Strona 1 z 1
Kotek którego życie wisi na włosku

Napisane:
Pon wrz 26, 2011 22:49
przez nina281
6 miesięczny kocurek, potrącony przez samochód. Straskana miednica, zmiażdżona kosc krzyżowa. Poki co (od srody) bezwladny ogonek, nie sika, luźny (ziejący) odbyt (brak odruchu zwierania). Od głowy do pasa zdrowy walczący o życie kotek, od pasa w dół kaleka, którego już dwóch vetów chciało usypiać. Dziś jeden z autorytetów polskiej chirurgii i ortopedii psów i kotów odmówił wykonania operacji. Szanse na chodzenie - są, szanse na samodzielne wyproznianie się - brak.
Kociak jest przecudowny i przesłodki. Wiele wycierpiał. Znalazlam go wiele wiele godzin po wypadku w bardzo cięzkim stanie. Teraz po kilku dniach tuli sie do mnie, lasi, mruczy, chętnie je, tylko... co ja mam robić???
Czy ktoś może polecić mi lekarza w Polsce lub za granicą, który da mu szansę?
Czy jest kot nie będzie sikła i kupkał, ale ja się nauczę tego robić, ma szanse na życie? Lekarze straszą, że wda się zakażenie prędzej czy pozniej. Wiem ze niektorzy z Was opiekują się takimi kotami - jak to jest???
Czy ktoś zna dobrego rehablitanta? Jakieś metody? Namiary na kogoś kto zechce Małemu pomóc? Tyle wycierpial i taka w nim wola życia. Przecież nie mogę go uśpić-((( Pomozcie proszę...
Nina
Re: Kotek którego życie wisi na włosku

Napisane:
Pon wrz 26, 2011 22:53
przez BOZENAZWISNIEWA
Nie wiem co napisać,podrzucę , może ktoś madrzejszy się wypowie

Re: Kotek którego życie wisi na włosku

Napisane:
Pon wrz 26, 2011 22:58
przez Ewik
Czemu guru odmówił? Uzasadnił jakoś?
Re: Kotek którego życie wisi na włosku

Napisane:
Pon wrz 26, 2011 22:59
przez Amanli
Napisz skąd jesteś, moze ktoś wie o dobrym wecie w pobliżu miejsca Twojego zamieszkania. Rozumiem, że ma pełen pakiet badań, z rtg włącznie?
Re: Kotek którego życie wisi na włosku

Napisane:
Pon wrz 26, 2011 23:09
przez nina281
Guru uzasadnil - nie ma sensu bo nie bedzie sikal na pewno.
Być może bał sie tez ze moze raczej zaszkodzić niż pomoc - byla z nimi moja siostra bo ja chwilowo jestem uziemiona za granica. Wracam w srode z lotniska jade prosto do niego.
Tak ma komplet badan. Od srody jest w szpitalu na Gagarina i ma calodobowa opieke, ja jestem u niego 2 razy dziennie. Mial miec rezonans ale wiekszosc vetow stwierdzila ze rezonans nic nie da (jeden jedyny rezonans weterynaryjny jest we Wroclawiu; jak mi jaks vet karze, to pojade do Wrocka). Jestem z Warszawy.
Re: Kotek którego życie wisi na włosku

Napisane:
Wto wrz 27, 2011 7:10
przez Agn
Jeśli jest szansa na chodzenie, to wg mnie warto zawalczyć.
Mam w tej chwili dwa koty z pieluchą na tyłku. Oba chodzące i oba bez kontroli zwieraczy. Jeden od prawie pięciu lat drugi, od prawie trzech.
Przy takich kotach tak naprawdę najważniejsze jest żeby produkty przemiany materii nie zalegały w kocie - żeby pracowały jelita i żeby pęcherz się opróżniał.
Szansa na chodzenie jest o tyle ważne, że chodzący kot nie będzie miał odleżyn i - poza zmianami pieluchy - będzie zupełnie samodzielnym kotem.
W razie jakichkolwiek pytań szczegółowych - pisz.
Na forum jest całkiem sporo kotów niepełnosprawnych z pieluchą na pupie.
Re: Kotek którego życie wisi na włosku

Napisane:
Wto wrz 27, 2011 7:17
przez CoToMa
W fundacji już od ponad trzech lat mieszka kocur Merlin.
Jest po wypadku, trzeba go wyprożniać i odsikiwać.
Mimo, że ma czucie w tylnych łapach, korzysta tylko z przednich.
Ale radzi sobie dobrze.
Moim zdaniem warto dać szansę kociakowi...
Re: Kotek którego życie wisi na włosku

Napisane:
Wto wrz 27, 2011 7:40
przez nina281
Agn, CoToMa
Wątek o Merlinie czytalam wczoraj do 2 nad ranem i od 6 znowu tu jestem. Na przemian ryczę i mam nadzieje. Bardzo mnie zdolowala ta odmowa opercji. Bylam pewna, ze się podejmie, nawet w snach mi się nie snilo, że nie będzie chcial. Sytuacja wygląda tak, że mimo iż oczywiscie szukam innych chirurgów, ortopedów, specjalistów, to podejrzewam, że jest Ten vet nie podjął się operacji, nie zrobi tego nikt inny w tym kraju. Moja znajoma hodowczyni powiedziala mi o swietnych lekarzach w Klinice Uniwersyteckiej w Utrechcie. Napiszę do nich ale musze najpierw wrocic do Warszawy. Nie wiem co dalej. W nocy kociak wrocil na Gagarina gdzie owszem ma opieke ale siedzi w klatce a doba kosztuje 120 zl po obniżce:-((
Czy sa jakieś inne metody, rehabilitacja, leki, a moze potrzebna jest wizyta u neurochirurga?
On nie robi ani siku ani qpy. Jak sie nawet nauczę, jak mam go wyciskać 4 razy dziennie?? Pracuję... w domu jestem przy najlepszych wiatrach ok. 17.30, najczesciej 18.00. Wychodze po 7 rano... Kto się nim zaopiekuje w ciągu dnia? Mam dwa koty wariaty ktore nie wiem czy nie beda go atakować, to plus schody w domu oznacza, że przynajmniej na początku musialby być izolowany w pokoju
Nie chce go stracic ale jak zorganizować jego życie gdy mnie nie bedzie w domu?
Mam strasznego doła:-((((((