Strona 1 z 4

Łódź sterylki UMŁ - dośw. z lecznicami 2012 reaktywacja

PostNapisane: Czw lis 10, 2011 11:28
przez kalewala
Bardzo proszę o opinie dotyczące współpracy z lecznicami sterylizującymi koty na talony miejskie.
Miałam do czynienia z Amicusem, Maxwetem, Perełką, Tropem, w zeszlym roku z Futrzakiem - i nie mam uwag.
Natomiast Dog przy Łagiewnickiej... Zdecydowanie odradzam - wpisałam też do wątki wetów polecanych u niepolecanych.


Mieszkam blisko, znam okoliczne lecznice, mniej więcej znam opinię ludzi o nich.
Dawno, dawno temu miałam psa - bardzo łagodną foksterierkę. W tej lecznicy postawiono ją na stole i zamiast np. poprosić mnie o położenie jej na boku do badania - lekarz (?) energicznie podciął jej nóżki, tak, że upadła na tym stole na boczek. Więcej z lecznicy nie korzystałam.

Teraz znów zetknęłam się z tą lecznicą - wygrała przetarg miejski na sterylizacje kotów wolnożyjących na Bałutach, a my działamy na Bałutach…

I mam fatalne doświadczenia. Opiszę zaraz te związane z odbieraniem kotów przynoszonych przez karmicieli - odbieram i odwożę, bo chcę starszym Paniom choć trochę pomóc.
Zawsze koty leżą na zasikanych podkładach - nie lecznicowych, a tych, które włożyli do kontenera karmiciele. Odebrałam kotów może kilka - i albo z pawikiem w kontenerze - pani doktor poproszona o usuniacie tego z dziwnym wyrazem twarzy wręczyła mi kawalek papieru. Albo z kupą. Albo na podkładzie z zasikanych gazet, lecznicowych - jeden z lekarzy na mój zarzut o przechowywaniu kotów ze świeżymi ranami pooperacyjnymi w odchodach z oburzeniem wyjaśnił, że mają zmieniane gazety. Lekarze przy okazji przepakowywania kotów do kontenerów uszkodzili nam dwa - jeden pęknięty, ale nadaje się do użytku, w drugim połamano klipsy spinające dół z górą i tak mi oddano z dzikim kotem w środku bez ostrzeżenia, bez słowa przeprosin.

Lecznica generalnie nie nacina uszu, trzeba nacisnąć, by to zrobili. Dlaczego? A pewnie dlatego, że jeśli karmiciel przyniesie drugi raz tego samego kota, co się zdarza - lecznica spokojnie kasuje za premedytację i oględziny drugi talon miejski.

Lecznica nie ma zwyczaju informować, jakiej płci było przyniesione zwierzątko. Generalnie koty wydawane są bez słowa komentarza.

I pewnie poprzestałabym na piśmie o ww działaniach wysłanym do UMŁ, który za wspomniane usługi płaci, gdyby nie wczorajsze zdarzenie.


Kotka Honey - znaleziona przez Miodalik kilka dni temu trafiła do mnie. Przy wstępnej wizycie lekarskiej wygolono jej brzuszek, by sprawdzić, czy była sterylizowana. Nie była - więc szczepienie, sterylka za kilka dni.

Wczoraj - 09.11.2011 ok.godz.10tej p.Łucja zaniosła tę kotkę do lecznicy Dog. O godz.16tej kotka jeszcze nie była zoperowana. O godz.18tej oddano ją całkowicie wybudzoną, bez slowa komentarza.
Wieczorem zdziwiłam się i zaniepokoiłam jej stanem - jeszcze żaden kot tak szybko i sprawnie nie wybudził się z narkozy. Zaczęłam dokładnie oglądać - ucho nacięte, pewnie wskutek moich uwag sprzed kilku dni, zakrwawione, nie wytarte. Brzuszek wygolony, czyściutki, szwu brak. Znaczy co? Nacięli ucho i już? A sterylka? Czyżby poprzedni wet nie dojrzał blizny?
O 21.30 pojechałam do lecznicy całodobowej. Dwóch lekarzy ją oglądało. Starannie. Wniosek - brak śladów interwencji chirurgicznej, lekarze nie są w stanie stwierdzić, czy podano jej narkozę. . Czyli w Dogu zamiast kotkę wysterylizować, nacięto jej ucho? Bo brak śladów interwencji chirurgicznej rozumiem jak brak także starych śladów, czyli blizny po starej sterylce.

