Drażliwa, półroczna kotka

Witajcie:)
Podczytuję Was od kilku lat, jednak niegdy nie rejestrowałam się na forum. Teraz musiałam, bo pojawił się u mnie pewien mały, ale kochany problem
Kotka została przeze mnie znaleziona jako ok. 5tygodniowe kociątko, obecnie ma pół roku i jest jeszcze przed kastracją. Podejrzewam, że wszystkie problemy jakie z nią mam, wywodzą się z faktu wczesnego rozstania z matką i rodzeństwem. Możliwe, że nie wykształciły się u niej pewne wzorce/normy zachowań.
A wiec do rzeczy: od pierwszych dni pobytu u mnie zaczęła mnie traktować jak dosłowną kocią mamę- spała w moich włosach, lizała i ugniatała każdą część odsłoniętego ciała, z nadzieją, że poleci mleko. Nie hamowałam tych jej instynktów, było mi jej żal. Do dzisiaj kotka nie zaśnie bez dokładnego wylizania i udeptania mojej ręki
Po jakimś czasie pojawiła się u niej pewna agresja, rzucanie się na kostki i ręce. Miałam już wcześniej kota,dlatego pomyślałam, że to z nudy, braku kociego rodzeństwa itd.
Ale teraz pojawia się to częściej, np podczas siedzenia mi na kolanach. Kotka siedzi, mruczy i za chwilę wbiją zęby w mój nadgarstek. Zrzucam ją wtedy z kolan, a ona często znów wraca i kładzie się jak gdyby nigdy nic. Kiedy coś jej nie pasuje (ktoś zabiera "zabawkę" czyli np. moją skarpetkę, naruszy przypadkowo jej przestrzeń kiedy chce być sama) potrafi się rzucić na rzekomego winowajcę z żebami, kopiąc tylnymi odnóżami. I nie pomaga tu systematyczne stosowanie przy każdym takim napadzie "kar". Próbowałam ze spryskiwaczem, krzykiem "NIE", klaskaniem w dłonie, olewaniem, zrzucaniem z kolan, nawet delikatnym złapaniem za kark, jak to robi kocica. Polecane "pstryczki w nos" też nie skutkują. Obecnie dmucham jej w nos, ale i to nie robi na niej specjalnego wrażenia, bo ucieka ale chwilę potem znów atakuje.
Kotka jest zdrowa, nie ma jakichs drażliwych miejsc na ciele w których nie lubi być dotykana. Po prostu kilka razy na dobę staje się agresywna, trochę jak rozpuszczone dziecko. Analizuję często, jaka może być tego przyczyna, szukam winy trochę w sobie, ale nie jestem w stanie już wymyśleć czegoś, co mogłoby poskutkować na te jej napady.
Wiem, że koty to niezależne istoty i to właśnie w nich kocham, i nie chcę robić z mojego kociaka pluszowego misia. Nie chciałabym jedynie, by te zachowania utrwaliły się w niej na tyle, żeby w przyszłości mogła kogoś zaatakować, np. moją bratanicę.
Czy ktoś miał podobne przeżycia z bardzo wcześnie porzuconym przez matkę kotkiem? Jeśli tak, to jak się sprawy potoczyły ? A może wiek zrobił swoje bądź sterylka?
Moja kotka będzie poddana zabiegowi za około miesiąc. Poza tym jest bardzo towarzyska, uwielbia "pomagać" przy pracach domowych, nie boi się obcych. Nie jest bita czy zastraszana. Bawię się z nią kiedy tylko mam czas ( może włąśnie za mało... ?), wypuszczam na 2 -3 h dziennie do ogrodu, by sie wyszalała.
Możliwe, że taka już jest i zmienić jej nie można, nie będzie to dla mnie tragedia czy rozczarowanie, że nie trafiła mi się wiecznie gotowa do mruczenia maszyna
Jednak, mimo wszystko, z chęcia wysłucham jesli ktoś ma podobne doświadczenia tudzież może udzielić mi jakiejś rady.
Pozdrawiam!
Podczytuję Was od kilku lat, jednak niegdy nie rejestrowałam się na forum. Teraz musiałam, bo pojawił się u mnie pewien mały, ale kochany problem


