Strona 1 z 16

Magruśka juz w Bydgoszczy! Wieści na bieżąco :)

PostNapisane: Śro cze 29, 2011 18:00
przez Magilaina
Będzie trochę długawo, bo muszę opisać całą sytuację. Straszną, przerosła mnie nieco.

Ad rem: jakieś niecałe dwa tygodnie temu, pod moja pracą zaczęła się pojawiać kotka, której nigdy wcześniej nie widziałam. Jakaś nowa, osamotniona nieco, ale nie wyglądała na oswojoną. Przynajmniej tak mi się wydawało. Była ufna ograniczenie, zachowując bezpieczny dystans. I zaniedbana, wychudzona, sponiewierana. Bardzo drobna, wyglądała na bardzo młodą - nie wiem czy z powodu chudości, czy też rzeczywiście. Niemniej - ma pewnie około roku. Zaczęłam ją dokarmiać. Okolica bezpieczna, bez ruchliwej ulicy i jakichś polowań na koty jak mi sie wydaje. Wyjechałam na 3 dni i jak wróciłam, okazało się, że kotka postanowiła regularnie mnie odwiedzać w celach konsumpcyjnych. Zadwoniłam zatem do Koterii z prośba o radę, czy pomimo jej młodego wyglądu mogłabym przywieźć ją na sterylkę. Uznałam to za priorytet, gdyz kicia, pomimo ogólnego sponiewierania, miała zdrowe oczka i wyglądała dośc zdrowo i (o zgrozo) płodnie. Z powodu słuzbowego, kolejnego wyjazdu poprosiłam o termin na ten tydzień. Na DZIŚ. Umówiłam się, że kotkę dostarczę wczoraj wieczorem, albo dzis rano. W tak zwanym międzyczasie zaobserwowałam, że kotka ma jakis taki brzuszek na boki lekko wypchany, co przy jej ogólnej chudośc było podejrzane. Po konsultacji w Koterii nadaliśmy jej status "ciężarna". Zważywszy na fakt jak leciała do jedzenia i na fakt, że udało mi się raz ją złapać juz w ręce w celu sprawdzenia płci - postanowiłam ją złapac w transporter, rękami. Nie mam klatki łapki, doświadczenia, ani też nie chciałam nikomu zawracać głowy, bo wiem jak teraz wygląda sprawa z kotami. Wczoraj popołudniu więc, przytargałam z domu transporter i zakradłam się z nim w miejsce karmienia, ale kotka (pomimo, że ją celowo przegłodziłam) jakos strasznie nieufna była. Podejrzanie. I znacznie grubsza. Zaczęła jeśc, a gdy chciałąm ją złapac za kark - podskoczyła na pół metra i tyle ją widziałam. Zadwoniłam zatem do Koterii i Panie powiedziały, żebym ją jutro (dziś) łapała i przywoziła bez względu na godzinę - nawet po południu.

I tu zaczyna się dramatyczna część historii...

Przyszłam do pracy rano, spcejalnie o 7.00, żeby wkoło była cisza i spokój. Kotka była, czekała na jedzenie. Ale o dziwo, po wczorajszej przygodzie z ucieczką jak oparzona, dziś - podeszła do mnie i miałczy i łasi się. Jak nie ten sam kot. Ona nigdy do mnie nie podchodziła bezstresowo. Musiałam się ukrywać, odchodzić, chowac. Wydało mi sie to podejrzane. Przyjrzałąm się jej i o zgrozo...miała mokry ogon i całą tylnia część wraz z łapkami. Takie wylizane, ale jeszcze mokre. I była zdecydowanie chudsza. Urodziła! Pobiegłam galopem do kanciapy w jakiej się chowała, a która nalezy do firmy, w której pracuję (jeśli ktos czytał mój zimowy wątek z Dexterem - to wie). Jest tam pierdzielnik straszliwy, a w związku z tym, że juz od pół roku szykujemy się do zmiany siedziby i sa porządki, to do kanciapy trafiło coraz więcej rozwalonych mebli i gratów. Ale pozostała w miarę ogarnięta część, gdzie stoi zbudowany przeze mnie zimą styropianowy domek dla innej mamy z kociakami.
Poleciałam z latarką, obejrzałam wszelkie zakamarki, domek i wszstkie inne schronienia i nic. KOciaków nie ma. Złapałam (korzystając z tej przedziwnej przmilności) kotkę w transportej i dzwonię do Koterii z prośba o radę. Pani powiedziała, że jak od razu przyjadę to ocenimy, czy ona urodziła. I jesli tak - trzeba ją wypuścić spowrotem. Cała operacja miała trwac mniej niz dwie godziny, więc kociaki bez mamy dałyby radę. Pojechałam zatem, angażując niechętna kotom kolezankę z pracy. W sytuacjach ekstremalnych wszystkim serce mięknie, więc prosić za bardzo nie musiałam.

