Cześć, potrzebuję wsparcia bardziej doświadczonych w siuśkowym dochodzeniu.
We wrześniu przygarnęliśmy w narzeczonym dwójkę znajdek - Maję i Yoshiego. Maja ma teraz pół roku, dwa tygodnie temu miała sterylkę. Problem z Mają jest taki, że odkąd ją przygarnęliśmy posikuje na kanapę, poduszki koce. Najczęściej sika w nocy albo kiedy nikt nie widzi. Chyba wie, że nie wolno, bo później od razu kitra się wystraszona za kanapę i schodzi z oczu. Mimo to nadal sika w niemal te same miejsca, tylko trochę jakby robi rotację: jeżeli wcześniej siknęła na kanapę, sika na koc obok, jeżeli na koc, wali na poduszki w innym miejscu itd. Czasami przed siknięciem chodzi i miauczy, czasem przy tym zagląda do kuwet (są dwie), wtedy staramy się niemal od razu sprzątnąć, ale czasami siknie gdzieś z boku zanim zdążymy. Tylko jakby ciężko ustalić jakiś konkretny wzór zachowania, bo niemal za każdym razem sytuacja przed znalezieniem szczocha wygląda inaczej, czasami nie ma żadnego ostrzeżenia. Najczęściej powtarza się to, że nie ma nas w pokoju albo jest noc (sypialnię mamy cały czas zamkniętą, bo na początku obrała sobie za szczochowy cel nasze łóżko) oraz to, że najczęściej sika na rzeczy miękkie.
Próbowaliśmy:
zmieniać żwirek (na początku był silikonowy - nie sprawdził się, teraz mamy Benka bentonitowego bezzapachowego, jak dotąd się sprawdzał - czy mógł jej się odwidzieć?),
eksperymentowaliśmy też z kuwetą (odkryta, zakryta, zakryta z wyjętymi drzwiczkami - taka się chyba najbardziej sprawdzała).
Wszystko jest prane niemal od razu, jak tylko zauważymy - albo długie pranie antyalergiczne dla delikatniejszych rzeczy lub gotowanie dla tych mocniejszych. Kanapę spryskujemy octem i posypujemy sodą, żeby zapach nie został. Zastanawiam się też nad kupnem Urine off albo czegoś w tym rodzaju + coś odstraszającego, wiem, że w tym wątku pojawiło się kilka propozycji, ale nadal trochę nie wiem, co byłoby skuteczniejsze?
Jutro idziemy do weta na badania moczu, bo jak wcześniej opisywaliśmy problem weterynarce stwierdziła tylko, że brzmi to bardziej na problem behawioralny, nie fizjologiczny i że pewnie po sterylce przejdzie. Sterylkę miała dwa tygodnie temu i kiedy przez tydzień chodziła w tym kubraczku wszystko było w porządku, teraz po zdjęciu znowu zaczęła. Miała robione też przy okazji badania i stwierdzili, że wszystko jest w porządku. Później dopatrzyliśmy, że ma ALT powyżej normy, czyli 114.
Z rzeczy mniej technicznych: Maja jest chyba trochę zwichrowana. Łatwo się płoszy, ale jak już da się pogłaskać to niemal cały czas domaga się brania na ręce i tulenia, bardzo głośno wtedy mruczy i ugniata łapkami, bez problemu wystawia też brzuszek do głaskania i nie gryzie wtedy po rękach, właściwie w ogóle nie gryzie. Mam jednak niestety wrażenie, że kiedy jest tulona częściej nie sika do kuwety. Niezbyt też dogaduje się z moim narzeczonym, który już stracił cierpliwość i szczerze mówiąc jest gotowy ją oddać, bo nie wiemy co robić. Nie wiem jak go przekonać do tego, że kota może być zestresowana przez jego ciągłe pohukiwanie na nią i przepędzanie (niestety ich relacja ostatnio praktycznie ogranicza się tylko do tego). Często też wydaje się chodzić i miauczeć bez powodu (oczywiście pewnie jakiś jest, ale nie możemy go namierzyć, bo wydaje się domagać wtedy jedynie głaskania i uwagi). Często też wylizuje np. moje ręce albo niemal cokolwiek co ma pod nosem, chociaż to się zaczęło dopiero po sterylce. Czy jeżeli to stres Feliway może pomóc? Domyślam się, że bardziej potrzebne są też inne zmiany, ale na dobry początek dla spokoju jej i narzeczonego? Niestety on nie jest też kocią osobą, raczej woli psy i z kotami właściwie dopiero teraz ma styczność, więc szybko wpada w stereotypowe myślenie - że Maja jest wyrachowana, że tak naprawdę ma w dupie czy sika czy nie itp.
Zatem, żeby może jakoś to podsumować: nie wiem już na co zwracać uwagę, nie wiem też już co robić. Wydaje mi się, że zwracałam uwagę na wszystko, ale domyślam się, że coś mi umyka. Co? Chcę jednocześnie zminimalizować stres u koty jak i u narzeczonego. Niestety obydwoje sobie nie pomagają. Szukam też ewentualnej drogi, gdy badania wyjdą dobrze. Mam nadzieję, że udało mi się to opisać w miarę w uporządkowany sposób, ale nie wiem już czy napisałam wszystko, ale cała sytuacja jest już trochę paranoiczno-stresowa
Przepraszam za tak długiego posta. Może podzielę się chociaż zdjęciem naszej recydywistki i jej "brata". Maja to krówka, Yoshi burasek, byli razem kastrowani chociaż on jest miesiąc młodszy ->
zdjęcie.