sierpnia był u lekarza.Przeziębił się dostał antybiotyk.
29 sieprnia odszedł.Powód- zatrucie.W dniu śmierci byłam z nim trzy razy u weterynarza. Niestety Kubuś nie miał szans.Temperatura spadała 35...34,5.
Kubuś tak strasznie wył, płakał, umierał...Nigdy tego nie zapomnę.
Teraz jest z Napoleonem.Myślę,że kochał go bardziej niż mnie. Może Napoleon bardziej go potrzebował...
Mam jeszcze dwie kotki i małego kociaka, którego one niestety nie akceptują.On chce sie bawić a one na niego fukają i go biją. Żal mi malucha , żal kotek.
Tęsknię za Napoleonem, nie mogę sobie darować ,że nie zauważyłam problemów Kubusia.Lekarz powiedział,że on się zatruwał od kilku tygodni.
W ciągu pięciu miesięcy straciłam dwa kocie anioły.
PS Tak sie składało,że wszystkie koty przychodziły 29 sierpnia, lipca kwietnia,grudnia. Pomyślałam,że to jest kocia szczęśliwa data. Kubuś umarł 29 sierpnia.
Ostatnio edytowano Pon wrz 11, 2017 19:06 przez noel 1, łącznie edytowano 2 razy

noel 1

 
Posty: 328
Od: Czw kwi 26, 2012 18:12

Post » Nie wrz 10, 2017 15:50 Re: Jak pogodzić się ze stratą kota?

Wczoraj uśpiłam tj skazałam na śmierć bezdomnego kocurka, którego dokarmiałam jakieś 2-3 lata. Kotek miał kocie aids i białaczkę i z dnia na dzień był wyraźnie coraz chudszy, odmawiał już jedzenia i tylko leżał. I wiem że to ja go zabiłam podczas gdy on mi zaufał. Tego przekonania nic nie zmieni. Nigdy nie zabiję żadnego innego stworzenia :placz:

Anna2016

 
Posty: 10403
Od: Pt lut 12, 2016 17:41

Post » Nie wrz 10, 2017 19:33 Re: Jak pogodzić się ze stratą kota?

Czarnuszek6
noel1
Anna2016

Serdecznie Wam współczuję i rozumiem Was bardzo!
Jak to pod postem Marzenia11 jest napisane ,,czas nie leczy ran,,.
Prawda to,bolesna i brutalna,ale prawda!
My to wiemy i dlatego tak jest ciężko...

Dobrze,że jest to forum...w grupie raźniej.
Ściskam z całego serca ♡
Moje krwawi i cierpi tak samo...dni mijają, ale tęsknota, żal, wyrzuty sumienia nie odpuszczają! Targają mną już 41-wszy dzień...

Dorka ...

 
Posty: 18
Od: Pt sie 04, 2017 14:16

Post » Pon wrz 11, 2017 7:02 Re: Jak pogodzić się ze stratą kota?

Opiekujemy się kotami już kilkanaście lat, karmienie, leczenie, sterylizacje, szczepienia. Zaczęliśmy od opieki nad kotkami przy blokach. Mieliśmy niestety sporo fatalnych sytuacji. Starszy gruby biało-czarny kocurek czekał na Olę jak wróci z pracy, pojechałem po nią, a gdy wróciliśmy był rozjechany przez jakiegoś bydlaka. Szylkretunia, która jest z nami miała kociaki pod naszym blokiem, dwa ktoś zabrał, zostały 2 czarne piękne kotki, które wykarmiliśmy przez kilka mcy. Któregoś dnia po powrocie z pracy okazało się, że leżą otrute martwe, były piękne. Zrobili to dobrzy ludzie lub zjadły zatrutego gryzonia. Niedługo później wzięliśmy Szylkretkę do siebie na stałe. Pochowaliśmy naszego kochanego Disela, Basiora z pracy Oli, Mruczka, wcześniej trzeba było pochować chyba siostrę Szylkretki, o której się dowiedzieliśmy, że istnieje, gdy leżała martwa pod blokiem. Przez 2-3 dni byliśmy bardzo smutni, aż zobaczyłem, że Szylkretka jest pod blokiem i woła jedzenia.
Niestety śmierć jest częścią istnienia każdej istoty, ludzi i kotów, czy tego chcemy, czy nie. Możemy robić wiele, żeby do niej nie dopuszczać lub w przypadku bardzo chorego kotka odsuwać ją w czasie. Na szczęście koty nie mają na jej temat aż takiej świadomości w przeciwieństwie do nas. Wg mnie najbardziej nieodpowiednią rzeczą jest, gdy ukochany przyjaciel odejdzie, a opiekun mówi: już nigdy więcej nie wezmę kota, nie chcę tego powtórnie przeżywać. Każdy kiedyś odejdzie na drugą stronę, od tego nie ma ucieczki, odwrotu. Ból w sercu będzie, ale jest tyle stworzeń, które potrzebują pomocy, a zawsze należy pamiętać o tym, że: " RATUJESZ JEDNO ŻYCIE = RATUJESZ CAŁY ŚWIAT", bo to jest nowy cały świat dla przygarniętego, wyleczonego i nakarmionego kota. On zaczyna nowe życie i znów wierzy, że dobrzy ludzie są. Nasze kocurki Batman i Duszek naśladowały zachowanie Disela, chód, mycie się, on żyje w nich.
Strata przyjaciela jest bardzo bolesna, czas często bardzo długo leczy te rany, ale jedynym rozwiązaniem jest uratowanie życie innemu kotu w potrzebie, a najlepiej minimum dwóm, nie dość, że darujesz im życie, świat i powrót wiary w dobro, to wiele miłości od nich do Ciebie wróci.
Osobiście uważam, że pewne daty są tam na Górze ustalone, dla kotów i ludzi, natomiast uratowanie następnego życia jest właśnie tym co pomoże i zwierzętom i nam.
To są moje wnioski z ostatnich kilkunastu lat, choć strata przyjaciela to zawsze trudny czas.
Paweł.