Czekałam z napisaniem tego postu, bo p.Łucja miała zadzwonić do lecznicy i sprawę wyjaśnić. Wyjaśniła - lekarze z Doga uznali, że skoro kotka ma wygolony brzuszek, to była wysterylizowana. I nacięli uszko. I oddali bez słowa informacji.


Może to i prawda.

Ale mnie majaczy też czarny scenariusz - w świetle np. „kasowania” talonu miejskiego za już ciachnięte koty.

Kotce chyba nie podano narkozy - czyli ciachnięto już spory kawałek uszka na żywo. Dog nie nacina uszu kotom wolnożyjącym, bo to niehumanitarne. Więc?

Kotka łagodna, mogłam obejrzeć jej brzuszek. Ale czy mogę podejrzewać, że np. karmicielom oddaje się w kontenerach dzikie kotki poddane „sterylizacji” o podobnym zakresie? Dzikim kotkom nikt brzuszków nie ogląda, po odebraniu z lecznicy po prostu się je wypuszcza.

I co dalej???
W czarnym scenariuszu widzę kocięta urodzone przez kotki „wysterylizowane” na koszt miasta….


Zdjęcia uszka i brzuszka będą.

I ciąg dalszy w postaci pisma do UMŁ.


A za chwilę historyja o uszkodzeniui przez kotka kontenerka - dluga będzie i ilustrowana.

Łódż sterylki na talony UMŁ - doświadczenia z lecznicami 201

PostNapisane: Czw lis 10, 2011 12:04
przez kalewala
W ostatnim okresie kilkakrotnie - na prośbę karmicielek kotów wolnożyjących, starszych Pań z mojego osiedla, odbierałam wysterylizowane koty z lecznicy Dog. I za każdym razem miałam spore zastrzeżenia - bo raz oddano mi kota z kupą - tak, kupą, w kontenerze, zaraz przy kratce zamykającej, przy następnym odbiorze w tym samym miejscu były zaschnięte wymiociny. Kolejna kotka leżała w kontenerze w kałuży moczu, bez żadnego podkładu. Następna na podkładzie chłonnym (włożonym do kontenerka przez karmicielkę), ale za to ułożonym stroną nienasiąkliwą w kierunku ciała kota, czyli i tak - na mokrym. Zwróciłam wówczas uwagę pracownikowi lecznicy wydającemu mi tę kotkę, i usłyszałam, że w czasie pobytu zwierzęcia w lecznicy wymieniano mu podściółkę, miało zmieniane …. gazety. Zwierzę ze świeżą raną pooperacyjną na gazetach??!! W lecznicy? W jakich normach higienicznych, sanitarnych są takie zalecenia? Ważne jest chyba, że ani razu nie odebrałam kota na podściółce pochodzącej od lecznicy - kawałku ligniny, podkładzie chłonnym, ręczniku papierowym.. O, przepraszam - raz na gazetach.

