Kastracje bezdomniaków - bez sensu, POMOCY!!!

Nie tak dawno skarżyłam się na forum, że w moim mieście Gmina olewa bezdomnaki, że na moje prośby o dofinansowanie sterylek (na które kwestowałam na forach i pozyskiwałam fundusze samodzielnie) odpowiadano mi, że Gmina ma przecież umowę ze schroniskiem i w ramach tej umowy w zeszłym roku odłowiła i odwiozła do schroniska 6 kotów, więc o co chodzi???
Następnie Gmina zwodziła nas przez okragły rok - podano do wiadomości, że Prazydent przeznaczył astronomiczną sumę na sterylizacje bezdomniaków, ale przez ROk (12 m-cy) gmina nie zdoałała wydać w tej sprawie stosownej uchwały.
Podejrzewam, że pieniądze zostały wydane na coś innego, na cokolwiek by ich nie zapisano, bo przecież jest rzeczą nieprawdopodobną, zeby przez rok nie można było wydac uchwały!
W tym czasie w ramach działań Stowarzyszenia NICZYJE odłowiłam i wysterlizowałam trochę kotów, wykonując za Gminę jej obowiązki. I platności
Za to teraz uchwałę wydano.
No i powinnam skakać ze szczęścia, że nareszcie.
Ale - w moim mieście tylko jedna lecznica spełnia wymagania kwalifikujące ją jako miejsce do zabiegów dla kotów bezdomnych - ma klatki i miejsce na przechowanie kotów po zabiegach.
Oczywiście z tą lecznicą UM nie podpisał umowy, nie-nie
Umowę podpisano z lecznicą która mieści się w lokalu o pow ok 30m2, na tej przestrzeni jest sklep zoologiczny, lecznica i stół zabiegowy za szafą.
Nie ma mowy o jakimkolwiek przetrzymywaniu zwierząt po zabiegach, bo nie ma to miejsca, ani warunków.
Panie wetki z tej lecznicy twierdzą, że lepiej jest wypuścić kota od razu, niż narażać go na mękę niewoli. Bardzo humanitarnie - tzn: mam zanieść kotkę na sterylkę (umawiając się TYDZIEŃ WCZEŚNIEJ - dobre, nie? Mam tydzień naprzód wiedzieć ile i czego złapię). I teraz tak - jak będzie fajnie to kotkę zrobią rano i o 19.00 kiedy lecznica kończy pracę kotkę trzeba odebrać i... wypuścić... Tak twierdzą Panie Wetki.
Panie Wetki mówią, ze taki system się dobrze sprawdza. No cóż.
Tyle z grubsza.
O Paniach Wetkach nie będę się wypowiadać, bo sam fakt, ze w ogóle na coś takiego się piszą mówi sam za siebie.
W sumie o UM też nie ma co mówić, bo tam nie ma z kim rozmawiać. Przyjmą nas, posłuchają (udając że rozumieją o co chodzi) a następnie - nic nie zrobią.
Pytanie brzmi: gdzie się udać i co zrobić, jak walczyć, aby przeszkodzić tych działaniach, które maja prowadzić chyba tylko i li do wyeksterminowania bezdomniaków, ponieważ wypuszczenie (a raczej wyrzucenie nieprzytomnej) kotki 3-4 godziny po zabiegu na śnieg, na mróz - daje niemal całkowitą pewnośc, ze ta kotka nie przeżyje.
Gdzie mam pisać, chodzić, dzwonić - i gdzie jest jakiś cień szansy, że komuś choć trochę na tych zwierzakach zależy...
Na zakończenie dodam, że lecznica mająca klatki i warunki do przetrzymywania zwierząt po zabiegach - jedyna taka w moim mieście - od początku nie była brana pod uwagę przez UM.
Jak nie wiadomo o co chodzi to... ale nie o to tu chodzi; jak walczyć z niekomptencją pracowników UM? Gdzie wyżej uderzyć?
Pomóżcie, proszę!

Następnie Gmina zwodziła nas przez okragły rok - podano do wiadomości, że Prazydent przeznaczył astronomiczną sumę na sterylizacje bezdomniaków, ale przez ROk (12 m-cy) gmina nie zdoałała wydać w tej sprawie stosownej uchwały.
Podejrzewam, że pieniądze zostały wydane na coś innego, na cokolwiek by ich nie zapisano, bo przecież jest rzeczą nieprawdopodobną, zeby przez rok nie można było wydac uchwały!
W tym czasie w ramach działań Stowarzyszenia NICZYJE odłowiłam i wysterlizowałam trochę kotów, wykonując za Gminę jej obowiązki. I platności

Za to teraz uchwałę wydano.
No i powinnam skakać ze szczęścia, że nareszcie.
Ale - w moim mieście tylko jedna lecznica spełnia wymagania kwalifikujące ją jako miejsce do zabiegów dla kotów bezdomnych - ma klatki i miejsce na przechowanie kotów po zabiegach.
Oczywiście z tą lecznicą UM nie podpisał umowy, nie-nie

Umowę podpisano z lecznicą która mieści się w lokalu o pow ok 30m2, na tej przestrzeni jest sklep zoologiczny, lecznica i stół zabiegowy za szafą.
Nie ma mowy o jakimkolwiek przetrzymywaniu zwierząt po zabiegach, bo nie ma to miejsca, ani warunków.
Panie wetki z tej lecznicy twierdzą, że lepiej jest wypuścić kota od razu, niż narażać go na mękę niewoli. Bardzo humanitarnie - tzn: mam zanieść kotkę na sterylkę (umawiając się TYDZIEŃ WCZEŚNIEJ - dobre, nie? Mam tydzień naprzód wiedzieć ile i czego złapię). I teraz tak - jak będzie fajnie to kotkę zrobią rano i o 19.00 kiedy lecznica kończy pracę kotkę trzeba odebrać i... wypuścić... Tak twierdzą Panie Wetki.
Panie Wetki mówią, ze taki system się dobrze sprawdza. No cóż.
Tyle z grubsza.
O Paniach Wetkach nie będę się wypowiadać, bo sam fakt, ze w ogóle na coś takiego się piszą mówi sam za siebie.
W sumie o UM też nie ma co mówić, bo tam nie ma z kim rozmawiać. Przyjmą nas, posłuchają (udając że rozumieją o co chodzi) a następnie - nic nie zrobią.
Pytanie brzmi: gdzie się udać i co zrobić, jak walczyć, aby przeszkodzić tych działaniach, które maja prowadzić chyba tylko i li do wyeksterminowania bezdomniaków, ponieważ wypuszczenie (a raczej wyrzucenie nieprzytomnej) kotki 3-4 godziny po zabiegu na śnieg, na mróz - daje niemal całkowitą pewnośc, ze ta kotka nie przeżyje.
Gdzie mam pisać, chodzić, dzwonić - i gdzie jest jakiś cień szansy, że komuś choć trochę na tych zwierzakach zależy...
Na zakończenie dodam, że lecznica mająca klatki i warunki do przetrzymywania zwierząt po zabiegach - jedyna taka w moim mieście - od początku nie była brana pod uwagę przez UM.
Jak nie wiadomo o co chodzi to... ale nie o to tu chodzi; jak walczyć z niekomptencją pracowników UM? Gdzie wyżej uderzyć?
Pomóżcie, proszę!