
Nie ma co ukrywać-póki nie będzie miała stałej pracy (jest nadzieja jesienią) jest jej bardzo ciężko-to jest codzienna walka o przetrwanie.
Tak smutno, że nie może zapewnić swoim podopiecznym choćby minimum opieki weterynaryjnej.
W zasadzie wszystkie koty są w jakimś stopniu chore, niedomagają, słabe.
O szczepieniach czy tego typu "ekstrawagancjach" nie ma co myśleć.
Ale jest pilna potrzeba odrobaczenia całego stadka (ok 40) i Marta marzy o próbie leczenia 4 najbardziej chorych kotów. Podejrzewam, że byłaby to nadzieja na życie dla nich. Wiem, że Marta musiała w ciągu ostatnich lat pożegnać niektóre ze swoich kotów tylko dlatego, że nie miała nawet na bilet autobusowy, żeby pojechać do weta i błagać o leczenie na kredyt.
Ludzie na wsi nie leczą kotów. Brat mojego męża opowiadał, że sąsiad Marty rozpowiadał po wsi "anegdotę" że Marta przyszła do nich błagać o pieniądze na autobus bo kotka jej umiera. Wyobrażam sobie jak ona się w takich chwilach musi czuć.
Teraz Marta znalazła w Lublinie jakiegoś dobrego i życzliwego weta, który "po kosztach" z płaceniem na raty podejmie się podreperowania zdrowia jej kotów.
Ja już z duszą na ramieniu zwracam się o pomoc na Forum- bo przecież wiem jakie wielkie w kazdym zakątku Polski są potrzeby a Marta parę razy dostała już pomoc. Mnie się trochę wyczerpują pomysły na pomoc.
Może zorganizować jakąś forumową aukcję na ten cel?
Miałam nadzieję, że uda się uruchomić jakieś "oficjalne" konto na pomoc weterynaryjną, ale nic z tego nie wyszło... Więc gdyby ktoś mógł i zechciał wesprzeć ten cel-można pieniądze wysłać bezpośrednio do Marty przekazem (podam adres) lub na to konto na które zbierało się na węgiel- czyli moje.
Ja dopiero najwczesniej pod koniec marca mogę tam pojechać, zrobić kocinom zdjęcia, żeby spróbować kogoś zainteresować adopcją na odległość.