Kotka została przeze mnie znaleziona jako ok. 5tygodniowe kociątko, obecnie ma pół roku i jest jeszcze przed kastracją. Podejrzewam, że wszystkie problemy jakie z nią mam, wywodzą się z faktu wczesnego rozstania z matką i rodzeństwem. Możliwe, że nie wykształciły się u niej pewne wzorce/normy zachowań.
A wiec do rzeczy: od pierwszych dni pobytu u mnie zaczęła mnie traktować jak dosłowną kocią mamę- spała w moich włosach, lizała i ugniatała każdą część odsłoniętego ciała, z nadzieją, że poleci mleko. Nie hamowałam tych jej instynktów, było mi jej żal. Do dzisiaj kotka nie zaśnie bez dokładnego wylizania i udeptania mojej ręki

Po jakimś czasie pojawiła się u niej pewna agresja, rzucanie się na kostki i ręce. Miałam już wcześniej kota,dlatego pomyślałam, że to z nudy, braku kociego rodzeństwa itd.
Ale teraz pojawia się to częściej, np podczas siedzenia mi na kolanach. Kotka siedzi, mruczy i za chwilę wbiją zęby w mój nadgarstek. Zrzucam ją wtedy z kolan, a ona często znów wraca i kładzie się jak gdyby nigdy nic. Kiedy coś jej nie pasuje (ktoś zabiera "zabawkę" czyli np. moją skarpetkę, naruszy przypadkowo jej przestrzeń kiedy chce być sama) potrafi się rzucić na rzekomego winowajcę z żebami, kopiąc tylnymi odnóżami. I nie pomaga tu systematyczne stosowanie przy każdym takim napadzie "kar". Próbowałam ze spryskiwaczem, krzykiem "NIE", klaskaniem w dłonie, olewaniem, zrzucaniem z kolan, nawet delikatnym złapaniem za kark, jak to robi kocica. Polecane "pstryczki w nos" też nie skutkują. Obecnie dmucham jej w nos, ale i to nie robi na niej specjalnego wrażenia, bo ucieka ale chwilę potem znów atakuje.
Kotka jest zdrowa, nie ma jakichs drażliwych miejsc na ciele w których nie lubi być dotykana. Po prostu kilka razy na dobę staje się agresywna, trochę jak rozpuszczone dziecko. Analizuję często, jaka może być tego przyczyna, szukam winy trochę w sobie, ale nie jestem w stanie już wymyśleć czegoś, co mogłoby poskutkować na te jej napady.
Wiem, że koty to niezależne istoty i to właśnie w nich kocham, i nie chcę robić z mojego kociaka pluszowego misia. Nie chciałabym jedynie, by te zachowania utrwaliły się w niej na tyle, żeby w przyszłości mogła kogoś zaatakować, np. moją bratanicę.
Czy ktoś miał podobne przeżycia z bardzo wcześnie porzuconym przez matkę kotkiem? Jeśli tak, to jak się sprawy potoczyły ? A może wiek zrobił swoje bądź sterylka?
Moja kotka będzie poddana zabiegowi za około miesiąc. Poza tym jest bardzo towarzyska, uwielbia "pomagać" przy pracach domowych, nie boi się obcych. Nie jest bita czy zastraszana. Bawię się z nią kiedy tylko mam czas ( może włąśnie za mało... ?), wypuszczam na 2 -3 h dziennie do ogrodu, by sie wyszalała.
Możliwe, że taka już jest i zmienić jej nie można, nie będzie to dla mnie tragedia czy rozczarowanie, że nie trafiła mi się wiecznie gotowa do mruczenia maszyna

Pozdrawiam!