W piątek 2011.10.21 odbierałam kolejne koty.
Trzy były w jednym dużym kontenerze, stalowej klatce, należącym do karmicielki, i te znaleziono bez problemu.
Czwarty kot ….
Powiedziałam, że duży bury kocur - z zaplecza przyniesiono mi pojemnik z rudo-czarno-białą kotką - kocury nie bywają trzykolorowe, chyba lekarz weterynarii powinien o tym wiedzieć? Chyba do pojemnika z kotem lecznica powinna przyczepić jakąś kartkę np. z nazwiskiem osoby przynoszącej zwierzaka?
W końcu kota udało się zidentyfikować, na zaplecze zabrano transporterek, który dała mi karmicielka, i po bardzo długiem czasie jeden z lekarzy postawił go na stole. Z potężnym dzikim kocurem w środku. W momencie ustawiania odpadł jeden z klipsów spinających górę i dół pojemnika - był odłamany. Lekarz nerwowymi ruchami usiłował go „przyczepić”, zwróciłam uwagę, ze uszkodził mi kontener, coś burknął, chciałam kontenerek podnieść ze uchwyt - i wtedy odpadł drugi ułamany klips. Zareagowałam gwałtowniej, w rozpadającym się kontenerze nie miałam szans dotransportować kota na jego miejsce, pomijam fakt, ze zniszczono przedmiot posiadający jakąś wartość materialną - i tu dowiedziałam się, że nie lekarze zniszczyli kontener, tylko kot, i że się czepiam.
Nie usłyszałam słowa „przepraszam”, nie zaproponowano mi zwrotu kosztów za uszkodzony kontener (w sklepie internetowym 47zł + koszty wysyłki), nie zaproponowano mi nawet wypożyczenia z lecznicy innego pojemnika, w którym kot bezpieczne dojechałby na swoej miejsce - działki Radość w Łagiewnikach - w rejonie ul.lMarczyńskich i Tajnego Nauczania,
Po prostu - zabieram kota w rozwalonym przez lekarzy pojemniku, z którego kot wyskakuje mi zaraz po wyjściu z lecznicy, na ul.Łagiewnickiej, pod tramwaje i samochody.

Przedstawiam kilka zdjęć - aby zilustrować istotę problemu - wydanie kota w kontenerze uszkodzonym w ten sposób że całkowicie nie nadaje się do użytku:

tak wyglądał opisywany transporter, kiedy przyszłam z nim do lecznicy

Obrazek


w takim stanie oddano mi go z dzikim kotem w środku - widać odłamane fragmenty uchwytów

Obrazek


a to dziki kocur, którego w rozwalonym kontenerze należało dotransportować na działki w Łagiewnikach

Obrazek


I poglądowo - tak wyszedł sobie, bez niczyjej pomocy, mój domowy spokojny kot-staruszek z tego właśnie kontenera

Obrazek



We wtorek 2011.11.08 znów odbierałam dwa koty - oba na przesikanych na wylot podkładach włożonych przez p.Łucję, jeden leżący na pawiku w środku - zwróciłam lekarce uwagę, wzruszenie ramion, no cóż, zwymiotował, poprosiłam o usunięcie pawika, dostałam kawałek papieru do ręki…


Lecznice startujące w przetargu na sterylizacją kotow wolnożyjących, w większości dzikich, powinny być do prowadzenia tych zabiegów przygotowane - czyli spełniać następujące kryteria:
umieć obchodzić się z dzikimi kotami - to nie są domowe kanapowe mruczki, to dzikie sine zwierzęta wyposażone w zęby i pazury,
mieć zaplecze - nie pomieszczenie, a sprzęt, umożliwiający humanitarne przetrzymywanie zwierząt bo operacji - czyli klatki, w których zmieści się legowisko, kuweta i miski z wodą i jedzeniem,
mieć potencjał ludzki umożliwiający elastyczne wykonywanie zabiegów - nie można planować ścisłej ilości zabiegów dziennie, tyle sterylek, tyle kastracji


Od kilu lat pomagam karmicielom i kotom wolnożyjącym, łapiemy je na sterylki, leczenie, korzystam z różnych lecznic, mniej więcej mam orientację w ich możliwościach - i miałam podstawy przypuszczać, że Dog tych kryteriów nie spełnia - nie ma miejsc szpitalnych, nie ma doświadczenie w leczeniu dzikich kotów….


