Ewik pisze:Mnie zawsze zastanawia co siedzi w głowach ludzi którzy jakiś czas zwierzaka mają, dbają o niego jako tako, karmią i na swój sposób pewnie żywią do niego jakieś uczucia i nagle bach, jakaś klepka, zapadnia lub trybik się uruchamia i wyłazi takie ło...to mnie bardziej przeraża niż zdeklarowana antypatia w stosunku do zwierząt

Znajomi mojej Mamy przygarnęli malutkie kocię. Prześliczne stworzonko w typie syjama. Kot był niesamowitym miziakiem i domowym pieszczoszkiem. Wyjaśniłam im, że musi być regularnie szczepiony i odrobaczany, a karmę trzeba kupować w sklepie zoologicznym, a nie w markecie. Przez trzy lata spał w jednym łóżku z właścicielami, chodził po meblach i był obiektem nieustającego zachwytu. Pewnego dnia, zaraz po moim przyjeździe, Mama zadzwoniła do znajomej, że już jestem. Powiedziała, że znajomi mają problem z kotem i chcą ze mną o tym porozmawiać. Nie ma sprawy, zawsze chętnie pomagam. Okazało się, że... kot nasikał gościowi do buta. Od razu zapytałam, czy wykastrowali kota (już dawno im mówiłam, że trzeba to zrobić). Okazało się, że nie. Wytłumaczyłam, że kot zaznaczył obiekt pachnący mu inaczej niż wszystko w domu, i że koniecznie trzeba go wykastrować. Po 2 - 3 miesiącach hormony się wyciszą i będzie spokój. Po tygodniu znowu pojechaliśmy do Mamy. Zainteresowałam się kotem. Jak mi opowiedziała znajoma Mamy, wet stwierdził, że już za późno na kastrację. Z kolei znajomi nie chcieli mieć w domu kota, który sika gościom do butów. Zdecydowali więc, że trzeba uśpić zwierzaka. Jak postanowili, tak zrobili.
Kot nasikał komuś do buta i został ukarany śmiercią za to "przestępstwo". Myślałam, że mnie szlag trafi!!! Od razu powiedziałam, co o tym myślę. Znajomi Mamy oczywiście obrazili się, z czego byłam nawet zadowolona. Do dziś nie mogę zrozumieć, jak można było tak postąpić.