Chciałam tu poruszyć temat związany z tym jak sobie dajecie radę z adopcjami ale nie tylko z tymi, które się udały bo od nich serce rośnie ale też z tymi które nie dają nam spokoju. I z doborem osób, które wybieramy na dom dla naszych kotów , których z różnych powodów nie możemy zatrzymać.
Mam nadzieję że przeczytają to osoby, które kiedyś zostały odrzucone jako potencjalni opiekunowie kotów i często mają żal z tego powodu. Najczęściej do fundacji Canis i jej wolontariuszy.
A ja uważam że oddając kota mam prawo wybrać mu dom w moim mniemaniu najlepszy i jesli jest 15 telefonów na ogłoszenie o kota, to 5 przeważnie to "psychole" a z pozostałych 10 wybieram 1. Czy te 9 pozostałych powinno się czuć "odrzucone" i twierdzić , że nie chciałam oddać kota do dobrego domu?
BTW: jeśli mnie odrzucą jako kandydata do pracy, to nie czuję się gorzej, stwierdzam , że szukali kogoś o innych cechach.
Ta wybrana osoba to nie ktoś najbogatszy/najładniejszy/ w odpowiednim wieku/ mieszkający na parterze itd posiadający same zalety tylko dobrany do danego kota jak najlepiej, bo to kotu wybieramy dom. I tak na przykład miałyśmy do oddania dwie wyrzucone młode koteczki: czarno-białego diabła wcielonego i czarną spokojną. Diabełek trafił do domku w Zielonce , w którym mieszka wielopokoleniowa rodzina i ona im dostarcza ciągłej rozrywki ku uciesze wszystkich a czarnulka do samotnej pani doktor w naszym bloku. A gdybyśmy zrobiły na odwrót? Pani doktor by się załamała i ją oddała a rodzina nie miała by atrakcji dzięki którym kochają tę kotkę bardzo wszyscy. Dobór był trafiony. Ale może po drodze był ktoś komu odmówiłyśmy oddania kota, właśnie dlatego że ten wybór uznałyśmy za najlepszy. Czas pokazał, że miałyśmy rację.
Nie oddajemy kota bez "wywiadu środowiskowego", z reguły ludzie szybko się zdradzają a potem się dziwią że nie chcemy dać kota do domku, pytają - dlaczego? (nie widzą problemu). Wtedy gdy mówimy że nie po to leczymy kota kilka miesięcy, ratujemy mu życie aby cos mu sie stało w krótkim czasie - odpowiadają : rzeczywiście, u nas w ciągu paru lat już sie z pięć kotów zmarnowało (psy, samochody..).
Do większości z oddanych kotów pojechałyśmy zobaczyć jak sie mają - gdy przestają do nas przychodzić śpimy spokojnie - mają dobrze. Jedna z wyrzuconych kotek - Biała upodobała sobie mnie. Przesiadywała mi na kolanach, przytulała się , ewidentnie domowa. Po sterylizacji , w trakcie której okazało się że była kopnięta przez kogoś , wychodziłyśmy z nią na spacer. Zobaczyła nas znajoma z innego bloku i zakochała się w Białej. Wzięła ją , często z nią wychodzi na smyczy. Ja jak zobaczę Białą to do niej biegnę, chcę ją brać na ręce , przytulać a ona ucieka i syczy. Niwdzięcznica, ale wiem jaki ma dobry dom.
Na pewno wiele osób z Was wie jaka to trudna decyzja , ale nieunikniona - oddać kota z którym już się zżyło, którego się ratowało. A czasami jeśli coś jest nie tak - trzeba zażądać zwrotu. I tak kiedyś wrócił do nas Gacek (jest u pococito) ale o tym już pisałam że ma tak silną osobowość że zdominował pana domu.
A jakie są Wasze doświadczenia?