We wszystkich lecznicach wybranych przez UMŁ do sterylek na talony miejskie są wygodne klatki do pooperacyjnego przechowywania zwierząt, nie trzeba się na zabiegi umawiać z kilkudniowym wyprzedzeniem - zabiegu dedykowane są przez UMŁ kotom wolnożyjącym, dzikim, trudno z nimi umówić się, by stawiły się na zabieg na konkretny termin. Na prośbę karmicieli odbierałam koty z różnych lecznic - zawsze w czystym kontenerku, na czystym podkładzie, nawet jeśli kot nabrudził w chwili odbierania go z lecznicy - lekarz wymieniał podściółkę na czystą. Takie traktowanie zwierząt jest standardem - nieważne, czy dotyczy domowych pieszczoszków leczonych i operowanych za pieniądze właścicieli, czy dzikich wolnożyjących kotów, sterylizowanych na talony UMŁ czy sterylizowanych i leczonych na koszt organizacji prozwierzęcych. Żadna z lecznic nie ukrywa zaplecza, w których są klatki lub boksy szpitalne. Nie zdarzyła się też sytuacja tak, jak w piątek w Dogu - zniszczenie kontenera i wydanie dzikiego kota w kontenerku uniemożliwiającym bezpieczny transport.
Mam nieoparte wrażenie, że wyjątkiem od tej zasady jest - w stosunku do kotów wolnożyjących i zabiegów wykonywanych na koszt miasta - lecznica Dog. Przetrzymująca koty w ciasnych kontenerach, w odchodach prze dwie doby po operacji. Pewnie bez wody i jedzenia, bo w takim małym kontenerku nie da się ustawić misek..
Czy człowiek, a tym bardziej lekarz weterynarii, powinien pozwalać na to, by zwierzę po operacji przetrzymywać w takich warunkach przez 48godzin?
Dlaczego zwierzęta wydawane są w kontenerach z odchodami i wymiocinami?
Czy na takie warunki godzi się płacący za zabiegi UMŁ?
Czym zasłużyły zwierzęta na takie traktowanie?
Czy lecznica naprawdę ma prawo traktować je i ich opiekunów - karmicieli - jako pacjentów niższej kategorii? Dlatego, że nie płacą sami, tylko płaci za nich miasto? Wspomnę, że po stawkach zaproponowanych miastu przez lecznicę.

Re: Łódż sterylki na talony UMŁ - doświadczenia z lecznicami

PostNapisane: Czw lis 10, 2011 12:13
przez atla
annskr pisze:Bardzo proszę o opinie dotyczące współpracy z lecznicami sterylizującymi koty na talony miejskie.
Miałam do czynienia z Amicusem, Maxwetem, Perełką, Tropem, w zeszlym roku z Futrzakiem - i nie mam uwag.
Natomiast Dog przy Łagiewnickiej... Zdecydowanie odradzam - wpisałam też do wątki wetów polecanych u niepolecanych.


Mieszkam blisko, znam okoliczne lecznice, mniej więcej znam opinię ludzi o nich.
Dawno, dawno temu miałam psa - bardzo łagodną foksterierkę. W tej lecznicy postawiono ją na stole i zamiast np. poprosić mnie o położenie jej na boku do badania - lekarz (?) energicznie podciął jej nóżki, tak, że upadła na tym stole na boczek. Więcej z lecznicy nie korzystałam.

Teraz znów zetknęłam się z tą lecznicą - wygrała przetarg miejski na sterylizacje kotów wolnożyjących na Bałutach, a my działamy na Bałutach…

I mam fatalne doświadczenia. Opiszę zaraz te związane z odbieraniem kotów przynoszonych przez karmicieli - odbieram i odwożę, bo chcę starszym Paniom choć trochę pomóc.
Zawsze koty leżą na zasikanych podkładach - nie lecznicowych, a tych, które włożyli do kontenera karmiciele. Odebrałam kotów może kilka - i albo z pawikiem w kontenerze - pani doktor poproszona o usuniacie tego z dziwnym wyrazem twarzy wręczyła mi kawalek papieru. Albo z kupą. Albo na podkładzie z zasikanych gazet, lecznicowych - jeden z lekarzy na mój zarzut o przechowywaniu kotów ze świeżymi ranami pooperacyjnymi w odchodach z oburzeniem wyjaśnił, że mają zmieniane gazety. Lekarze przy okazji przepakowywania kotów do kontenerów uszkodzili nam dwa - jeden pęknięty, ale nadaje się do użytku, w drugim połamano klipsy spinające dół z górą i tak mi oddano z dzikim kotem w środku bez ostrzeżenia, bez słowa przeprosin.

Lecznica generalnie nie nacina uszu, trzeba nacisnąć, by to zrobili. Dlaczego? A pewnie dlatego, że jeśli karmiciel przyniesie drugi raz tego samego kota, co się zdarza - lecznica spokojnie kasuje za premedytację i oględziny drugi talon miejski.

