Strona 1 z 2

Potrzebne wsparcie przy dokoceniu...

PostNapisane: Pon sty 23, 2012 22:03
przez scatter_heart
Witam:)
Nie było mnie tu jakieś 4 lata, ale lepiej wrócić późno niż wcale.

Mam 6.5-letnią kotkę, przecudną zołzę, która wskoczy na kolana lub da się pogłaskać tylko jak ona na to ma ochotę; wybrzydza nad miską, gryzie jak nie chce być dotykana. Typ na który można patrzeć godzinami ale lepiej nie zaczepiać;) Ale jak już przyjdzie się miziać...cudo:) Od pewnego czasu zaczęła sobie na tle nerwowym (zdaniem weterynarzy - w sumie trzech tak orzekło) wygryzać futerko na biodrze. Do tego napady agresji, niestety względem domowników. Ma w domu naprawdę dobre warunki - spokojny dom, cichy, bez dzieci, bez psów, sama sobie rządziła i...zdaniem weterynarzy w tym właśnie tkwi problem. Że jej się nudzi samej całymi dniami siedzenie w domu i głaskanie/mizianie tylko wieczorem. Faktem jest, że od dłuższego czasu (2 lata?) jak tylko ktoś z nas wróci do domu, to pcha się na kolana i najchętniej nie pozwoliła by wstać do rana. Po długich dyskusjach, wetknięciu Feliway'a ponad rok temu do kontaktu (minimalna poprawa), weterynarz(e) postawili nas przed prostym wyborem: (1) rzucić pracę i siedzieć z kotem, (2) podawać leki uspokajające i (3) zaadoptować kota numer dwa, idealnie kocurka i młodego. Opcja 1 jest niedorzeczna, opcja 2 odpada bo nie chcę mieć wiecznie naćpanego i otępiałego kota, tak więc...opcja 3. I tak oto dziś w domu zjawił się Aston:) Cudny 7-miesięczny kocurek, mieszaniec dachowca z maine coon'em. Kochany, miziasty, lgnie do ludzi. Mieszkał przez 3 tygodnie u mojego faceta, jest do mnie bardzo dobrze przyzwyczajony, ale kiedyś ten wielki dzień musiał nadejść. I teraz, tutaj, zaczynają się schodki. Potrzebuję wsparcia, bo jestem strasznym mięczakiem jeśli chodzi o "opanowanie" lub "zdyscyplinowanie" kotów, a do tego każde fuknięcie, burknięcie i miauknięcie traktuję bardzo poważnie. Przeczytałam i "Zaklinacza kotów" i "Cat vs. Cat", więc niby teorię dokacania znam...ale teoria teorią, a praktyka...

Spodziewałam się po Graffi jednego wielkiego "prccchhh" i burczenia, zwieńczonego atakiem na Astona. Tymczasem burknięcie było (oj było), potem fuczenie, ale nie odważyła się podejść (miałam Astona na rękach). Młody mrauczy do niej szalenie przyjaźnie, mruczy jak wariat na jej widok (był wychowany z rodzeństwem i dwoma starszymi kotami) i najchętniej to pobiegłby do niej w podskokach. Nie bardzo chcę im na razie na to pozwolić; póki co wąchają się intensywnie przez drzwi, Aston do niej woła i miota się entuzjastycznie przed drzwiami, a Graffi...jeśli jest już po drugiej stronie drzwi, to siedzi i słucha, ewentualnie zaburczy...

I teraz do rzeczy: jej zachowanie bardziej mi przypomina strach niż agresję, ale boję się że spierze młodego jak ten się do niej zbliży. Co dalej? Czekać kilka dni aż będzie na niego spokojnie reagować i wtedy pozwolić im się zapoznać (pod moim okiem, ale bez trzymania któregokolwiek na rękach)?

Re: Potrzebne wsparcie przy dokoceniu...

