A mnie do szału doprowadza własna bezsilność. Jednego kota mam i nawet, gdybym mogła, pewnie takiego biedulka bym nie wzięła, bo serce by mi pękło (czytaj: poszłabym do wariatkowa). Osoba, która po pięć razy wstaje w nocy sprawdzać, czy wszyscy oddychają (z kotem wlącznie), powinna siedzieć w pokoju z wywatowanymi ścianami, a nie udawać normalnego obywatela.
Kiedy słyszę o tych wszystkich zwierzęcych biedach, mam wrażenie, jakbym się w sobie zapadała. Co dziwniejsze, człowiek jakoś we mnie takich uczuć nie budzi... może dlatego, że kot jeszcze nigdy człowiekowi głowy nie rozwalił, ani go samochodem nie rozjechał...
...