olaipawel

 
Posty: 143
Od: Sob kwi 30, 2016 13:43

Post » Czw wrz 14, 2017 22:12 Re: Jak pogodzić się ze stratą kota?

Wciąż znajduję jej kłaczki i pazurki...
Z rozrzewieniem wspominam to, że sama robiła sobie manicure.

Z rozrzewieniem wspominam to, że wpychała swój ogon do mojego nosa, gdy była zachwycona głaskami tak bardzo, że odwracała się 4literami, by mnie ugniatać po brzuchu (po szyi nie lubiłam, zabraniałam...) - i po chwili się dusiłam (alergia!), i po chwili męczyłam się z kłakami w nosie, w ustach, w przełyku... ale kicia taka zachwycona...

Wciąż rozświecam światła, by jej nie rozdeptać...
Wciąż podczas przygotowania posiłku wyciągam dwie miski.
I wciąż podczas zamawiania karmy, wkładam do koszyka karmę, którą lubiła: niezbyt dobrą jakościowo, ale ona taką lubiła...
I wciąż jak widzę puchatą szylkretkę sąsiadów buszujących na naszym ogrodzie wołam rozpaczliwie "Zdrapcia, Draputek! choodź"... po czym urywam... nie mogę nic więcej... mam gulę w gardle, bo już sobie powtarzam w myślach: "Tyś, to nie ona, Draputka już nie ma. Ona Ci nie zaginęła... Ona odeszła... "

Wciąż jak mi smutno i czuję się najsamotniejszym człowiekiem na Ziemi to kiciam i ją wołam - bo ona zawsze w takich chwilach WIEDZIAŁA to i nie opuszczała mnie na krok. Momentalnie po opanowaniu mojej duszy smutku, Zdrapcia wtulała się we mnie jak dziecko: dwie łapki na szyi, dwie na brzuchu, a to trącała mnie po chwili w nos noskiem, a to robiła baranki, a to kładła łebek na moi czole i tak tkwiła w bezruchu... delikatnie mruczała... po chwili zaczęła ugniatać łapkami... i zasypiała... a ja zasypiałam tuż po niej albo tuż przed nią. I kiedy tylko zamknęłam oczy, kiedy tylko ukoiła moje zbolałe serce i zgnębioną duszę... ona delikatnie, bezszelestnie wstawała ze mnie i kładła się obok, przy twarzy... i w tym trudnych dniach, kiedy potrzebowałam obecności kogoś zawsze spała ze mną... i zawsze to mi pomagało. ZAWSZE.

Żyła po cichu... ale moje serce krzyczy... krzyczy tak, jak ona w swoim lepszych dniach, że jest głodna i należy jej się jedzenie ze złotych półmisków... a nie z porcelany, która wyszła z mody...

Draputku mój, tęsknię... cholernie tęsknię...
Kurzyk też tęskni... jak mocno mu smutno i popłakuje, a płacz mu nic nie daje... to znaczy.... wciąż.

Brakuje Ciebie... Zawładnęłaś moim sercem... zawładnęłaś i sercem Kurza.

I kto teraz przyjdzie ukoić moje zbolałe serce, jak już Ciebie nie ma? :(

Niby nie ma Cię już ponad miesiąc... a wcale nie boli mniej...
Bardzo Cię potrzebuję, mój aniołeczku... :((

Ty$ka

Avatar użytkownika
 
Posty: 1408
Od: Nie mar 11, 2012 19:57

Post » Pt wrz 15, 2017 0:05 Re: Jak pogodzić się ze stratą kota?