Lecznica nie ma zwyczaju informować, jakiej płci było przyniesione zwierzątko. Generalnie koty wydawane są bez słowa komentarza.

I pewnie poprzestałabym na piśmie o ww działaniach wysłanym do UMŁ, który za wspomniane usługi płaci, gdyby nie wczorajsze zdarzenie.


Kotka Honey - znaleziona przez Miodalik kilka dni temu trafiła do mnie. Przy wstępnej wizycie lekarskiej wygolono jej brzuszek, by sprawdzić, czy była sterylizowana. Nie była - więc szczepienie, sterylka za kilka dni.

Wczoraj - 09.11.2011 ok.godz.10tej p.Łucja zaniosła tę kotkę do lecznicy Dog. O godz.16tej kotka jeszcze nie była zoperowana. O godz.18tej oddano ją całkowicie wybudzoną, bez slowa komentarza.
Wieczorem zdziwiłam się i zaniepokoiłam jej stanem - jeszcze żaden kot tak szybko i sprawnie nie wybudził się z narkozy. Zaczęłam dokładnie oglądać - ucho nacięte, pewnie wskutek moich uwag sprzed kilku dni, zakrwawione, nie wytarte. Brzuszek wygolony, czyściutki, szwu brak. Znaczy co? Nacięli ucho i już? A sterylka? Czyżby poprzedni wet nie dojrzał blizny?
O 21.30 pojechałam do lecznicy całodobowej. Dwóch lekarzy ją oglądało. Starannie. Wniosek - brak śladów interwencji chirurgicznej, lekarze nie są w stanie stwierdzić, czy podano jej narkozę. . Czyli w Dogu zamiast kotkę wysterylizować, nacięto jej ucho? Bo brak śladów interwencji chirurgicznej rozumiem jak brak także starych śladów, czyli blizny po starej sterylce.

Czekałam z napisaniem tego postu, bo p.Łucja miała zadzwonić do lecznicy i sprawę wyjaśnić. Wyjaśniła - lekarze z Doga uznali, że skoro kotka ma wygolony brzuszek, to była wysterylizowana. I nacięli uszko. I oddali bez słowa informacji.


Może to i prawda.

Ale mnie majaczy też czarny scenariusz - w świetle np. „kasowania” talonu miejskiego za już ciachnięte koty.

Kotce chyba nie podano narkozy - czyli ciachnięto już spory kawałek uszka na żywo. Dog nie nacina uszu kotom wolnożyjącym, bo to niehumanitarne. Więc?

Kotka łagodna, mogłam obejrzeć jej brzuszek. Ale czy mogę podejrzewać, że np. karmicielom oddaje się w kontenerach dzikie kotki poddane „sterylizacji” o podobnym zakresie? Dzikim kotkom nikt brzuszków nie ogląda, po odebraniu z lecznicy po prostu się je wypuszcza.

I co dalej???
W czarnym scenariuszu widzę kocięta urodzone przez kotki „wysterylizowane” na koszt miasta….


Zdjęcia uszka i brzuszka będą.

I ciąg dalszy w postaci pisma do UMŁ.


A za chwilę historyja o uszkodzeniui przez kotka kontenerka - dluga będzie i ilustrowana.

Aniu! :strach: skurczybyki no! "czarny scenariusz" wcale nie takie "science-fiction". samo się na myśl nasuwa...

Re: Łódż sterylki na talony UMŁ - doświadczenia z lecznicami

PostNapisane: Czw lis 10, 2011 12:18
przez ruru
na czarna listę
:(

Re: Łódż sterylki na talony UMŁ - doświadczenia z lecznicami

PostNapisane: Czw lis 10, 2011 12:22
przez kalewala
ruru pisze:na czarna listę
:(

Wpisałam na podforum "weci polecani"

Bardzo poproszę o opinie.
Jeśli nie macie wlasnych doświadczeń, to opinie karmicieli, osób korzystających z talonów miejskich.

