Strona 1 z 3

Kastracja wolnozyjacego kocura

PostNapisane: Nie mar 04, 2012 22:52
przez lorraine
Az wstyd mi taki watek zakladac, ale wypadlam z obiegu forumowego i potrzebuje pomocy (a w zasadzie porady).
Rodzice zbudowali dom na dzialce pod Warszawa i oczywiscie natentychmiast przytrafil im sie kot ;)
Duzy, dorosly kocur.
Dla ludzi niezwykle mily, misiaczek uroczy, dla kocurow innych zdaje sie zabojca (sadzac po ranach jakie odnosi, nie walczy na niby, tylko na ostro).
Rodzice nie chca go calkiem udomawiac bo nie sa na dzialce caly czas, zdarza sie ze na przyklad 3-4 dni oboje sa w Warszawie. Zreszta w mieszkaniu w Warszawie jest kotka, niedawno adoptowana z forum, ona nie lubi innych zwierzat, to pierwszy powod, drugi jest taki ze skoro ten kot pare lat zyl na wolnosci, prawdopodobnie nie dobrze byloby mu te wolnosc odbierac.
Ten kocur jest dorosly, radzi sobie swietnie, procz tego ze rodzice go dokarmiaja, na pewno ktos jeszcze, ojciec mu budke cieplutka zbudowal, ale nie zawsze w niej jest, ma tez na pewno swoje inne schronienia. Jest ogromny, gruby i silny, no naprawde macho-kot.
Klopot z nim mam taki, ze on sie tak koszmarnie tlucze z innymi kotami, rany odnosi naprawde straszliwe, jedna mu sie jeszcze nie zagoi, natychmiast ma rozogniona na nowo, masakra.
Pomyslalam ze rozwiazaniem bylaby kastracja (procz oczywistego pozytywnego skutku jakim byloby nierobienie kociat), wtedy on chyba mniej by sie tlukl, czy ja dobrze mysle?
Rodzice maja opory, ze moze straci jakos sile i bedzie jeszcze bardziej obrywal, ale mnie sie wydaje ze taki wykastrowany, nie bedzie tlukl sie o kotki i nie bedzie takim zagrozeniem dla innych kocurow i moze mu troche odpuszcza.
No zal patrzec na kocisko jak chodzi z tymi ranami/strupami.
Procz pierwszego pytania o slusznosc mojego myslenia mam jeszcze inne, jak wyglada opieka po kastracji takiego wolnozyjacego kota? Ile taki kot musi byc u weterynarza, czy musi potem dostawac jakies leki? Nie bardzo wiem jakby on zareagowal na podawanie tabletek, najprawdopodobniej zle, bo jak sadze nic jeszcze takiego mu sie w zyciu nie zdarzylo :roll:
Bede wdzieczna za wszelkie porady (no i prawopodobnie kocur tez ;) )

Re: Kastracja wolnozyjacego kocura

PostNapisane: Nie mar 04, 2012 23:10
przez Lidka
Moje piwniczniaki praktycznie następnego dnia juz były na wolnosci.
Bardzo źle znosiły klatke. A odkąd wyszła mi z klatki kocica po sterylce miałam fobię na temat obrażeń przywychodzeniu itylko starałam sie przygotować wygodne i czyste miejsce do leżenia.
Koty wolnozyjące po kastracji maja sie znacznie lepiej niż te niekastrowane. Nie nosi ich a swojego miejsca pilnuja jak dawniej. I nawet takie pełnojajeczne nie sa w stanie sie do piwnicy dostać jak go nie chcą wpuścić.
TAk, że z moich obserwacji same plusy.
A największy, że nie śmierdzi. Co w blokoach jest podstawowa sprawą. A na działkach pewnie też.

Re: Kastracja wolnozyjacego kocura

PostNapisane: Pon mar 05, 2012 0:29
przez lorraine
Czyli mozna go wykastrowac w dzien, zamknac np w lazience (z braku klatki) na noc i tak drugiego dnia po poludniu juz mozna go wypuscic?
Czy pozniej jeszcze podaje sie jakies leki, czy tylko jakis dlugo dzialajacy antybiotyk po operacji?
I czy jest szansa ze bedzie sie mniej bil z innymi kocurami? A moze chociaz bedzie sie bil mniej krwawo?

On wlasnie jakos nie znaczy, w kazdym razie nie w okolicach domu, troche szkoda, bo moze gdyby znaczyl to juz bym na jesieni przekonala rodzicow do wykatrowania go ;)

Re: Kastracja wolnozyjacego kocura

PostNapisane: Pon mar 05, 2012 0:35
przez felin
Można - jeśli kibla nie rozniesie przez tą dobę :mrgreen: Można też poprosić weta o podanie antybiotyku, szczególnie, że ma te rany po walkach, bo może mu się jakaś infekcja rozhulać ze stresu związanego z lapaniem, itp. Zresztą większość znanych mi wetów i tak podaje antybiotyk dzialający ze dwie doby.

Re: Kastracja wolnozyjacego kocura

PostNapisane: Pon mar 05, 2012 1:02
przez Lidka
Mnie kiedyś zaproponowano takiemu, jak sie okazało niezbyt zdrowemu kocurkowi podanie convenii.
Wszystko dzielnie zniósł i wyzdrowiał przy okazji.
Zazwyczaj jeżdżę ze swoimi piwniczniakami rano, odbieram popołudniu. Do późnego wieczora zostawiam w transporterze. A kiedy idę wieczorem karmić poprostu otwieram transporter. Tylko, że u mnie piwnica jest ciepła.