W Koterii Pani Doktor obejrzała kotkę i wróciła do mnie oznajmiając, że w brzuchu kociaków zadnych nie ma, że chyba rodziła, że raczej tak i żeby wypuścic, obserwowac, śledzić, gdzie łazi i mamy się zdzwonić za dni kilka. Ok. Wracamy.
I tu zaczyna się apogeum dramatu..

Wypuszczam kotke pod firmą, a ona stoi. Nigdzie nie idzie. Dałam jej wodę i jeść. Wypiła, zjadła i stoi i miałczy i się ociera i chce głaskania i bez przerwy miałczy. Musiałam iśc do pracy, bo przyszedł Pan na spotkanie. Kotka stoi cały czas pod firma. Zaczyna włazić do środka (nigdy!!!! wcześniej by na to się nie odwazyła). Wchodzi mi do pokoju, skacze na biurko i miałczy. Nie wiedziałam o co chodzi. Wyszłyśmy z koleżanką przed firmę, a ona patrzy na nas i miałczy. Koleżanka mówi: może ona nas chce gdzieś zaprowadzić? Idziemy za nią, a ona idzie, patrzy czy podążamy z tyłu i miałczy. Normalnie jak na filmie prowadzi nas do tej kanciapy i przeraźliwie miałczy. Zrozumiałyśmy od razu, że prosi nas o pomoc. Otwieram kanciapę, a ona idzie po jakis gratach w najgosza część kanciapy i miałczy. A tam juz nie ma dostępu, bo jest wszystko zagracone i grozi zawalaniem. W związku z tym, że to była tak rozpaczliwa prośba o pomoć, to złapałyśmy z koleżanką jakieś rekawice i zaczęłyśmy odgruzowywac to wszystko. Jakies blachy, połamane krzesła, ławki, stoły...dokąd mogłyśmy. Nie znalazłyśmy nic. Nawet w pewnym momencie doszłyśmy do tej naszej kici, która leżała na jakichs szmatach, myślałyśmy, że tam są kociaki - ale nie. Dalej juz nie mamy dostepu i nie da rady tam sie dostać. Fizycznie jest to niemożliwe. Ze łzami w oczach poddałyśmy się. Wróciłyśmy do pracy, a kicia za nami. I miałczy. Boże, jak jej pomóc....Te kociaki musiały jej albo gdzies tam wpaść, albo urodziły sie martwe (ona jest strasznie drobna i brzuch miała mały). Nie wiem, ale to taka bezradność. One na pewno już nie żyją. Jak pomóc tej zrozpaczonej mamie? Czy myslicie, że wysterylizowac ja juz teraz to dobry pomysł? Nie chce, żeby zaszła w kolejną ciąże. Jakieś pomysły, rady?

Boże, jak sobie przypomnę ten widok i wiem, że jutro będzie to samo, to wyc się chce z bezradności. Jak pomóc jej to przetrwać? Ten dramat.

No i poszukam jej domu. Nie chcę, żeby ona zyła na tej ulicy :(


Obrazek :1luvu:

Re: Dramat Kociej Mamy - jak jej pomóc przetrwać????

PostNapisane: Śro cze 29, 2011 18:09
przez kristinbb
Nie wiem co Ci doradzić ...
może w Koterii są bardziej doświadczone...
Nie wiem czy te kociaki jeszcze żyją, takie małe to szybko umierają niestety. :(
czy kotkę można oddać na sterylkę ?
Może ktoś bardziej doświadczony się odezwie ...

Re: Dramat Kociej Mamy - jak jej pomóc przetrwać????

PostNapisane: Śro cze 29, 2011 18:16
przez kropkaXL
Być może urodziła niedonoszone płody, może jeszcze jakies w brzuszku są!-koniecznie trzeba z nią do weta, bo to grozi śmiercią w strasznych męczarniach! :cry: :cry: :cry:

Re: Dramat Kociej Mamy - jak jej pomóc przetrwać????

