uśpić "kaleke"? + siedem kolejnych kocich nieszczęść

Kontynuacja mojego małego dramatu który wciąż się powiększa
http://forum.miau.pl/viewtopic.php?f=1&t=129524
Sytuacja jak dla mnie jest tragiczna, zakladając poprzedni wątek myślałam że jest źle, 2 kociaki z kocim katarem, jeden ze złamaną łapką lub wadą genetyczną, w dodatku totalnie dzikie, do tego 2 kocice pilnie do zabiegu i oczywiście zero funduszy. Założyłam bazarek dzięki pomocy dziewczyn udało się zebrać chociaż na leczenie, ale wystarczy tylko na max dwa koty,mniejsza z tym.
Myślałam że największym problemem będzie wyłapanie kociąt bo ciągle chowały się za garaże gdzie nie ma dostępu, mimo deszczowej aury pokochałam dzień w którym strasznie lało i mądra kocica zaprowadziła kociaki do domku, do kolejnej mamuśki odchowującej jednego kociaka. Maluchy się do domku już przyzwyczaiły i tam grzecznie siedzą, myślę sobie jeden problem z głowy można zaczynać leczenie... Koszmar zaczął się wczoraj gdzie z trzech kociaków zrobiło się siedem
... wpadłam w panike widząc grupe kociąt bawiących się pod drzewem. Nigdy w życiu nie miałam styczności z taką ilością maluchów wszystkie są mniej więcej w tym samym wieku, podejrzewam że urodziły się w połowie maja, bo są ciut bardziej rozgarnięte od malucha urodzonego 30go maja. Niestety wszystkie totalnie dzikie (chociaż dzisiaj zaczęłam oswajanie). Dużo maluchów ma objawy kk reszta śpi z nimi cały czas więc można założyć że niedługo też będą chore, w dodatku ta pogoda... Niestety nie mam możliwości izolowania maluchów, do domu też nie mogę zabrać (5 kotów i 3 psy) . Oczywiście wraz z maluchami doszła kolejna nieznana mi kocica ( znaczy znana ale z tego że to stary kocur, bo tak zawsze twierdziła ŚP sąsiadka która zostawiła mi kociarnie "w spadku" ). Rozmawiałam wczoraj z jej synem i bratem na temat pozostawionych kotów, oni nie rozumieją że to poważny problem i to ich wina bo po śmierci Alicji nic z kotami nie zrobili, zamknęli dom na 4 spusty i zburzyli kocią bude. Powiedzieli mi że przecież my lubimy koty więc powinniśmy się cieszyć że są i to dla nas nie jest problem, na tym rozmowa się zakończyła. Teraz mam sama na swojej głowie 7 kocich nieszczęść i 3 kocice już po rui więc pozostaje jedynie sterylka aborcyjna, nigdy bym się nie odważyła na taki krok , wiem że sumienie nie będzie dawało mi żyć, ze zabiłam nienarodzone, ale zrozumiałam że wyjścia nie ma i trzeba jak najszybciej działać, tylko jak? co zrobić z dzikimi kocicami na czas po sterylce? jedna w miare się do mnie przyzwyczaiła nabrała zaufania daje się głaskać więc z nią najmniejszy problem a kolejne totalnie dzikie, zbliżają się do mnie na odległość minimalnie 5 metrów, zamknęłam jedną kiedyś niechcący w domku na podwórku siedziała przez chwile a domek w środku zrujnowany, okosz głową szyb nie powybijała
boje się tego wszystkiego strasznie, jestem niedoświadczona, nie mam długiego "stażu" w dodatku brak pieniędzy i brak kociarzy w mojej okolicy którzy mogliby mi pomóc, wszyscy znajomi potrafią tylko powiedzieć "olej te koty, przecież to jedna wielka zaraza, wyrzuć koty z domu, zobaczysz jak będziesz chora, nie niszcz sobie życia".. takie ich pocieszenie, a rodzina? to samo... nie mam w nikim wsparcia, babcia która codziennie wszystkie dokarmiała, wystraszyła się sąsiadek które zaczęły się awanturować , stwierdziła że chce mieć spokojną starość nie potrzebuje tylu nerwów, przestała koty dokarmiać. Najbardziej przykro jest wtedy kiedy nawet najbliżsi działają przeciwko tobie a ty zostajesz ze wszystkim sama
jestem po prostu na skraju wykończenia nerwowego. Nie chce żeby maluchom krzywda się stała, nie mogę spać po nocach, cięgle o nich myśle, czy gdzieś nie wyszły, czy gdzieś nie wpadły czy sobie czegoś nie zrobiły... to jest po prostu szok. Nie wiem co mam dalej z tym wszystkim robić, nigdy się nie spodziewałam że kocia sytuacja kiedyś mnie przerośnie. Na domiar złego sama ze sobą też mam problemy, zrobiłam się alergikiem, mam anemie, jutro mam testy na alergie i jestem w 99% przekonana że wyjdzie sierść, ale w tej chwili to dla mnie nic nie znaczy. Kocham moje koty i nigdy z nich nie zrezygnuje
Powiedzcie mi drogie kociary co ja mam z tym wszystkim zrobić, tylko prosze nie piszcie żebym szukała pomocy w swojej okolicy, szukałam już dawno, nie raz i nie dwa. Znalazłam tylko jedną kochaną osobę też kociare, niestety kontakt się urwał, pisałam, ale zero odzewu...
Jestem w tragicznym stanie,bardzo prosze pomóżcie mi, doradźcie co ja mam robić puki jest czas...
Zrobiłam dzisiaj zdjęcia kociakom, niektóre udało mi się rozszyfrować (płciowo) ale 3 albo 4 koty (już sama nie wiem) są takie same i ni cholery nie moge się połapać który jest który, łape jednego sprawdzam, widze, nagle wyrywa się ucieka do reszty, i już nie wiem który to był
wiem tyle że są przepiękne, miziaste, puszyste i takie mięciutkie
no i jak na swoje upierdliwe charakterki i tak są bardzo kochane
Kaleki kocurek od którego wszystko się zaczęło