Re: Łódż sterylki na talony UMŁ - doświadczenia z lecznicami

PostNapisane: Czw lis 10, 2011 13:05
przez andorka
Poprosiła mnie o pomoc w sterylkach dzikusów dziewczyna z Teofilowa. Pożyczyła łapkę, "odmeldowała", że ma talon do Doga, potrzebowała tylko pomocy w transporcie, bo bezsamochodowa. Umówiłysmy się wstępnie na środę 2 listopada. Niestety, okazało się, że najbliższy wolny termin to wtorek 8 listopada :? No cóż...
W ustalonym terminie kotka uprzejmie dała się złapać, zawiozłam do lecznicy w klatce - łapce. Dodatkowo zabrałam transporter (z podkładem), bo jednak wygodniej kota nosić w transporterze niż w łapce. Pan wet, który kota przyjmował wyraził zdziwienie, że kot ma być zapakowany do odbioru w transporter. No faktycznie bardzo dziwne :roll: :roll: :roll:
Pan wet długo szukał w kalendarzu wśród pięciu czy sześciu zapisanych na ten dzień nazwisk czy sterylka była faktycznie umówiona :roll: Znalazł, a właściwie ja znalazłam zaglądająć mu przez ramię. Kota przyjął.
Po 18,00 przyjechałam odebrać kota. Wydawała mi go pani wet. Kotka, jak sie okazało, spakowana w transporter, podkład zarzygany :evil:
Czy uszko jest nacięte - nie mam pojęcia, nie zwróciłam uwagi, bo dla mnie jest to absolutnie oczywiste w przypadku dzikusów. To akurat jest do sprawdzenia, bo kicia siedzi jeszcze w hoteliku, ale czy brzuszek faktycznie jest cięty nie bardzo mamy jak podejrzeć :(

A lecznica duża, elegancka. Rozbawił mnie monitoring poczekalni (w gabinecie na biurku stoi monitor i widać na nim co się dzieje w poczekalni - może im krzesła kradli, bo więcej tam nic nie ma)

Gdy Futrzak ciął na talony, to nigdy nie zdarzyło się gdy zamiast z jednym zapowiedzianym kotem przyjeżdżałam z 3 czy 4 koty nie zostały przyjętei nikt nie wymagał bym zapisywała się tydzień wcześniej.
Z usług Tropa też korzystałyśmy w tym roku i raz zdarzyło się byśmy musiały jeden dzień poczekać.

Re: Łódż sterylki na talony UMŁ - doświadczenia z lecznicami

PostNapisane: Czw lis 10, 2011 13:21
przez kalewala
andorka pisze:A lecznica duża, elegancka. Rozbawił mnie monitoring poczekalni (w gabinecie na biurku stoi monitor i widać na nim co się dzieje w poczekalni - może im krzesła kradli, bo więcej tam nic nie ma)
:D :D


andorka pisze:Gdy Futrzak ciął na talony, to nigdy nie zdarzyło się gdy zamiast z jednym zapowiedzianym kotem przyjeżdżałam z 3 czy 4 koty nie zostały przyjętei nikt nie wymagał bym zapisywała się tydzień wcześniej.
Z usług Tropa też korzystałyśmy w tym roku i raz zdarzyło się byśmy musiały jeden dzień poczekać.
W tym roku w jakąś sobotę, nieumówiona, zadzwonilam do Tropa - mam trzy dzikie koty w łapkach w samochodzie, muszę coś z nimi zrobić. Chwila wahania - prosze przywieź, ale wytniemy w poniedzialek dopiero. Żadnej sugestii, bym gdzieś te koty przechowała, czy np zapłacila lecznicy za dodatkowe przetrzymanie. Do Futrzaka w ub roku woziłam praktycznie dowolne ilości w dowolnych terminach - najwyżej lekaerz z westchnieniem mowił, ze zostanie dłużej i wytnie.

Po prostu - pełne zrozunienie sytuacji i współpraca.

Re: Łódż sterylki na talony UMŁ - doświadczenia z lecznicami

PostNapisane: Czw lis 10, 2011 13:23
przez kalewala
Pismo opisujące ww sytuacje wysłałam do UMŁ, czekam na odpowiedź. Pismo o „sterylizacji” Honey - w przygotowaniu.

