Burasek z rowu walczy o życie [!].

Dzisiaj w południe zadzwoniła do mnie stara przyjaciółka. Znalazła obok swojego domu, w rowie, wycieńczonego, burego,dorosłego kocurka. Nie potrafił stanąć na nogi, ale skrzeczał i gadał.
Pewnie prosił o pomoc. Wzięła go do domu i ... pewnie jej durny chłop poradził zadzwonić do mnie, bo może się nim zajmę i będzie problem z głowy. W przeszłości przecież było juz tak dwa razy.
Powiedziałam, że kot przyszedł do nich prosić o pomoc i mają jechać do weta. Przyjaciólka zaczęła lamentować, że przecież ma JUŻ JEDNEGO KOTA, teraz wybiera się niedługo z mężem do sanatorium i nie ma się nim kto zająć i z pewnością nie weźmie drugiego kota, a na szukanie domu nie ma czasu, bo przecież się nie znajdzie nikt chętny.
Wysłała dorosłą córkę do weta z kotem. Nie wiem co ona powiedziała w lecznicy, w efekcie wróciła bez kota, nie zapłaciła złotówki i pozbyła się problemu.
Około godziny 20 zadzwoniłam do koleżanki i dowiedziałam się tego wszystkiego.
przede wszystkim tego, że zgrabnie i szybko pozbyła się problemu.
Po rozmowie z koleżanką zadzwoniłam do weta i myślałam, że mnie szlag trafi na miejscu. Jąkając się, technik weterynarii powiedziała, że kot jest u nich i nie jest leczony.
Co zrobili weci? Ponieważ NIE MIAŁ KTO ZAPŁACIĆ za usługi weterynaryjne, wycieńczonego kota wrzucili do klatki, zostawiając bez opieki.
i jakiejkolwiek pomocy medycznej!!!!!!!! Rano mieli zadzwonić do schroniska, żeby zabrali kota. Z pewnością chodziło o zapłacenie za pobyt i uśpienie. Podałam swoje dane osobowe, powiedziałam, że jestem ich klientem i zażądałam podania leków i kroplówki.
Potem, obawiając się czy kot jeszcze żyje i czy nie zostanę w jakiś sposób oszukana, wkurzona wsiadłam do samochodu i po przejechaniu 20 km znalazłam się u weta. Kocurek był już podłączony do kroplówki i dostał leki. Dowiedziałam się, że rokowania są kiepskie, że pobrano mu krew do badań. Kot ma silną biegunkę z krwią, prawdopodobnie ma anemię, jest wycieńczony i odwodniony. Sugerowałam, żeby podać mu aminokwasy i glukozę. Nie wiem czy to podadzą. Zostawiłam kocyk i pieluchy flanelowe.
Kotuś odzywa się do człowieka, głaskany próbuje się miziać i mruczy. Jemu bardzo brakuje człowieka. Ewidentnie jest wyrzucony z domu.
Jest wykastrowany.
Nie wiem ile pobyt kota będzie kosztował. Ta klinika bierze za noc pobytu zwierzaka 50 zł. Nie licząc leków. W niedzielę biorą o 50% drożej za wszytko tym bardziej, że na nocnym dyżurze.
Jeśli kot przeżyje te kilka dni to leczenie będzie pewnie długie i kosztowne. Będzie potrzebował dobrego DT, bo ja go nie wezmę do siebie. Nie dam rady, a moja Mama dzisiaj płakała , że mojego postępowania dłużej nie nie wytrzyma.
Mam 14 zwierzaków i nie wezmę już żadnego.


Powiedziałam, że kot przyszedł do nich prosić o pomoc i mają jechać do weta. Przyjaciólka zaczęła lamentować, że przecież ma JUŻ JEDNEGO KOTA, teraz wybiera się niedługo z mężem do sanatorium i nie ma się nim kto zająć i z pewnością nie weźmie drugiego kota, a na szukanie domu nie ma czasu, bo przecież się nie znajdzie nikt chętny.




Około godziny 20 zadzwoniłam do koleżanki i dowiedziałam się tego wszystkiego.



Po rozmowie z koleżanką zadzwoniłam do weta i myślałam, że mnie szlag trafi na miejscu. Jąkając się, technik weterynarii powiedziała, że kot jest u nich i nie jest leczony.


Co zrobili weci? Ponieważ NIE MIAŁ KTO ZAPŁACIĆ za usługi weterynaryjne, wycieńczonego kota wrzucili do klatki, zostawiając bez opieki.





Potem, obawiając się czy kot jeszcze żyje i czy nie zostanę w jakiś sposób oszukana, wkurzona wsiadłam do samochodu i po przejechaniu 20 km znalazłam się u weta. Kocurek był już podłączony do kroplówki i dostał leki. Dowiedziałam się, że rokowania są kiepskie, że pobrano mu krew do badań. Kot ma silną biegunkę z krwią, prawdopodobnie ma anemię, jest wycieńczony i odwodniony. Sugerowałam, żeby podać mu aminokwasy i glukozę. Nie wiem czy to podadzą. Zostawiłam kocyk i pieluchy flanelowe.
Kotuś odzywa się do człowieka, głaskany próbuje się miziać i mruczy. Jemu bardzo brakuje człowieka. Ewidentnie jest wyrzucony z domu.

Nie wiem ile pobyt kota będzie kosztował. Ta klinika bierze za noc pobytu zwierzaka 50 zł. Nie licząc leków. W niedzielę biorą o 50% drożej za wszytko tym bardziej, że na nocnym dyżurze.
Jeśli kot przeżyje te kilka dni to leczenie będzie pewnie długie i kosztowne. Będzie potrzebował dobrego DT, bo ja go nie wezmę do siebie. Nie dam rady, a moja Mama dzisiaj płakała , że mojego postępowania dłużej nie nie wytrzyma.
Mam 14 zwierzaków i nie wezmę już żadnego.