GUZICZEK - przegraliśmy [*]

Guziczek - 2 miesięczny kocurek, na którego źli ludzie dwa razy wydali wyrok śmierci
Jest w tej chwili pod dobra opieką, ale szybko musi zostać zabrany. Niestety musi
Nie ma dokąd wrócić, nie ma się gdzie podziać, nie ma nic oprócz wielkiej woli życia i pragnienia człowieka:(
Jeśli szybko nie znajdę DT - będę musiała oddać go do schroniska
gdzie najpewniej szybko dopadną go wszystkie choroby i umrze
a potem umrę ja
Jestem bezsilna, wyczerpałam wszystkie możliwości pomocy.




A oto jego tragiczna historia:
Zostałam zaalarmowana przez panią Małgosie, że w jej piwnicy już dwa dni okropnie wrzeszczy małe kocię, którego nie jest w stanie wydobyć. Pojechałam. Łapałyśmy przez dwa dni. Po dopadnięciu kociaka okazało sie, że kotków jest dwóch. Jednego zabrała pani Małgosia do siebie, a drugiego jakiś sąsiad miał umieścić u swojej matki.
Zabrał kociaka w moim transporterku i wymienił nazwę ulicy, na którą go zawiezie. Jakaś nadprzyrodzona intuicja kazała mi sprawdzić, co dalej stało sie z kociątkiem i pojechałam tam pod pretekstem odebrania transportera.
Jakimś cudem znalazłam się tam w tak odpowiednim momencie, że widziałam, z którego domu wychodzi ten facet. Powiedział, że kociak nie mógł zostać u matki, bo pies by mu zrobił krzywdę, ale przygarnęła go sąsiadka, parę domów dalej. Odebrałam transporter, ale dalej COŚ nie dawało mi spokoju. Pojechałam z powrotem pod ten dom. Już w samochodzie słyszałam ogromny wrzask, który rozpoznałabym na kilometr. Postanowiłam wejść i zapytać, czy nie potrzeba pomocy w postaci karmy, weta itp.
Zobaczyłam kociątko wciśnięte w róg ogrodu, które już prawie się z niego wydostało, a obok niego dwie małe dziewczynki. Poprosiłam, żeby zawołały mamusię.
To co usłyszałam przerosło wszelkie moje wyobrażenia. Pani powiedziała, że sąsiad przyniósł kociaka i powiedział, że KTOŚ TU ZARAZ PO NIEGO PRZYJDZIE
Zostawił w ogrodzie i sobie poszedł. Ona nie może go przygarnąć, bo ma 4 swoje koty i dwa psy i czy to może ja miałam po niego przyjść, bo ona nie ma zamiaru zabierać go do domu
Zaniemówiłam z wrażenia i nawet się nie zawahałam. Zostawienie go tam było równoznaczne z wyrokiem śmierci
Jeździłam z potwornie wrzeszczącym kociakiem , nie wiedząc, co mam dalej robić. Przejechałam 120 km przez 4 niedzielne godziny, wykonują rozpaczliwe telefony, odwiedzając po drodze wszystkich, którzy mogliby go przygarnąć. Płakaliśmy razem . Jednak wszyscy odmówili.
Kotek znajduje sie u Wani71 - ma wspaniałą opiekę, ale nie może tam zostać ze względu na sytuację, w jakiej się znajduje. Obiecałam, że go zabiorę. Muszę dotrzymać słowa
Nie mogę zawieść jedynej osoby, która mi pomogła. Zabiorę go nawet do...schroniska jeśli będę musiała
Błagam Was, może u kogoś znajdzie się kawałeczek miejsca dla Guziczka
Dołoże się finansowo do jego utrzymania. Zabiorę, jak tylko znajdę jakiś dom. Ale na to potrzeba jednak trochę czasu. czasu, który tak szybko ucieka i działa na naszą niekorzyść.


Jeśli szybko nie znajdę DT - będę musiała oddać go do schroniska





Jestem bezsilna, wyczerpałam wszystkie możliwości pomocy.




A oto jego tragiczna historia:
Zostałam zaalarmowana przez panią Małgosie, że w jej piwnicy już dwa dni okropnie wrzeszczy małe kocię, którego nie jest w stanie wydobyć. Pojechałam. Łapałyśmy przez dwa dni. Po dopadnięciu kociaka okazało sie, że kotków jest dwóch. Jednego zabrała pani Małgosia do siebie, a drugiego jakiś sąsiad miał umieścić u swojej matki.
Zabrał kociaka w moim transporterku i wymienił nazwę ulicy, na którą go zawiezie. Jakaś nadprzyrodzona intuicja kazała mi sprawdzić, co dalej stało sie z kociątkiem i pojechałam tam pod pretekstem odebrania transportera.
Jakimś cudem znalazłam się tam w tak odpowiednim momencie, że widziałam, z którego domu wychodzi ten facet. Powiedział, że kociak nie mógł zostać u matki, bo pies by mu zrobił krzywdę, ale przygarnęła go sąsiadka, parę domów dalej. Odebrałam transporter, ale dalej COŚ nie dawało mi spokoju. Pojechałam z powrotem pod ten dom. Już w samochodzie słyszałam ogromny wrzask, który rozpoznałabym na kilometr. Postanowiłam wejść i zapytać, czy nie potrzeba pomocy w postaci karmy, weta itp.
Zobaczyłam kociątko wciśnięte w róg ogrodu, które już prawie się z niego wydostało, a obok niego dwie małe dziewczynki. Poprosiłam, żeby zawołały mamusię.
To co usłyszałam przerosło wszelkie moje wyobrażenia. Pani powiedziała, że sąsiad przyniósł kociaka i powiedział, że KTOŚ TU ZARAZ PO NIEGO PRZYJDZIE





Jeździłam z potwornie wrzeszczącym kociakiem , nie wiedząc, co mam dalej robić. Przejechałam 120 km przez 4 niedzielne godziny, wykonują rozpaczliwe telefony, odwiedzając po drodze wszystkich, którzy mogliby go przygarnąć. Płakaliśmy razem . Jednak wszyscy odmówili.
Kotek znajduje sie u Wani71 - ma wspaniałą opiekę, ale nie może tam zostać ze względu na sytuację, w jakiej się znajduje. Obiecałam, że go zabiorę. Muszę dotrzymać słowa


Błagam Was, może u kogoś znajdzie się kawałeczek miejsca dla Guziczka