Nie lubię awantur, pism do urzędów, rozdmuchiwania i nakręcania afer - może po prostu nie mam na to czasu, Ale tym razem nie mogę sprawy zostawić. Podobno o historii z rozwalonym kontenerem urzędnik z UMŁ rozmawiał z lekarzem, kontener rozwalił kot i już.
Naprawdę nie chodzi mi o kontener należący do karmicielki-rencistki, odkupiłam go, bo dla niej to spory wydatek. Chodzi mi o wydanie dzikiego kota w pojemniku absolutnie uniemożliwiającym bezpieczny transport zwierzęcia. Byłam samochodem, z koleżanką, (nota bene świadkiem zdarzenia), w drodze na działki z całej siły ściskała kontener z szamoczącym się wewnątrz kotem. Jak miałaby go dostarczyć tramwajem czy autobusem na działki wątła i schorowana rencistka?
To też rzuca światło na stosunek lekarzy z Doga do kotów wolnożyjących i ich opiekunów.

Poglądowe zdjęcia pooperacyjne - sterylizacja

szew po sterylizacji kotki - małe cięcie, standartowo wykonywane w większości lecznic - szew to ta kreseczka obok strzykawki, między cyframi 2 i 3. Zdjęcie wykonane zaraz po zabiegu, kotka jeszcze w narkozie

Obrazek


szew po sterylizacji kotki z cięcia bocznego, wykonywanego przez wiele lecznic w Łodzi. Zdjęcie wykonane dzień po zabiegu.

Obrazek


Brzuszek kotki sterylizowanej w Dogu - zdjęcie wykonane trzy dni po zabiegu.

Obrazek

Re: Łódż sterylki na talony UMŁ - doświadczenia z lecznicami

PostNapisane: Czw lis 10, 2011 13:30
przez iwcia
Ja również będę wysyłać skargę do UMŁ o nieznakowanie kotów po sterylizacji.
W lecznicach, które wygrały przetargi słyszałam, że nie wolno im znakować uszu, to jakaś paranoja, jak starsza kobiecina mająca w swoim stadzie np. 5 czarnych kotek ma wiedzieć, która się już złapała i została wysterylizowana a która jeszcze jest do złapania.

Ja korzystam głównie z Perełki z racji bliskości, ale też z powodu obsługi, jaka tam jest.
Dla tych lekarek najważniejsze są koty i nie ważne czy to domowe pupile czy dzikie kotki na sterylke. Nie ma problemów z umówieniem się na termin lub z ewentualnym przełożeniem na dzień, w którym kotka raczy się złapać. Kotki z lecznicy zabieram w czystym kontenerze na podkładzie moim, jeśli jest czysty lub lecznicowym gdy kotka zdążyła zabrudzić mój.
Do Doga dzwoniłam raz i po usłyszeniu, że mam czekać prawie miesiąc na termin [kotka, którą łapałam była ciężarna, o czym poinformowałam weta w nadziei, że skróci termin, o naiwności :roll: ] i złapać kotkę tego konkretnie dnia, dziką kotkę, odpuściłam sobie tą lecznice.

Re: Łódż sterylki na talony UMŁ - doświadczenia z lecznicami

PostNapisane: Czw lis 10, 2011 13:39
przez atla
ja mam z tą lecznicą nieprzyjemne doświadczenia, ale sprawa nie dotyczyła kotów wolnożyjących tylko mojego osobistego psa.

Re: Łódż sterylki na talony UMŁ - doświadczenia z lecznicami

PostNapisane: Czw lis 10, 2011 13:40
przez kalewala
Dzięki za odzew.

I bardzo Was proszę, opiszcie to w mailach do UMŁ - bo parę razy telefonicznie wskazywalam na te nieprawidlowości p.Granatowskiemu odpowiedzialnemu za sterylki miejskie, mówił, że rozmawial, ale skutków chyba nie ma...
Np telefonicznie zglaszana sprawa z kontenerem - nie doczekala się epilogu, dlatego poszły maile.

