Podrzucony/a do kociej budki, czyli co u Felutki/Filutki

Dowiedziałam się o nim, nie napiszę od kogo, ale można się domyślić 
Karmicielka zadzwoniła do tej tajemniczej osoby z informacją, że od trzech dni w budce w okolicach Zieleniaka "mieszka" podrzucony maluch. Informacja kończyła się znanym refrenem: ona go wziąć nie może.
Podjechałam wczoraj obejrzeć malucha. Z niebieskiego polaru wystawał tylko łepek. Bardzo mikry łepek. Spodziewałam się małego kotka. Ale nie tak małego. Obok stała pełna miska, chyba z kitekatem.
No i taki owinięty w niebieski polar pojechał w kartonie do domu.
Mieszka u mojego syna w pokoju.
Ma dwupokojowe lokum z rozłożonego kontenerka.
W prezencie przywiózł nam trochę pchełek.
Zupełnie nie wiedział, co czego służy kuwetka, początkowo usiłował zjadać żwirek.
Ale jak wrzuciłam mu do środka zasiusianą bryłkę z kuwety moich kotów i podrapałam palcem obok, też zaczął przekopywać.
Przed zrobieniem kupki miauczał, chyba go bolało. Trochę mnie to martwi, bo na wilgotnym waciku, którym mu wytarłam pupę po wszystkim, był różowy ślad.
Kupki już były dwie, obie do kuwetki (jestem z niego dumna), troszkę luźnawe.
Oczka ma czyste, temperatura w normie, w uszkach może mieć początek świerzbu.
Jest domowym kotkiem, lubi być głaskany, wystawia brzuszek do pieszczot, delikatnie łapie za palec ząbkami. Wieczorem nie chciał usnąć, chyba bał się utraty kontroli w nowej sytuacji. Ale kudłaty misiek załatwił sprawę. Wtulił się w niego, główkę schował pod nogę maskotki i w poczuciu bezpieczeństwa zasnął.
Dziś rano ładnie zjadł, już nie tak łapczywie jak wczoraj. Pogłaskany po raz pierwszy się rozmruczał
Po południu zrobię mu kilka fotek, bo jest przecudowny

Karmicielka zadzwoniła do tej tajemniczej osoby z informacją, że od trzech dni w budce w okolicach Zieleniaka "mieszka" podrzucony maluch. Informacja kończyła się znanym refrenem: ona go wziąć nie może.
Podjechałam wczoraj obejrzeć malucha. Z niebieskiego polaru wystawał tylko łepek. Bardzo mikry łepek. Spodziewałam się małego kotka. Ale nie tak małego. Obok stała pełna miska, chyba z kitekatem.
No i taki owinięty w niebieski polar pojechał w kartonie do domu.
Mieszka u mojego syna w pokoju.
Ma dwupokojowe lokum z rozłożonego kontenerka.
W prezencie przywiózł nam trochę pchełek.
Zupełnie nie wiedział, co czego służy kuwetka, początkowo usiłował zjadać żwirek.
Ale jak wrzuciłam mu do środka zasiusianą bryłkę z kuwety moich kotów i podrapałam palcem obok, też zaczął przekopywać.
Przed zrobieniem kupki miauczał, chyba go bolało. Trochę mnie to martwi, bo na wilgotnym waciku, którym mu wytarłam pupę po wszystkim, był różowy ślad.
Kupki już były dwie, obie do kuwetki (jestem z niego dumna), troszkę luźnawe.
Oczka ma czyste, temperatura w normie, w uszkach może mieć początek świerzbu.
Jest domowym kotkiem, lubi być głaskany, wystawia brzuszek do pieszczot, delikatnie łapie za palec ząbkami. Wieczorem nie chciał usnąć, chyba bał się utraty kontroli w nowej sytuacji. Ale kudłaty misiek załatwił sprawę. Wtulił się w niego, główkę schował pod nogę maskotki i w poczuciu bezpieczeństwa zasnął.
Dziś rano ładnie zjadł, już nie tak łapczywie jak wczoraj. Pogłaskany po raz pierwszy się rozmruczał
Po południu zrobię mu kilka fotek, bo jest przecudowny