:cry: :cry: :cry:
Obrazek

KITKA[*]28.03.2011 ŻUCZEK[*]17.04.2013 BUNIA[*]30.03.2015 BUBA [*] 12.10.2015 ZUZIA[*] 14.01.2018
RUDY MIŚ [*]1.08.2019 MAŁA[*] 11.04.2020

Do zobaczenia nasze kochane

ankacom

 
Posty: 3872
Od: Wto wrz 14, 2010 17:23
Lokalizacja: Białystok

Post » Pt wrz 15, 2017 16:20 Re: Jak pogodzić się ze stratą kota?

Jakieś życie płynie sobie obok, ale mnie w nim już nie ma, i te kłębiące się myśli trudno opanować; a po co były te antybiotyki? a może bez tego sterydu nie byłoby pogorszenia? wiele takich pytań dziś już bez odpowiedzi. Jedno pewne, za bardzo ingerowałam w organizm Kiciusia,
nie wrócisz Kiciusiu, nie ochroniłam Cię przed lekarzami, niektórzy brutalni, a ty mi tak ufałeś, do czasu. Gdybyś wrócił, zamieniłabym te zabiegi, badania na mizianka, głaskanie, buziaczki, zabawy, na pewno byłbyś zdrowszy

Czarnuszek6

 
Posty: 330
Od: Pon lip 28, 2014 8:06
Lokalizacja: Kraków

Post » Pt wrz 15, 2017 20:38 Re: Jak pogodzić się ze stratą kota?

Czarnuszek6 moje myśli zupełnie takie jak Twoje...
Nie mogę się ich pozbyć,nie opuszczają mnie ani na chwilę.
Zrobić nic już nie mogę,a też wiele bym zmieniła w moim postępowaniu,szczególnie w tych ostatnich dniach walki!
Dziś wiem na pewno :nie podałabym tego leku,który jestem przekonana przyczynił się do przyspieszenia rozwoju choroby,nie wiozłabym mojej najdroższej istotki♡tyle razy do weta po to,żeby jeszcze jej bólu przysporzyć...
Dzielnie tam wszystko znosiła,ale po co????
Tysiące myśli dręczą moje sumienie...

Czarnuszek6:-*
Ty$ka:-*
olaipawel ze wszystkim co napisałeś się zgadzam...ale moje serce i ja sama nie jestem gotowa!
Czy kiedyś będę? Nie wiem...

Dorka ...

 
Posty: 18
Od: Pt sie 04, 2017 14:16

Post » Sob wrz 23, 2017 21:28 Re: Jak pogodzić się ze stratą kota?

Czarnuszku. Dopiero teraz przeczytałam. Strasznie mi przykro.
Jestem zdumiona, że udało Ci się tak długo opiekować tak chorym kotem, pamiętam, że miał bardzo dawno temu już kryzysy. Wiem, że jesteś wspaniałym opiekunem i dobrym człowiekiem. Wiem, że zrobiłaś wszystko, co można było zrobić.


Po śmierci mojego Maćka nie mogłam się pół roku pozbierać. Znam doskonale obwinianie się i rozważania, że można było coś zrobić. Żeby przestać się zadręczać, zostałam wolontariuszem w fundacji kociej.
Po dwóch latach mogę ocenić: w żaden sposób nie można się uodpornić, przejść nad krzywdą, cierpieniem i stratą do porządku dziennego, zapomnieć; nie da się. Codziennie wieczorem mam długi łańcuch wspominek, któremu kotu nie pomogłam i kogo zaniedbałam. Jest coraz dłuższy.
Ale gdy się intensywnie pracuje z bezdomniakami, nie myśli się o dawnych złych rzeczach. I jest to dla mnie pewnym rodzajem ulgi.

To jest walka z żywiołem. Ze śmiercią. W ostatecznym rozrachunku tej walki nie da się wygrać nigdy - powiedział mój przyjaciel i dodał - podziwiam tych, którzy walczą o czyjeś życie, walczą bez nadziei wiedząc, jaki będzie wynik. To jest ciche bohaterstwo.
I to Ci chcę, Czarnuszku, powiedzieć. I wszystkim tym, których dopada rozpacz.

maAnia

Avatar użytkownika
 
Posty: 129
Od: Pt sie 01, 2014 2:30
Lokalizacja: Wrocław

Post » Nie gru 10, 2017 22:56 Jak pogodzić się ze stratą kota?

Witam.

Mam koty od 18 lat. Dachowce, rasowe, przewijało się mnóstwo szkrabów przez moje ręce, tyle buziek nakarmionych, i podcieranych pupci. Tyle mruczenia, tyle psotników.