PostNapisane: Śro cze 29, 2011 18:21
przez Magilaina
kropkaXL pisze:Być może urodziła niedonoszone płody, może jeszcze jakies w brzuszku są!-koniecznie trzeba z nią do weta, bo to grozi śmiercią w strasznych męczarniach! :cry: :cry: :cry:


Doktor z Koterii ją obmacała i powiedziała, że na pewno nie ma kociaków, jest cos bardzo małego wyczuwalnego, ale raczej wygląda to na kał. Tak czy inaczej jutro dzwonię do Koterii i umawiam ja na zabieg, więc i tak się wyjaśni. Bo ona od samego rana do wieczora u kociaków nie była i na pewno nie jest w stanie dostać się do nich - nawet jeśli urodziły się żywe, więc temat karmienia chyba możemy zapomnieć. Straszne to. Takie smutne. I niech mi ktoś powie, że życie kotów w mieście jest zarąbiście fajne, a cud narodzin jest git :(

Re: Dramat Kociej Mamy - jak jej pomóc przetrwać????

PostNapisane: Śro cze 29, 2011 18:25
przez alix76
O cudzie narodzin można będzie powiedzieć, jak będę zapisy na kocięta nierasowe na pół roku naprzód, po zabezpieczeniu okien i pozytywnej opinii lekarza weterynarii :evil: .
Magilaina, ratuj, co się da - kociakom, o ile w ogóle urodziły się żywe, już nie pomożesz :( . Ratuj kotkę, po pierwsze, przed ewentualnymi powikłaniami po porodzie.poronieniu, po drugie, przed powtórką :(

Re: Dramat Kociej Mamy - jak jej pomóc przetrwać????

PostNapisane: Śro cze 29, 2011 18:26
przez kropkaXL
My tego na pewno nie powiemy!
Każda z nas wie,że to dramat i cierpienie,czy na wsi,czy w mieście bezdomność jest straszna! :cry: :cry: :cry:
Dobrze,że trafiła na wrażliwe serce,pomożesz jej,a to bardzo ważne!-być może dla niej to uratowane życie!

Re: Dramat Kociej Mamy - jak jej pomóc przetrwać????

PostNapisane: Śro cze 29, 2011 18:29
przez Magilaina
alix76 pisze:
Magilaina, ratuj, co się da - kociakom, o ile w ogóle urodziły się żywe, już nie pomożesz :( . Ratuj kotkę, po pierwsze, przed ewentualnymi powikłaniami po porodzie.poronieniu, po drugie, przed powtórką :(


To ja wiem. Żebym nie miała problemów finansowych, to bym z nia od razu poszła do weta komercyjnego na usg, ale nie stac mnie. Po prostu. Mam kryzys finansowy. Mam nadzieję, że w Koterii Panie pomogą. Ona fizycznie czuje się dobrze. Ale psychicznie siadła na amen. Normalnie staje przede mną i miałczy w tonie: błaagam, ratuj moje dzieci.
Nie wiem jak jej pomóc, juz jej dzis tłumaczyłam, że wszytko będzie dobrze, ale ona tak płacze straszliwie..... kuźwa

Re: Dramat Kociej Mamy - jak jej pomóc przetrwać????

PostNapisane: Śro cze 29, 2011 18:34
przez kropkaXL
Rozumiem Cię doskonale :( :( :( :( :(
Najgorsza jest niemoc.......

Re: Dramat Kociej Mamy - jak jej pomóc przetrwać????

PostNapisane: Śro cze 29, 2011 19:00
przez PcimOlki
Magilaina pisze:...
Nie wiem jak jej pomóc, juz jej dzis tłumaczyłam, że wszytko będzie dobrze, ale ona tak płacze straszliwie..... kuźwa

Koteria powinna doradzić. Wszak w Koterii usypianie ślepych miotów jest standardową procedurą, więc muszą mieć sposoby na rozpacz matki.

Re: Dramat Kociej Mamy - jak jej pomóc przetrwać????

PostNapisane: Śro cze 29, 2011 19:12
przez Magilaina
PcimOlki pisze:
Magilaina pisze:...
Nie wiem jak jej pomóc, juz jej dzis tłumaczyłam, że wszytko będzie dobrze, ale ona tak płacze straszliwie..... kuźwa

Koteria powinna doradzić. Wszak w Koterii usypianie ślepych miotów jest standardową procedurą, więc muszą mieć sposoby na rozpacz matki.