kociczka

kocurek

tu już się gubię


i kocurek oswojony z 30go maja


http://forum.miau.pl/viewtopic.php?f=1&t=129524
Sytuacja jak dla mnie jest tragiczna, zakladając poprzedni wątek myślałam że jest źle, 2 kociaki z kocim katarem, jeden ze złamaną łapką lub wadą genetyczną, w dodatku totalnie dzikie, do tego 2 kocice pilnie do zabiegu i oczywiście zero funduszy. Założyłam bazarek dzięki pomocy dziewczyn udało się zebrać chociaż na leczenie, ale wystarczy tylko na max dwa koty,mniejsza z tym.
Myślałam że największym problemem będzie wyłapanie kociąt bo ciągle chowały się za garaże gdzie nie ma dostępu, mimo deszczowej aury pokochałam dzień w którym strasznie lało i mądra kocica zaprowadziła kociaki do domku, do kolejnej mamuśki odchowującej jednego kociaka. Maluchy się do domku już przyzwyczaiły i tam grzecznie siedzą, myślę sobie jeden problem z głowy można zaczynać leczenie... Koszmar zaczął się wczoraj gdzie z trzech kociaków zrobiło się siedem




Powiedzcie mi drogie kociary co ja mam z tym wszystkim zrobić, tylko prosze nie piszcie żebym szukała pomocy w swojej okolicy, szukałam już dawno, nie raz i nie dwa. Znalazłam tylko jedną kochaną osobę też kociare, niestety kontakt się urwał, pisałam, ale zero odzewu...
Jestem w tragicznym stanie,bardzo prosze pomóżcie mi, doradźcie co ja mam robić puki jest czas...

Zrobiłam dzisiaj zdjęcia kociakom, niektóre udało mi się rozszyfrować (płciowo) ale 3 albo 4 koty (już sama nie wiem) są takie same i ni cholery nie moge się połapać który jest który, łape jednego sprawdzam, widze, nagle wyrywa się ucieka do reszty, i już nie wiem który to był




Kaleki kocurek od którego wszystko się zaczęło

kociczka

kocurek

tu już się gubię



i kocurek oswojony z 30go maja