Tylko jeden kot miał szycie. To był Milutek, który był po urazie kręgosłupa i jeszcze wtedy miał ogromne problemy z chodzeniem. Natomiast był juz na tyle wzmocniony, że mozna było zaryzykować zabieg. Wytrzymałam w kocurzym smrodzie prawie 2 miesiące, okropność.

Pozostałe koty, jeśli nie są wnętrami nie maja szycia moszny.
Zresztą domowe koty następnego dnia juz nie pamiętały, że im krzywde zrobiono. Byle tylko narkoza wyparowała, zeby gdzieś byle gdzie nie zasnął.

Re: Kastracja wolnozyjacego kocura

PostNapisane: Pon mar 05, 2012 8:57
przez Maryla
i juz wszystko wiesz :)

jesli jest dziki-dziki to mozna go nawet w kontenerku przetrzymac, jak sie wybudzi zwyczajnie ciachnac
podanie convenii - jak najbardziej, tak wyleczylam mojego Vikusia po usunieciu ropnia, gdyby nie podanie jej w narkozie nie udaloby mu sie podac zadnego leku, zastrzyku

:ok:

Re: Kastracja wolnozyjacego kocura

PostNapisane: Pon mar 05, 2012 9:36
przez redaf
Adolf - nasz działkowy zakapior i sprawca licznych miotów, niekwestionowany władca stada i terenu stracił jaja w zeszłym roku.
Wlazł nocą do klatki-łapki, rano pojechał w niej do weta i przed południem wrócił w klatce naćpany jak szpadel.
W bonusie dostał odrobaczenie.
Przesiedział w klatce noc i następny dzień.
Wieczorem wyniosłam ją na drogę, otworzyłam i patrzyłam jak spitala z nadświetlną.

Charakter mu się nie zmienił.
"Na dzień dobry" leje każdego obcego i pilnuje swojego babińca (zostało mu pięć kocic. Wysterylizowanych) :twisted:

Re: Kastracja wolnozyjacego kocura

PostNapisane: Pon mar 05, 2012 12:34
przez lorraine
Rzeczywiscie wszystko juz wiem :)
Procz jednej rzeczy - czy jest szansa ze on sie jednak bedzie mniej tlukl po kastracji, albo chociaz mniej krwawo i takich strasznych ran nie odnosil.
Potrzebuje koronnego argumentu dla rodzicow ;)

On nie jest taki dziki-dziki, jak pisalam, dla ludzi on jest super miziak, nawet wchodzi do domu i sie wysypia na podgrzewanej podlodze, oraz probuje na mikrofali spac ;) No ale on nie jest dziki jak wszystko idzie po jego mysli, tzn jak chce to czasem sie go wpuszcza, jak chce to sie go wypuszcza no i procz zakraplania na kleszcze nie czyni sie gwaltow na kocie, wiec nie wiadomo jak zniesie jakies czynnosci ktorych on sobie nie zyczy ;)

Re: Kastracja wolnozyjacego kocura

PostNapisane: Pon mar 05, 2012 12:40
przez MariaD
U mnie na podwórku wśród wykastrowanych kocurów walki ustały. Siedzą, tłuste i zadowolone z życia i czekaja na michy. :)

Tłuką się tylko przychodne, jajczate kocury między sobą. Kastraty tylko obserwują walki z obojetną miną.

Re: Kastracja wolnozyjacego kocura

PostNapisane: Pon mar 05, 2012 12:41
przez Jana
Mniej się będzie tłukł i inne kocury mniej się będą z nim tłukły - bo dla tych pełnojajecznych już nie będzie konkurencją, więc się nie będą nim zajmować. I nie będzie się puszczał z kotkami, a przy takich sprawach też może jakiś syf załapać.

Re: Kastracja wolnozyjacego kocura

PostNapisane: Pon mar 05, 2012 12:47
przez redaf
Dam to poczytać Adolfowi, bo on jest jakiś wyraźnie niedokształcony na temat skutków kastracji. :twisted:

Re: Kastracja wolnozyjacego kocura

PostNapisane: Pon mar 05, 2012 13:03
przez felin
redaf pisze:Dam to poczytać Adolfowi, bo on jest jakiś wyraźnie niedokształcony na temat skutków kastracji. :twisted:

Nic dziwnego skoro ma takie imię :mrgreen:

Re: Kastracja wolnozyjacego kocura

PostNapisane: Pon mar 05, 2012 13:14
przez lorraine
No to przesadzone, pozbawimy kota jajek ;)

Mama ma troche opory ze "to przeciez czyjs kot", no ale jak on moze byc czyjs niekastrowany i z tymi ranami. Faktycznie ktos go pewnie dokarmia, nie tylko rodzice, bo nie zawsze przychodzi glodny, ale jak ten ktos sie tak nim zajmuje to nawet nie zauwazy czy ten kot ma jajka czy nie ma jajek.

Re: Kastracja wolnozyjacego kocura

PostNapisane: Pon mar 05, 2012 14:30
przez Maryla
Ofelia kiedys wykastrowala wszystkie koty z okolicy bo jej lały na taras :mrgreen:

Re: Kastracja wolnozyjacego kocura

PostNapisane: Pon mar 05, 2012 14:42
przez AniaU
lorraine - jeśli kot przebywa niedaleko Warszawy i nie ma problemu aby do Warszawy go ptrzetransportować do Koterii to chyba tam najlepiej byłoby go ciachnąć. Kocura przetrzymują 2 dni po operacji, dodatkowo odrobaczą i te 2 dni będzie w klatce na obserwacji. Tylko trzeba zadzwonić i podadzą termin (kilka dni się czeka)