Wiesz...rozumiem kontrowersje, ale ta złosliwośc to żadna dla mnie rada. Naprawę mam ogromny dylemat, jak jej teraz pomóc. Te kocięta (żywe, czy nieżywe - nie wiem) były. I jakis tragiczny zbieg okoliczności sprawił zaistniałą sytuację. I ja powaznie pytam. Czy sterylizacja teraz, po tym przeżyciu traumatycznym może jakos zadziałać. Jak nie pogorszyć? I głównie o psychikę kotki mi chodzi, bo zasadność steryliacji jest dla mnie bezsprzeczna. I tez ta rozpacz kotki mnie zastanowiła. Czy rozpaczałaby tak, gdyby dzieci urodziły sie martwe? Bo mi się wydało, że rozpacz jej jest spowodowana tym, że urodziła je w miejscu, do którego teraz nie może sie dostać. To tylko moje wrażenie, bo jestem totalnym laikiem w tej kwestii.

Re: Dramat Kociej Mamy - jak jej pomóc przetrwać????

PostNapisane: Śro cze 29, 2011 19:30
przez PcimOlki
Magilaina pisze:
PcimOlki pisze:
Magilaina pisze:...
Nie wiem jak jej pomóc, juz jej dzis tłumaczyłam, że wszytko będzie dobrze, ale ona tak płacze straszliwie..... kuźwa

Koteria powinna doradzić. Wszak w Koterii usypianie ślepych miotów jest standardową procedurą, więc muszą mieć sposoby na rozpacz matki.



Wiesz...rozumiem kontrowersje, ale ta złosliwośc to żadna dla mnie rada. ....

W sumie nie chodzi o złośliwość.
Chodzi o praktyczną umiejetność zaradzenia sytuacji. Nie sądzę, żeby w Koterii działały sadystki - robią co robią, więc chyba jakieś sposoby na rozpacz kotki po stracie kociąt wypraktykowały.

Re: Dramat Kociej Mamy - jak jej pomóc przetrwać????

PostNapisane: Śro cze 29, 2011 19:32
przez jaaana
Magilaina pisze:
PcimOlki pisze:
Magilaina pisze:...
Nie wiem jak jej pomóc, juz jej dzis tłumaczyłam, że wszytko będzie dobrze, ale ona tak płacze straszliwie..... kuźwa

Koteria powinna doradzić. Wszak w Koterii usypianie ślepych miotów jest standardową procedurą, więc muszą mieć sposoby na rozpacz matki.



Wiesz...rozumiem kontrowersje, ale ta złosliwośc to żadna dla mnie rada. Naprawę mam ogromny dylemat, jak jej teraz pomóc. Te kocięta (żywe, czy nieżywe - nie wiem) były. I jakis tragiczny zbieg okoliczności sprawił zaistniałą sytuację. I ja powaznie pytam. Czy sterylizacja teraz, po tym przeżyciu traumatycznym może jakos zadziałać. Jak nie pogorszyć? I głównie o psychikę kotki mi chodzi, bo zasadność steryliacji jest dla mnie bezsprzeczna. I tez ta rozpacz kotki mnie zastanowiła. Czy rozpaczałaby tak, gdyby dzieci urodziły sie martwe? Bo mi się wydało, że rozpacz jej jest spowodowana tym, że urodziła je w miejscu, do którego teraz nie może sie dostać. To tylko moje wrażenie, bo jestem totalnym laikiem w tej kwestii.

Gdyby żyły, to byś je usłyszała, tak sądzę.

Re: Dramat Kociej Mamy - jak jej pomóc przetrwać????

PostNapisane: Śro cze 29, 2011 19:40
przez osiek39
A może koteczkę dać do osieroconych kociaków(osesków)? Może ktoś szuka kociej mamki?? :(

Re: Dramat Kociej Mamy - jak jej pomóc przetrwać????

PostNapisane: Śro cze 29, 2011 19:42
przez Bazyliszkowa
osiek39 pisze:A może koteczkę dać do osieroconych kociaków(osesków)? Może ktoś szuka kociej mamki?? :(

viewtopic.php?f=10&t=129652

Re: Dramat Kociej Mamy - jak jej pomóc przetrwać????

PostNapisane: Śro cze 29, 2011 19:46
przez Szenila
a czy koteczka ma mleko :?: Bo jeśli tak, to mogła by faktycznie wykarmić jakieś kociaki.
Można jej trochę ulżyć zmieniając miejsce- na takie, które nie bedzie sie jej kojarzyć z dziećmi. sterylizacja może pomóc, ale zdarza się, że kotka która straciła kocięta po sterylizacji jeszcze gorzej to przeżywa. Ale-jest mozliwosc, że cos tam w kotce jest nie tak, np jesli poroniła, a więc sterylizacja bardzo wskazana.