PostNapisane: Wto sty 24, 2012 0:27
przez Vika ..
pozwól kotom się zapoznać postaw oba na podłodze i czekaj na reakcje , według mnie buczenie zawsze jest . i obserwuj je , dopiero jak koty wejdą w bójkę rozdziel je . Trzymam kciuki za złośnice i młodego :ok:

Re: Potrzebne wsparcie przy dokoceniu...

PostNapisane: Wto sty 24, 2012 9:14
przez FeminaLaboriosa
Ona się boi, ktoś nieznany nagle wtargnął na jej terytorium , prycha więc i warczy. U mnie dokocenie było długie i uciążliwe. Do mojej kotki rezydentki ( 2 lata ) płochliwej i bojaźliwej doadoptowałam kocura ( też dwa lata )- spontanicznego i szalonego. Były warki, prychy, łapoczyny , krew się lała. Był feliwey, krople Bacha i izolacja. Pomogło. Dziś koty się tolerują , żyją obok siebie bo nie mają wyjścia . Futro jeszcze czasem fruwa ale krew się nie leje i to jest sukces . Daj im czas, każde dokocenie jest inne . Będzie dobrze .

Re: Potrzebne wsparcie przy dokoceniu...

PostNapisane: Śro sty 25, 2012 13:53
przez scatter_heart
Dzień trzeci i ledwo wierzę w postępy :D

Wczoraj Graffi pozwalała do siebie podejść z Astonem na rękach na bliższą odległość i to bez śladu burknięcia. Siedziała później na bezpiecznej wysokości i obserwowała spokojnie jak Aston bawił się na podłodze. Dziś postanowiłam pozwolić im się spotkać na tym samym poziomie. Aston radośnie do niej kica pomraukując bardzo przyjaźnie i...sukces. Pozwoliła do siebie podejść na mniej więcej metr, potem fuknęła (ani jednego burknięcia nie było dziś!:D) i Aston bliżej nie podszedł. Spędzili razem około godziny oglądając się spokojnie. Aston tarzał się przed nią, zapraszał do podejścia, ale ona nieugięta. Grunt że spokojna:) I tak nic nie przebije tego jak Aston radośnie do niej podbiegł, a ona odebrała to jako próbę ataku (chyba), bo uciekała w podskokach cała napuszona:D

Jest dobrze. Jest o niebo lepiej niż myślałam:)

Będę relacjonować postępy:)

Re: Potrzebne wsparcie przy dokoceniu...

PostNapisane: Śro sty 25, 2012 15:51
przez alukah
Super, że u Was coraz lepiej. :D Jak zawsze najlepiej sprawdza się cierpliwość i spokój. Oby szło dalej w dobrym kierunku. :)

Re: Potrzebne wsparcie przy dokoceniu...

PostNapisane: Pt sty 27, 2012 15:19
przez scatter_heart
Postępów ciąg dalszy! Już się tolerujemy na odległość pół metra - podejście bliżej kończy się fuknięciem i burknięciem od Graffi. Aston nie zraża się tym i wczoraj odważył się powąchać ogon Graffi, oczywiście bez większego entuzjazmu z jej strony;) Dziś oczy przecieram ze zdumienia! Oba leżą na kanapie - jeden po prawej, druga po lewej. Patrzą na siebie, ale nie podchodzą bliżej (Graffi ma opory, Aston wie że nie będzie to mile widziane). W tej chwili Graffi tarza się na kanapie i pomraukuje przyjaźnie, a Aston około metra od niej śpi na krześle.

Szczytem wszystkiego było spotkanie w salonie rano: Graffi na półce, Aston na moich rękach. Podeszłam z młodym do niej i...dały sobie buzi. Szok. I tak już kilka razy dziś, ale zawsze kończy się to tak samo: Aston chce się poocierać albo bardziej zbliżyć niż tylko pyszczkami i Graffi na niego fuczy. Ale nie ucieka tylko czeka na dalszy ruch.

