Kastracja wolnozyjacego kocura

Az wstyd mi taki watek zakladac, ale wypadlam z obiegu forumowego i potrzebuje pomocy (a w zasadzie porady).
Rodzice zbudowali dom na dzialce pod Warszawa i oczywiscie natentychmiast przytrafil im sie kot
Duzy, dorosly kocur.
Dla ludzi niezwykle mily, misiaczek uroczy, dla kocurow innych zdaje sie zabojca (sadzac po ranach jakie odnosi, nie walczy na niby, tylko na ostro).
Rodzice nie chca go calkiem udomawiac bo nie sa na dzialce caly czas, zdarza sie ze na przyklad 3-4 dni oboje sa w Warszawie. Zreszta w mieszkaniu w Warszawie jest kotka, niedawno adoptowana z forum, ona nie lubi innych zwierzat, to pierwszy powod, drugi jest taki ze skoro ten kot pare lat zyl na wolnosci, prawdopodobnie nie dobrze byloby mu te wolnosc odbierac.
Ten kocur jest dorosly, radzi sobie swietnie, procz tego ze rodzice go dokarmiaja, na pewno ktos jeszcze, ojciec mu budke cieplutka zbudowal, ale nie zawsze w niej jest, ma tez na pewno swoje inne schronienia. Jest ogromny, gruby i silny, no naprawde macho-kot.
Klopot z nim mam taki, ze on sie tak koszmarnie tlucze z innymi kotami, rany odnosi naprawde straszliwe, jedna mu sie jeszcze nie zagoi, natychmiast ma rozogniona na nowo, masakra.
Pomyslalam ze rozwiazaniem bylaby kastracja (procz oczywistego pozytywnego skutku jakim byloby nierobienie kociat), wtedy on chyba mniej by sie tlukl, czy ja dobrze mysle?
Rodzice maja opory, ze moze straci jakos sile i bedzie jeszcze bardziej obrywal, ale mnie sie wydaje ze taki wykastrowany, nie bedzie tlukl sie o kotki i nie bedzie takim zagrozeniem dla innych kocurow i moze mu troche odpuszcza.
No zal patrzec na kocisko jak chodzi z tymi ranami/strupami.
Procz pierwszego pytania o slusznosc mojego myslenia mam jeszcze inne, jak wyglada opieka po kastracji takiego wolnozyjacego kota? Ile taki kot musi byc u weterynarza, czy musi potem dostawac jakies leki? Nie bardzo wiem jakby on zareagowal na podawanie tabletek, najprawdopodobniej zle, bo jak sadze nic jeszcze takiego mu sie w zyciu nie zdarzylo
Bede wdzieczna za wszelkie porady (no i prawopodobnie kocur tez
)
Rodzice zbudowali dom na dzialce pod Warszawa i oczywiscie natentychmiast przytrafil im sie kot

Duzy, dorosly kocur.
Dla ludzi niezwykle mily, misiaczek uroczy, dla kocurow innych zdaje sie zabojca (sadzac po ranach jakie odnosi, nie walczy na niby, tylko na ostro).
Rodzice nie chca go calkiem udomawiac bo nie sa na dzialce caly czas, zdarza sie ze na przyklad 3-4 dni oboje sa w Warszawie. Zreszta w mieszkaniu w Warszawie jest kotka, niedawno adoptowana z forum, ona nie lubi innych zwierzat, to pierwszy powod, drugi jest taki ze skoro ten kot pare lat zyl na wolnosci, prawdopodobnie nie dobrze byloby mu te wolnosc odbierac.
Ten kocur jest dorosly, radzi sobie swietnie, procz tego ze rodzice go dokarmiaja, na pewno ktos jeszcze, ojciec mu budke cieplutka zbudowal, ale nie zawsze w niej jest, ma tez na pewno swoje inne schronienia. Jest ogromny, gruby i silny, no naprawde macho-kot.
Klopot z nim mam taki, ze on sie tak koszmarnie tlucze z innymi kotami, rany odnosi naprawde straszliwe, jedna mu sie jeszcze nie zagoi, natychmiast ma rozogniona na nowo, masakra.
Pomyslalam ze rozwiazaniem bylaby kastracja (procz oczywistego pozytywnego skutku jakim byloby nierobienie kociat), wtedy on chyba mniej by sie tlukl, czy ja dobrze mysle?
Rodzice maja opory, ze moze straci jakos sile i bedzie jeszcze bardziej obrywal, ale mnie sie wydaje ze taki wykastrowany, nie bedzie tlukl sie o kotki i nie bedzie takim zagrozeniem dla innych kocurow i moze mu troche odpuszcza.
No zal patrzec na kocisko jak chodzi z tymi ranami/strupami.
Procz pierwszego pytania o slusznosc mojego myslenia mam jeszcze inne, jak wyglada opieka po kastracji takiego wolnozyjacego kota? Ile taki kot musi byc u weterynarza, czy musi potem dostawac jakies leki? Nie bardzo wiem jakby on zareagowal na podawanie tabletek, najprawdopodobniej zle, bo jak sadze nic jeszcze takiego mu sie w zyciu nie zdarzylo

Bede wdzieczna za wszelkie porady (no i prawopodobnie kocur tez
