Mały Jacuś z placu Kuronia NOWE FOTKI str.3


Wczoraj pożegnałam maleńkiego krówka Akselka od zbieraczki

W związku z tym idąc rano do pracy usłyszałam z żywopłotu przeraźliwy koci płacz. Maluch może trzymiesięczny w biało czarne łatki miotał się w zaroślach o metr od ruchliwej ul. Słowackiego. Próbowałyśmy z "kociolubną" sąsiadką go złapać, ale czmychnął... wprost pod koła samochodów

Slalomem między samochodami podążyłam w kierunku prawdopodobnej ucieczki. W żywopłocie po drugiej stronie - ani śladu kota. Po dłuższym poszukiwaniu namierzyłam na Pl. Kuronia głośno miauczącą skodę.

Sytuacja patowa - kot pod maską, właściciel nieznany. Odejść i poszukać strach, bo zwieje i zniknie. Wezwałam posiłki w osobie niezastąpionej Ynki. Teraz już obie leżałyśmy na chodniku z głowami pod samochodem budząc żywe zainteresowanie przechodniów. Maluch wrzeszczał, wystawiał łebek, ale złapać nie było jak. Po chwili miły przechodzień zdradził nam personalia właściciela skody.
Pan przybył i otworzył maskę. Zanurzywszy przedramiona w czeluściach silnika wywlekłam kocika za ogon i razem z Ynką zapakowałyśmy go do torby.
Teraz siedzi w kiblu w mojej pracy. Płeć na razie nieznana, bo przy próbie sprawdzenia wydaje dźwięk jak startujący F16. Brudny jak święta ziemia, ale na oko raczej zdrowy. Zdjęcia będą jutro z rana. Wieczorem pojedzie do weta na przegląd. NIE MOGĘ DAĆ MU TYMCZASU
