Pod koniec grudnia pojawiały się w necie ogłoszenia o 2letniej, zabiedzonej kotce mieszkającej na jednym z warszawskich podwórek (piwniczne koty nie akceptowały jej i nie wpuszczały na swoje terytorium). Kotka lgnęła do ludzi i bardzo szukała kogoś kto by ją przygarnął.
Dowiedzieliśmy się o niej na początku lutego - nie było co się zastanawiać, wzieliśmy kotkę do siebie. Szybko okazało się że nie będzie łatwo - kotka była strasznie zarobaczona, dużo starsza niż się spodziewaliśmy (weterynarz ocenił że ma więcej niż pięć lat


Jedynym sposobem na odizolowanie jej od naszego kota-rezydenta okazało się znalezienie dla niej hotelu-kliniki.
Padło na Lublin, przede wszystkim ze względu na ceny i nasze częste wypady do tego miasta. Na pewno pobyt w klinice był dla niej równie wielkim stresem co ciągłe walki z piwnicznymi kotami.
Wcale jednak po niej tego nie widać - rozstawia koty po kątach, do nas lgnie i ciągle się łasi... chyba pora, żeby wreszcie stała się prawdziwym szczęśliwym kotem.
