Witam,
w temacie kotów jestem zasadniczo zupełnie "nowa". Wprawdzie 5 lat temu wprowadził się do nas koci arystokrata (kocur rosyjski niebieski), ale nasze wspólne mieszkanie na pewno nie powiększyło drastycznie mojego kociego doświadczenia. Mój kocurek jest generalnie ideałem, nie wymagającym ode mnie dotychczas rozwiązywania jakichkolwiek kocich problemów.
Tydzień temu moja suczka znalazła pod samochodem małe czarne kocie. Wet określił je na niecałe 6 tygodni. Jest przeraźliwie małą dziewczynką. W sumie to nawet kicia mogłaby u nas pozostać, ale tu właśnie pojawia się problem. Fidel traktuję ją z każdym dniem bardziej napastliwie. Początkowo nieco na nią prychał, ale teraz zaprasza ją do zabaw (chyba). Zaczepia ją, skacze, przewraca... po czym chwyta ją za gardełko i przydusza. Mała radzi sobie jak może, ale fizycznie nie jest w stanie sprostac wielkiemu kocurowi. Ona tak naprawdę ledwo jeszcze chodzi. Nie za bardzo wiem jak reagować. Póki co zwykłe "nie" wystarcza, żeby kocur ją puścił. Jak wychodzę z domu staram się je odizolować, choć ksiązę radzi sobie ze wszystkimi drzwiami. Na trzy próby zamknięcia ich osobno trzy razy po powrocie do domu okazywało się, że wszelkie bariery zostały przekroczone, a stado na szczęście całe i zdrowe.
Mam więc pytanie do Was, jako osób znacznie bardziej w temacie- czy to co on wyprawia grozi życiu maleństwa, czy to standardowe kocie zachowanie i tak już po prostu jest? Oba koty nie wydają się być zestresowane. Mała chodzi za kocurem i próbuje go gonić. Są momenty, że oba siedzą mi na kolanach koło siebie i nic się nie dzieje. Tylko czy te "zabawy" nie doprowadzą przypadkiem do tragedii?
Z góry dziękuję za wszelkie porady.