Re: Łódż sterylki na talony UMŁ - doświadczenia z lecznicami

PostNapisane: Czw lis 10, 2011 13:42
przez kalewala
iwcia pisze:Ja również będę wysyłać skargę do UMŁ o nieznakowanie kotów po sterylizacji.
W lecznicach, które wygrały przetargi słyszałam, że nie wolno im znakować uszu, to jakaś paranoja, jak starsza kobiecina mająca w swoim stadzie np. 5 czarnych kotek ma wiedzieć, która się już złapała i została wysterylizowana a która jeszcze jest do złapania.

Już wolno.
Po informacji, że Dog za sprawdzenie, czy kot ciachnięty, odlicza sobie talonik.
Bo w Dogu talonik pdpisuje się przynosząc kota, a nie odbierając go, jak w innych lecznicach.

Re: Łódż sterylki na talony UMŁ - doświadczenia z lecznicami

PostNapisane: Czw lis 10, 2011 16:21
przez ewa_mrau
ja na szczęście mijauł'am tylko raz kontakt z tą (podobno) lecznicą o nazwie Dog
wczoraj odbierałam od nich Matkę z Cmentarza
i mam nadzieję, że był to pierwszy i ostani raz!
na szczęście kotka pojechała od razu do ds
i mam nadzieję, że wszystko będzie dobrze...
ale jeśli ktoś mnie pyta o opinie na temat pracy tej (podobno) lecznicy, staram się odradzić wożenie tam jakiegokolwiek zwierzaka
no niestety
...na dobrą opinię trzeba sobie zapracować!
... mry!

ps. głosowanie na Miss'kę nadal trwa
Quinolka od anskr ma nr 31
szczegóły w banerku poniżej na pierwszej stronie
głosujemy, głosujemy!
Quinolka na Miss'kę!

Re: Łódż sterylki na talony UMŁ - doświadczenia z lecznicami

PostNapisane: Czw lis 10, 2011 19:53
przez Georg-inia
wypowiem się tylko, jeśli chodzi o zdjęcia pozabiegowe, bo z Dogiem nie miałam do czynienia od 1993 roku, kiedy jednemu z moich kotów nacinali tam i wyciskali ropień pod okiem bez znieczulenia miejscowego, bez zabezpieczenia drzwi wejściowych, i w ogóle - tak jak go przyniosłam :twisted:

Szew skórny jest lekko "niedopracowany" w górnej części, dlatego tak wygląda, ale nie zagraża życiu czy zdrowiu zwierzęcia - przynajmniej tak to wygląda na tym zdjęciu. Poza tym pamiętajcie, że zawsze może wdać się jakieś nadkażenie! Być może tutaj coś się przydarzyło dodatkowego, dlatego ranka jest zaczerwieniona. Powtarzam, że to opinia na podstawie niezbyt wyraźnego zdjęcia!

Natomiast co do samej wielkości cięcia, to wierzcie mi, że widziałam zabiegi sterylizacji, które bardziej przypominały wizytę w rzeźni, niż to, do czego przyzwyczajono nas w niektórych lecznicach wet :( Po prostu - im większa "dziura" - tym lepiej widać i wygodniej dla lekarza.

Całkowite wybudzenie zwierzęcia krótko po "zabiegu" też jest całkiem możliwe - są do tego odpowiednie leki. Tyle, że wątpię, aby je podawano dziczkom "z talonów", bo pomijając dalsze skutki zdrowotne - są dosyć drogie :(


Umawianie się na zabiegi w przypadku wolno żyjących od lat mnie doprowadza do histerycznego śmiechu :evil:

Re: Łódż sterylki na talony UMŁ - doświadczenia z lecznicami

PostNapisane: Czw lis 10, 2011 23:11
przez magyrato
Dokladnie, wielkosc rany po zabiegu zalezy po czesci od techniki lekarza, wielkosci reki ;) (nie kazdy lapie macice haczykiem ), umiejscowienia narzadow (to bardziej u suk, czasem trzeba sie dosc konkretnie zaglebic), stanu macicy i jajnikow. Kiedys w ogole sterylki od brzucha byly dosc masakryczne, tak na 8-10 szwow nawet, teraz standartowo jest 2-3. Tego bym sie najmniej czepiala, za to sciemy z ogolonym brzuchem tak.