W życiu nie pomyślałabym że ta socjopatka (Graffi) będzie tak dobrze znosić nowego domownika. To co nas tak bardzo cieszy, poza tym że z Astonem dobrze się jej układa jest to, że w relacjach z nami bardzo, ale to bardzo złagodniała. Ani jednego ugryzienia, ani jednego drapnięcia odkąd Aston jest w domu, a dawniej to było na porządku dziennym! :D

Re: Potrzebne wsparcie przy dokoceniu...

PostNapisane: Pt sty 27, 2012 15:39
przez Angell14
Uważam że jak na 4 dni to niezłe postępy :ok:
Fajne jest obserwowanie jak koty robią postępy, jak pomału przestają na siebie syczeć, jak zaczynają leżeć razem.
Jesli po 4 dniach juz jest tak dobrze to moim zdaniem koty już niedługo będą zyć w przyjaźni.
U mnie to trwało 2-3 tygodnie, ale ja zawsze dokacałam się młodymi kotami 2-4 miesięcznymi.

Re: Potrzebne wsparcie przy dokoceniu...

PostNapisane: Pt sty 27, 2012 18:16
przez scatter_heart
Tadam, oto moje 8 łap:) Dymna z tyłu to Graffi, sierściurzynka z przodu to Aston :)
Żeby nie było, nie jest od niej większy - to tylko kwestia perspektywy:)

Obrazek

Re: Potrzebne wsparcie przy dokoceniu...

PostNapisane: Pt sty 27, 2012 18:22
przez ewar
Będzie dobrze, zobaczysz, a drugi kot to zawsze świetny pomysł.Koty ustalą sobie hierarchię i będzie spokój, a nawet przyjaźń.Bardzo dobrze robi głaskanie kotów na zmianę, przenikają wtedy zapachy, koty oswajają się z nimi.Najlepiej jest nie wtrącać się.Gdyby były jakieś próby ataku, wystarczy trzasnąć gazetą w stół i odwrócić ich uwagę.Działa, słowo.

Re: Potrzebne wsparcie przy dokoceniu...

PostNapisane: Pt sty 27, 2012 18:29
przez scatter_heart
W tej chwili jedyna poniekąd agresja jest i tak bardzo pasywna - burknięcie albo fuknięcie ze strony Graffi (starszej). Na burczenie pomaga zawsze pstryknięcie palcami. Myślę że gazeta w stół jak zaczną się prać jest dobrym rozwiązaniem:) Obym jak najrzadziej musiała to robić...

Re: Potrzebne wsparcie przy dokoceniu...

PostNapisane: Pon sty 30, 2012 0:55
przez scatter_heart
Kto by pomyślał że tak będzie u nas piątego dnia...

Obrazek

Serio, nie przypuszczałam nawet że po niecałym tygodniu (!!!) w ciągu całego dnia będą może trzy fuknięcia i jedno burknięcie. I wspólne gonitwy za kulką papieru. I spanie razem w łóżku (Aston po lewej, Graffi po prawej :D ). I wspólne jedzenie.

Żałuję jednego tylko...że wcześniej nie dałam się przekonać do kota numer dwa :1luvu:

Re: Potrzebne wsparcie przy dokoceniu...

PostNapisane: Pon lut 13, 2012 19:33
przez Vika ..
Coś długo wątek nie aktywny :?
Jak tam u kociaków :?: :wink: :1luvu: :kotek:

Re: Potrzebne wsparcie przy dokoceniu...

PostNapisane: Pon lut 13, 2012 20:07
przez LunaKlara
no wlasnie ! co slychac ??? Chcialam przeslac link do tego postu siostrze bo namawiam ja na kota nr 2 w domku :)

KOTY DWORCOWE (pomage w wypelnieniu PIT)
Obrazek

Re: Potrzebne wsparcie przy dokoceniu...