Posiadałam dwa koty. Zdrowe.
Momo ma już dwa lata, piękna kicia, rośnie nam jak na drożdżach.
Uznaliśmy, że czas się dokocić, Momo była samotna.

Tak, w sierpniu, zabraliśmy małego szkraba. Jaal ( takie unikatowe imię mój ukochany sobie wybrał).
Jaal był dość mały na swój wiek ( uznaliśmy że kobieta nas okłamała że ma 12 tyg, był za chudy).
Nauczyliśmy go jeść, bo nie chciał sam. Podgrzewałam mu mokrą karmę i siedziałam na ziemi, aby zjadł wszystko. Zadowolony potem dawał buzi.
Jaal był najsłodszym kotem, jakie kiedykolwiek miałam. Grzeczny, bawił się pięknie, nigdy nas nie gryzł, nie drapał. Ot kocie piękne, Momo mu matkowała.

Zauważyłam, że więcej śpi. Może zima idzie, może zimno w domu? Nie zwróciłam na to większej uwagi, ot, nic co by sprawiło że jestem zmartwiona.
W tą środę, z rana, zauważyłam że jedzenia tak dużo w misce, wody też.
Jaal zaczął się słaniać na nogach, nie był zainteresowany niczym, prócz spaniem.
W czwartek z samego rana wet. Nic nie widzi złego, nic nie słyszy, wszystko wygląda ok. Dał nam maść na odrobaczywienie i specjalistyczną mokrą karmę, aby nabrał apetytu i wagi.
W piątek wieczorem wracaliśmy na badania krwi, bo Jaal nie mógł ustać na nogach, wywracał się.
FIP.
Nigdy w życiu nie widziałam mojego mężczyzny, na ziemi u weterynarza, trzymającego kociaka przy sobie, płaczącego. Jaal był tak słaby, że tylko spał w jego ramionach.
Nie mogliśmy nic zrobić. Jego organizm był tak wyniszczony, że transfuzja krwi była by tylko męczarnią, bo znów jego białe krwinki byłby zaatakowane. Doktor, złoty człowiek, ze łzami powiedział, że nie ma na to leku. Że próbują, że za parę lat...
Nie słuchałam.
To mój został z nim do końca. Ja uciekłam do samochodu, płacząc jak dziecko.

Boli, tak okropnie boli. 2 dni snuje się po domu, nie wiedząc co ze sobą zrobić. Jaal był kotem idealnym w moich oczach. Nie mogłam się doczekać, aby zobaczyć jaki z niego piękny kocur urośnie.
Przechodzę obok lodówki, gdzie są jego zdjęcia i się rozklejam. Codziennie nas budził całuskami i mruczeniem.
Ostatni raz płakałam tak za kotem 14 lat temu. I mówiłam " żadnego kota więcej".
Ale i tak wzięłam, bo nie mogłam, potrzebowałam kogoś do przelania swojej miłości.

Ten gniew, ten ból. Wrogowi tego nie życzę. To jakby ktoś wyrwał nam kawałek serca i nigdy już go nie odzyskamy. Wiem, że teraz go nie boli.
Maleństwo miało ledwo 5 miesięcy.

LunaFreya

 
Posty: 4
Od: Nie gru 10, 2017 22:41

Post » Wto gru 12, 2017 2:04 Re: Jak pogodzić się ze stratą kota?

LunaFreya bardzo Wam współczuję :cry:
Obrazek

KITKA[*]28.03.2011 ŻUCZEK[*]17.04.2013 BUNIA[*]30.03.2015 BUBA [*] 12.10.2015 ZUZIA[*] 14.01.2018
RUDY MIŚ [*]1.08.2019 MAŁA[*] 11.04.2020

Do zobaczenia nasze kochane

ankacom

 
Posty: 3872
Od: Wto wrz 14, 2010 17:23
Lokalizacja: Białystok

Post » Pon sty 08, 2018 19:51 Re: Jak pogodzić się ze stratą kota?

Dziś, po prawie 14 latach odszedł od nas Szaruś....
Miał pnn, nie potrafie dalej żyć, nie wiem co mam zrobić, jak się jutro w pracy pokazać....
Tak naprawdę marzę tylko o tym, żeby pobiec za nim tym tęczowym mostem i dalej drapać go pod bródką, tak jak lubił najbardziej...

Tak Cie kocham Szarusiu :cry: :cry: :cry:

Mamaszarusia

 
Posty: 1
Od: Pon sty 08, 2018 19:45

Post » Pon sty 08, 2018 23:42 Re: Jak pogodzić się ze stratą kota?

Przykro mi, Mamaszarusia :<

LunaFreya

 
Posty: 4
Od: Nie gru 10, 2017 22:41

[poprzednia][następna]



Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 148 gości