Moderatorzy: Estraven, Moderatorzy
annskr pisze:Bardzo proszę o opinie dotyczące współpracy z lecznicami sterylizującymi koty na talony miejskie.
Miałam do czynienia z Amicusem, Maxwetem, Perełką, Tropem, w zeszlym roku z Futrzakiem - i nie mam uwag.
Natomiast Dog przy Łagiewnickiej... Zdecydowanie odradzam - wpisałam też do wątki wetów polecanych u niepolecanych.
Mieszkam blisko, znam okoliczne lecznice, mniej więcej znam opinię ludzi o nich.
Dawno, dawno temu miałam psa - bardzo łagodną foksterierkę. W tej lecznicy postawiono ją na stole i zamiast np. poprosić mnie o położenie jej na boku do badania - lekarz (?) energicznie podciął jej nóżki, tak, że upadła na tym stole na boczek. Więcej z lecznicy nie korzystałam.
Teraz znów zetknęłam się z tą lecznicą - wygrała przetarg miejski na sterylizacje kotów wolnożyjących na Bałutach, a my działamy na Bałutach…
I mam fatalne doświadczenia. Opiszę zaraz te związane z odbieraniem kotów przynoszonych przez karmicieli - odbieram i odwożę, bo chcę starszym Paniom choć trochę pomóc.
Zawsze koty leżą na zasikanych podkładach - nie lecznicowych, a tych, które włożyli do kontenera karmiciele. Odebrałam kotów może kilka - i albo z pawikiem w kontenerze - pani doktor poproszona o usuniacie tego z dziwnym wyrazem twarzy wręczyła mi kawalek papieru. Albo z kupą. Albo na podkładzie z zasikanych gazet, lecznicowych - jeden z lekarzy na mój zarzut o przechowywaniu kotów ze świeżymi ranami pooperacyjnymi w odchodach z oburzeniem wyjaśnił, że mają zmieniane gazety. Lekarze przy okazji przepakowywania kotów do kontenerów uszkodzili nam dwa - jeden pęknięty, ale nadaje się do użytku, w drugim połamano klipsy spinające dół z górą i tak mi oddano z dzikim kotem w środku bez ostrzeżenia, bez słowa przeprosin.
Lecznica generalnie nie nacina uszu, trzeba nacisnąć, by to zrobili. Dlaczego? A pewnie dlatego, że jeśli karmiciel przyniesie drugi raz tego samego kota, co się zdarza - lecznica spokojnie kasuje za premedytację i oględziny drugi talon miejski.
Lecznica nie ma zwyczaju informować, jakiej płci było przyniesione zwierzątko. Generalnie koty wydawane są bez słowa komentarza.
I pewnie poprzestałabym na piśmie o ww działaniach wysłanym do UMŁ, który za wspomniane usługi płaci, gdyby nie wczorajsze zdarzenie.
Kotka Honey - znaleziona przez Miodalik kilka dni temu trafiła do mnie. Przy wstępnej wizycie lekarskiej wygolono jej brzuszek, by sprawdzić, czy była sterylizowana. Nie była - więc szczepienie, sterylka za kilka dni.
Wczoraj - 09.11.2011 ok.godz.10tej p.Łucja zaniosła tę kotkę do lecznicy Dog. O godz.16tej kotka jeszcze nie była zoperowana. O godz.18tej oddano ją całkowicie wybudzoną, bez slowa komentarza.
Wieczorem zdziwiłam się i zaniepokoiłam jej stanem - jeszcze żaden kot tak szybko i sprawnie nie wybudził się z narkozy. Zaczęłam dokładnie oglądać - ucho nacięte, pewnie wskutek moich uwag sprzed kilku dni, zakrwawione, nie wytarte. Brzuszek wygolony, czyściutki, szwu brak. Znaczy co? Nacięli ucho i już? A sterylka? Czyżby poprzedni wet nie dojrzał blizny?
O 21.30 pojechałam do lecznicy całodobowej. Dwóch lekarzy ją oglądało. Starannie. Wniosek - brak śladów interwencji chirurgicznej, lekarze nie są w stanie stwierdzić, czy podano jej narkozę. . Czyli w Dogu zamiast kotkę wysterylizować, nacięto jej ucho? Bo brak śladów interwencji chirurgicznej rozumiem jak brak także starych śladów, czyli blizny po starej sterylce.
Czekałam z napisaniem tego postu, bo p.Łucja miała zadzwonić do lecznicy i sprawę wyjaśnić. Wyjaśniła - lekarze z Doga uznali, że skoro kotka ma wygolony brzuszek, to była wysterylizowana. I nacięli uszko. I oddali bez słowa informacji.
Może to i prawda.
Ale mnie majaczy też czarny scenariusz - w świetle np. „kasowania” talonu miejskiego za już ciachnięte koty.
Kotce chyba nie podano narkozy - czyli ciachnięto już spory kawałek uszka na żywo. Dog nie nacina uszu kotom wolnożyjącym, bo to niehumanitarne. Więc?
Kotka łagodna, mogłam obejrzeć jej brzuszek. Ale czy mogę podejrzewać, że np. karmicielom oddaje się w kontenerach dzikie kotki poddane „sterylizacji” o podobnym zakresie? Dzikim kotkom nikt brzuszków nie ogląda, po odebraniu z lecznicy po prostu się je wypuszcza.
I co dalej???
W czarnym scenariuszu widzę kocięta urodzone przez kotki „wysterylizowane” na koszt miasta….
Zdjęcia uszka i brzuszka będą.
I ciąg dalszy w postaci pisma do UMŁ.
A za chwilę historyja o uszkodzeniui przez kotka kontenerka - dluga będzie i ilustrowana.
ruru pisze:na czarna listę
andorka pisze:A lecznica duża, elegancka. Rozbawił mnie monitoring poczekalni (w gabinecie na biurku stoi monitor i widać na nim co się dzieje w poczekalni - może im krzesła kradli, bo więcej tam nic nie ma)
W tym roku w jakąś sobotę, nieumówiona, zadzwonilam do Tropa - mam trzy dzikie koty w łapkach w samochodzie, muszę coś z nimi zrobić. Chwila wahania - prosze przywieź, ale wytniemy w poniedzialek dopiero. Żadnej sugestii, bym gdzieś te koty przechowała, czy np zapłacila lecznicy za dodatkowe przetrzymanie. Do Futrzaka w ub roku woziłam praktycznie dowolne ilości w dowolnych terminach - najwyżej lekaerz z westchnieniem mowił, ze zostanie dłużej i wytnie.andorka pisze:Gdy Futrzak ciął na talony, to nigdy nie zdarzyło się gdy zamiast z jednym zapowiedzianym kotem przyjeżdżałam z 3 czy 4 koty nie zostały przyjętei nikt nie wymagał bym zapisywała się tydzień wcześniej.
Z usług Tropa też korzystałyśmy w tym roku i raz zdarzyło się byśmy musiały jeden dzień poczekać.
iwcia pisze:Ja również będę wysyłać skargę do UMŁ o nieznakowanie kotów po sterylizacji.
W lecznicach, które wygrały przetargi słyszałam, że nie wolno im znakować uszu, to jakaś paranoja, jak starsza kobiecina mająca w swoim stadzie np. 5 czarnych kotek ma wiedzieć, która się już złapała i została wysterylizowana a która jeszcze jest do złapania.
Użytkownicy przeglądający ten dział: dorcia44, puszatek i 134 gości