PostNapisane: Pon lut 13, 2012 20:29
przez scatter_heart
Już, już się poprawiam i podaję dalsze wieści:)

Z dnia na dzień jest między nimi lepiej - małymi kroczkami do przodu. Potrafią jeść przy sobie ale musi być zachowana "bezpieczna" odległość i do tego idealnie Aston lekko przytrzymany, bo Graffi ucieka jak tylko jej się pcha do miski, a cwaniak potrafi zjeść wszystko co Graffi ma na misce! Ale nie jest z tym źle; zero bójek w okolicy miski - suche leży, każde podchodzi jak ma ochotę. Tylko z mokrym są problemy, ale bez przesady, bo podstawą ich wyżywienia i tak jest suche. No, młody ma teraz "doping" w postaci dodatkowego mokrego, przez co Graffi się go też domaga.

Już mają jedną wspólną kuwetę i - całe szczęście - żadnych problemów. Może tylko tyle że Aston podgląda Graffi za każdym razem - na dźwięk szurania żwirkiem zrywa się i kica do niej. Perwers! ;)

Codziennie rano mamy dobre pół godziny gimnastyki. Wstają wcześnie, razem z moją mamą (6.00), miziają się obowiązkowo, jedzą śniadanie i...zaczynają się bawić. Biegają za sobą, tupią niemiłosiernie:D Jak jest mały zastój w gonieniu, jedno podchodzi do drugiego, robi pac pac i znów się ganiają. Ta sama rutyna jest wieczorem, koło 18-20. Nie ma przy tym burczenia, nie ma fuczenia, krew się nie leje, więc jest chyba ok, prawda? Teraz je wyhasałam z piłką i kulką papieru - zaczynają razem polować, biegają ze sobą za zabawką. Najśmieszniej jest jak na siebie wpadną;) Jeszcze tydzień temu każde zderzenie kończyło się fuczeniem albo miauczeniem ze strony Graffi, a teraz...cóż, teraz szybkie odskoczenie, spojrzenie i sruuu dalej za zabawką:D Sypiają w tym samym pokoju na ogół, ale nie razem. Chociaż mały przełom mamy w tym kierunku: Aston leżał na brzuchu/ramionach mojej mamy, Graffi wskoczyła na kanapę, oceniła że wolne są jeszcze kolana i się tam ułożyła:D Codziennie przynajmniej raz je przyłapuję na wąchaniu sobie pyszczków, ale to trwa kilka sekund i później zawsze jedno (częściej Graffi) się wycofuje. Ale coraz lepiej:)

Wykastrowaliśmy Astona w sobotę i szok. Graffi siedziała koło niego spokojna cały dzień, wąchała, szła za nim jak tylko wyszedł z pokoju. A weterynarz uprzedzała że może być groźnie, bo Graffi bardzo, ale to bardzo źle reaguje na weterynarza i zapach lecznicy. Tymczasem nie było nawet odrobiny gonienia czy zabawy. Jakby załapała że trzeba mu dać spokój 1-2 dni :D

Aston rośnie jak na drożdżach - w dwa tygodnie przybyło mu nieco ponad 300g, czyli w wieku 7 miesięcy waży równe 3kg. Graffi mając 6.5 lat waży 3.7kg 8O Ale dziś Pani Renata, od której wzięłam Astona, powiedziała że widziała z bliska jego ojca - lekką ręką licząc 7kg kota. Oj, będę miała duuużo kota do kochania! :D

Mniej więcej tyle u nas:) Nie wierzyłam że tak gładko pójdzie...

Re: Potrzebne wsparcie przy dokoceniu...

PostNapisane: Pon lut 13, 2012 20:40
przez LunaKlara
Piekna historia ! Dla kazdego kto ma jeszcze tylko jednego kota !

Ja mam dwie siostry wziete razem ze schroniska wiec nie bylo problemow z dokoceniem. Kiedys tam dawno temu mialam jedna kotke. I dzis wiem, ze dwa koty w domu to jest to (choc podobno 3 jeszcze lepiej hi hi).